— Uwaga, zarządzam alarm pierwszego stopnia. Nie wiemy, jakimi siłami rozporządza nieprzyjaciel w sąsiedztwie Kirchola, musimy więc zachować maksymalne środki ostrożności.
Admirał chce, żebyśmy nałożyli areszt na ten statek, nie chce jego zniszczenia, lecz gdy wróg zaatakuje przeważającymi siłami, odpalimy osy bojowe i szybko się wycofamy. Miejmy nadzieję, że to gniazdo bandytów.
Przechwyciła czyjeś niewyraźne, mentalne sarkanie.
— Proszę, tylko nie następny skok dla zmylenia.
Ze znużonego tonu wywnioskowała, że musiał to być Oxley, mężczyzna jeszcze starszy od Rubena, liczący już sobie sto pięćdziesiąt lat. Sinon polecał go jej uwadze, kiedy kompletowała swoją pierwszą załogę. Gdy wstąpiła do Floty, pozostał z nią głównie z poczucia lojalności. Czy powinien?
„Dymasio” wykonał skok.
Brunatna kula Kirchola wisiała trzysta siedemdziesiąt tysięcy kilometrów pod kadłubem „Oenone” w towarzystwie księżyców słabo migoczących w mętnym świetle odległego słońca. Gazowy olbrzym nie miał nic z majestatyczności Saturna, był ponury i nieciekawy. Nawet pasmom burzowym brakowało wigoru.
„Dymasio” wraz z dwoma jastrzębiami wynurzył się nad południowym biegunem — w tej jakże ogromnej skali jeden szary punkcik i dwie czarne kropki ściągane z niezauważalną powolnością przez pole grawitacyjne planety.
Syrinx otworzyła przed Chi swój umysł, scalając percepcyjne zdolności „Oenone” z wiedzą specjalisty od uzbrojenia na temat potencjału os bojowych. Jej impulsy nerwowe przebyły długi dystans, sprawiając, że oddalony od niej człowiek drgnął w odpowiedzi.
„Dymasio” zaczął wysyłać prosty kod radiowy w kierunku gazowego olbrzyma. Tak się przy tym ustawił, aby zbędny sygnał nie popłynął w stronę zaludnionego wnętrza układu — aby nikt nie wykrył jego źródła nawet po kilku godzinach, kiedy fale radiowe pokonają dzielącą je przestrzeń.
Nadeszła odpowiedź, lecz sygnały z orbity Kirchola emitowało coś, czego nie obejmowały na razie swym zasięgiem detektory mas „Oenone”. Punkt źródłowy zaczął się poruszać, wychylając się łukiem ze swojej orbity z przyspieszeniem 5 g. „Oenone” nie zauważył żadnego śladu w podczerwieni, me byio też spalin silnika odrzutowego. Urwał się sygnał radiowy.
— Czarny jastrząb. — Tętniąca zawiścią mysi połączyła edenistów na obu jastrzębiach.
— Jest mój — upomniała Syrinx brata w trybie jednokanałowym. Dobrze pamiętała tego ostatniego czarnego jastrzębia, który im się wymknął. Zawrzała złością.
— Odpuściłabyś sobie — zaprotestował.
— Mój — powtórzyła chłodno. — Na ciebie spadnie chwała tego, kto przechwyci antymaterię. Czego ci więcej potrzeba?
— Ale następnego czarnego jastrzębia, na którego się natkniemy, już ci nie odstąpię.
— Oczywiście — zapewniła.
Thetis wycofał się i wnet przestało ją dochodzić jego narzekanie. Wiedział, że próżno polemizować z siostrą, kiedy jest w takim nastroju.
— Lecimy za nim? — zapytał „Oenone”.
— A co myślałeś? — uspokoiła swój statek.
— I dobrze. Denerwuje mnie, że ten ostatni nam uciekł.
Też mogłem skoczyć tak daleko.
— Nie, nie mogłeś. Nie dziewiętnaście lat świetlnych. Podczas takiej próby uszkodziłbyś tylko komórki modelujące. Piętnaście lat świetlnych to nasza górna granica.
Choć „Oenone” nie odpowiedział, wyczuwała jego oburzenie.
Sama miała wtedy wielką ochotę spróbować dłuższego niż zwykle skoku, lecz powstrzymał ją strach przed uszkodzeniem jastrzębia.
Strach i perspektywa utknięcia wraz z załogą gdzieś na mieliźme wszechświata.
— Nigdy bym nie skrzywdził ciebie ani załogi — stwierdził czule „Oenone”.
— Wiem. Ale to było wkurzające, prawda?
— Jeszcze jak!
Czarny jastrząb przeciął płaszczyznę ekliptyki długim, pełnym wdzięku łukiem. Nawet kiedy zwolnił, żeby spotkać się z „Dymasiem”, dwa przyczajone jastrzębie nie mogły ocenić jego kształtu ani rozmiarów. Ich przyrządy optyczne posiadały zbyt małą zdolność rozdzielczą, aby zobaczyć coś z odległości trzydziestu tysięcy kilometrów, a pierwsza próba użycia pola dystorsyjnego natychmiast by je zdradziła.
Gdy zbliżyły się do siebie na pięć tysięcy kilometrów, oba statki ustanowiły połączenie radiowe, wymieniając strumienie zaszyfrowanych informacji. Namierzanie ich teraz było sprawą absurdalnie łatwą, zespół pasywnych czujników elektronicznych „Oenone” określił metodą triangulacji ich położenie z dokładnością do pół metra.
Syrinx poczekała, aż statki zbliżą się na odległość dwóch tysięcy kilometrów, i wtedy wydała rozkaz przechwycenia.
— Zachowaj swoją pozycję! — zagrzmiał „Oenone” w paśmie afinicznym. Dał się wyczuć mentalny przestrach czarnego jastrzębia. — Zredukuj przyspieszenie, nie próbuj inicjować skoku. Przygotuj się do spotkania. Wejdziemy na pokład.
W toroidzie załogi zaczęła rosnąć grawitacja, osiągając prędko uciążliwe dla ludzi wartości. „Oenone” i „Graeae” wypuściły się z przyspieszeniem 8 g w stronę upatrzonych ofiar. „Oenone” potrafił wytworzyć przeciwnie skierowaną siłę ciężkości o wartości 3 g, lecz różnica 5 g i tak dawała się mocno we znaki Syrinx.
Jej wzmocnione błony wewnętrzne ledwo sobie radziły z tak dużym przeciążeniem, lecz zachodziła obawa, że czarny jastrząb spróbuje ratować się ucieczką. Członkowie załóg czarnych jastrzębi prawie zawsze używali nanonicznych suplementów, dzięki czemu wytrzymywali o wiele większe przyspieszenia. Jeżeli dojdzie do gwałtownej pogoni, załoga „Oenone” na pewno ucierpi, a zwłaszcza Ruben i Oxley.
Niepotrzebnie się bała. Okrzyk „Oenone” sprawił, że czarny jastrząb zwinął swoje pole dystorsyjne. Wściekłość odbiła się w myślach obcego statku, prawdopodobnie odzwierciedlała samopoczucie kapitana. Syrinx dostrzegła także imię, a raczej błysk czyjejś tożsamości: „Yermuden”.
„Graeae” nadawał wiadomość radiową dla „Dymasia”, rozkazując mu zrezygnować z prób ucieczki. W przypadku statku adamistów należało poprzeć żądanie argumentem siły. Jastrząb rozszerzył pole dystorsyjne, zakłócając stan energetyczny przestrzeni wokół kadłuba „Dymasia”. Gdyby teraz szmugler spróbował skoku, deformacje pola spowodowałyby niestabilność węzłów modelujących, co z kolei doprowadziłoby do implozji miejsc rozstrojonej energii i spektakularnej zagłady statku.
„Oenone” i „Graeae” odsuwały się od siebie w miarę zbliżania do celów. „Vermuden” jawił się teraz wyraźnie w myślach Syrinx: miał spłaszczony, cebulowaty kształt średnicy stu pięciu metrów, centralna iglica zwężała się do cienkiego jak włos zakończenia sześćdziesiąt metrów nad obrzeżem korpusu. Nie było żadnego toroidu załogi, zamiast niego w równych odległościach wokół górnego kadłuba rozmieszczono trzy srebrzyste mechaniczne kopuły. Jedna zawierała kabinę mogącą pomieścić pięciu lub sześciu ludzi, druga była hangarem dla małego kosmolotu, trzecia natomiast ładownią.
Pod kadłubem kotłowały się strumienie energii; widmowe, opalizujące zawirowania świadczyły o gniewnym wzburzeniu statku.
— Kapitanie Kouritz, pan i pana oddział do śluzy, proszę — powiedziała Syrinx, kiedy zaczęli zwalniać przed spotkaniem. — Weźcie też pod uwagę, że kabina czarnego jastrzębia ma w przybliżeniu czterysta metrów sześciennych.
„Vermuden” wisiał w przestrzeni w odległości trzystu kilometrów — blady półksiężyc o lekko rdzawym odcieniu. Chi kierował na czarnego jastrzębia lasery systemów obrony zbliżeniowej; zintegrowany zespół technobiotycznych i elektronicznych czujników nastawiał ogniskową.