Выбрать главу

— Czemu to zrobiłeś? — wybuchła Kelly, kiedy zostawili za sobą żołnierzy. — Przecież byli świetnie uzbrojeni, tam nic by się nam nie stało!

— Przede wszystkim CoastucRT leży za blisko dorzecza Juliffe. Jak słusznie zauważył twój przyjaciel Shaun Wallace, chmura się rozrasta. Dotrze do doliny na długo przed powrotem Joshui.

Po drugie, pod względem strategicznym dolina jest pułapką bez wyjścia. Jeśli wrogowie zajmą te zbocza, będą bombardować wioskę, aż podda się albo legnie w gruzach. Kasty żołnierzy i myśliwych nie są dość liczne, żeby dało się obsadzić wszystkie stoki. W każdej chwili CoastucRT może spodziewać się zmasowanego ataku opętanych, a tymczasem Tyratakowie budują olbrzymie podobizny kosmicznych bóstw i marnują czas na modlitwy. Trzeba uciekać z tego gówna. Bez nich mamy o wiele większą szansę na przeżycie: możemy się przemieszczać i nie brakuje nam broni. Jutro skoro świt zastosujemy się do rady Joshui: weźmiemy nogi za pas i uciekniemy w góry.

* * *

Gwałtowna ulewa drwiła z przednich reflektorów, których monochromatyczne światło gasło już pięć metrów przed poduszkowcami. Ściana deszczu przesłoniła księżyce i czerwoną chmurę — w tym cholerstwie nawet zbita, przygięta do ziemi trawa pod burtami pojazdów była ledwo widoczna. Piloci zdali się wyłącznie na wskazania bloków inercjalnego namierzania. Po czterdziestu minutach dotarli z powrotem do porzuconej wieży nad brzegiem rzeki.

Sewell włożył do lewego gniazda łokciowego półmetrową maczetę rozszczepieniową i stanął przed zablokowanym wejściem.

Woda parowała z sykiem na włączonym ostrzu. Przytknął ostrożnie koniec maczety do zwietrzałego cementu i nacisnął. Ostrze weszło w materiał, wyrzucając na zewnątrz garście rdzawego piasku, które wiatr układał w pasy u jego stóp. Zaczął ciąć odważniej, zadowolony, że przychodzi mu to z taką łatwością.

Kelly weszła czwarta do środka. Zatrzymała się w ciemnym, zatęchłym wnętrzu, gdzie zdjęła kaptur sztormiaka i wstrząsnęła ramionami.

— Boże, mam w kurtce całe morze wody. Jeszcze nie widziałam takiej ulewy.

— Paskudna noc, nie ma co — odezwał się Shaun Wallace.

Reza przeszedł przez okrągły otwór wycięty przez Sewella, dźwigając dwa ciężkie plecaki ze sprzętem i przewieszone przez ramię karabinki impulsowe.

— Sal, Pat! Rozejrzyjcie się po tej wieży.

Fenton i Ryall, które wpadły do środka za swym panem, otrząsnęły natychmiast sierść z wody, rozrzucając na boki fontanny kropelek.

— Świetnie — mruknęła Kelly. Bloki przypięte do jej szerokiego pasa były mokre i śliskie. Próbowała je wytrzeć o koszulkę. — Mogłabym pójść z wami?

— Jasne — odparł Pat.

Przekręciła klamerkę plecaka, w którym wyszperała pałeczkę świetlną. Cienie się pochowały. W redakcji Collinsa nie aprobowano zdjęć robionych w podczerwieni, chyba że było to absolutnie kolieczne.

Znajdowali się w korytarzu biegnącym przez całą szerokość budynku. Do sąsiednich pomieszczeń prowadziły sklepione przejścia.

Pod przeciwległą ścianą widać było pochylnię, która pięła się spiralnie na wyższe piętra. Pamięć dydaktyczna podpowiadała Kelly, że z jakiegoś powodu Tyratakowie nie posługiwali się schodami.

Wyznaczeni najemnicy ruszyli w głąb korytarza, a za nimi Kelly. Zauważyła, że Shaun Wallace podąża za nią krok w krok. Znów miał na sobie kombinezon z nadrukiem LDC. Na dodatek zupełnie suchy, stwierdziła z zazdrością. Spodnie jej pancernego kombinezonu wydawały przy chodzeniu odgłos chlupotania.

— Nie będziesz się gniewać, jeśli z tobą pójdę, Kelly? Pierwszy raz jestem w czymś takim.

— Czemu? Chodź.

— Dowódca robi wszystko według podręcznika. Tutaj od lat nikt nie wchodził. Co tu można znaleźć?

— Nie dowiemy się, póki nie sprawdzimy — odparła sucho.

— No tak, Kelly, ciebie trudno przegadać.

Domostwo intrygowało dziwnym umeblowaniem oraz sprzętami wyglądającymi na dzieła ludzkich rąk. Nie dostrzegało się śladów nowoczesnej technologii; budowniczowie musieli otrzymać skomplikowane instrukcje dotyczące zastosowania drewna. Byli znakomitymi cieślami.

Gdy wspinali się na pochylnię, deszcz bębnił o ściany, potęgując wrażenie pustki i odosobnienia. Członkowie kasty wasali mieli własne pomieszczenia, które reporterce przywodziły na myśl stajnie. Gdzieniegdzie musieli mieszkać żołnierze — tam widziało się meble. Wszystko pokrywała cieniutka warstwa kurzu. Jakby Tyratakowie nie porzucili wieży na stałe i chcieli tu powrócić w przyszłości. Biorąc pod uwagę okoliczności, takie przypuszczenie nie napełniało otuchą. Neuronowy nanosystem utrwalał wszystkie jej emocje.

Na piętrze znaleźli pierwsze zwłoki: trzech przedstawicieli kasty sprzątaczy (tej samej wielkości co farmerzy), pięciu myśliwych i czterech żołnierzy. Wyschnięte ciała przypominały pomarszczone mumie. Chętnie dotknęłaby jednego z nich, gdyby nie obawa, że mogło rozsypać się w proch.

— Patrz, jak siedzą — powiedział Wallace ściszonym głosem.

— Wokół nie ma jedzenia, pewnie czekali tu na śmierć.

— Bez rozpłodowców nie mają woli — rzekł Pat.

— Tak czy owak, to straszne. Przypominają się faraonowie z dawnych czasów, z którymi grzebano całą służbę.

— Czy w zaświatach były dusze Tyrataków? — zapytała Kelly.

Shaun Wallace przystanął ze zmarszczonym czołem przed pochylnią wiodącą na drugie piętro.

— Ciekawe pytanie. Chyba ich tam nie było. Przynajmniej ja żadnej nie spotkałem.

— Pewnie gdzie indziej są inne zaświaty.

— O ile w ogóle gdzieś są. Tyratakowie wyglądają mi na pogan. Może nasz dobry pan nie obdarzył ich duszami?

— Ale mają własnego boga.

— Czy aby na pewno?

— Jasne, że nie znają Chrystusa ani Allacha. Jak mógłby do nich dotrzeć ludzki mesjasz?

— Rozum u ciebie giętki, Kelly. Chylę kapelusza. Sam bym na to nie wpadł, choćbym żył milion lat.

— To bardziej wpływ wychowania i otaczającego nas świata.

Przywykłam myśleć w tych kategoriach. W twoim stuleciu straciłabym głowę.

— Oho, jakoś nie chce mi się w to wierzyć.

Na drugim piętrze leżały kolejne zwłoki członków kasty wasali.

Na czwartym spoczywały dwa rozpłodowce.

— Ciekawe, czy te zwierzaki znają miłość — zastanawiał się Shaun Wallace, patrząc na ciała. — Widzi mi się, że znają. Myślę, że romantycznie jest umierać razem. Jak Romeo i Julia.

Kelly wydęła językiem policzek.

— Nie wyglądasz mi na miłośnika Szekspira.

— Wiem, Kelly, żeś odebrała staranne wykształcenie, ale i ja nie jestem nieukiem. Mam w sobie wiele ukrytych zalet.

— Spotkałeś kiedyś w zaświatach kogoś sławnego? — zapytał Pat.

— Czy spotkałem? — Wallace załamał ręce teatralnym gestem.

— Mówisz o zaświatach, jakby odbywały się tam wieczorki towarzyskie, kiedy szacowne panie i panowie schodzą się na lampkę wina i partyjkę brydża. O nie, tak tam nie jest.

— To w końcu spotkałeś czy nie? — nalegał najemnik. — Przebywałeś tam przecież setki lat. Na pewno widziałeś jakieś szychy.