Выбрать главу

— Trzeba było zobaczyć tę czerwoną chmurę — rzekł Joshua.

— Na jej wspomnienie aż mi ciarki chodzą po skórze. Instynkt mówi mi wyraźnie, że coś jest z nią nie w porządku.

Gaura wskazał na konsoletę, przy której rozmawiali; holoekran wyświetlał niebieskie i żółte zbiory danych.

— I co teraz z nami będzie?

— Gram na zwłokę. — Joshua przesłał rozkaz do procesora konsolety. Holoekran pokazał obraz nadsyłany przez zespół zewnętrznych czujników, rozległą ciemną powierzchnię pobrużdżonej skały. Niepodobna było połapać się w skali. — Widzicie? To największa cząstka pierścienia, jaką mogłem znaleźć na poczekaniu, bryła litego kamienia o średnicy dwustu pięćdziesięciu metrów.

Znajduje się dwadzieścia pięć kilometrów od północnego krańca pierścienia. Trzymamy się tuż pod nią, i to dosłownie. Przedni kadłub statku ma trzy metry do skały. Warlow i Ashly wyszli na zewnątrz, żeby wbić bolce w kamień. Dzięki temu przywiążemy „Lady Makbet” linami z włókna silikonowego i nie będę musiał używać silników korekcyjnych. Kiedy pierścień się trochę ustabilizuje, „Gramine” i „Maranta” od razu zauważą strumień jonów. Nasze elektroniczne systemy pokładowe spełniają co prawda standardy niskiej emisyjności, ale ta tarcza daje nam absolutną pewność, że nie wypatrzy nas tu żaden czujnik. No i może wchłonąć ciepło, które wypromieniowujemy. Nastawiłem panele termozrzutu, żeby kierowały nadmiar ciepła bezpośrednio na skałę. Upłyną miesiące, nim się na wskroś nagrzeje. Wyłączyliśmy wszystkie silniki i pięć głównych generatorów termonuklearnych, więc powodujemy znikome zaburzenie pola magnetycznego. Mamy zasilanie z jednego rezerwowego generatora, który jest dobrze osłonięty przez kadłub. Biorąc to wszystko pod uwagę, jesteśmy tu całkiem bezpieczni. „Maranta” i „Gramine” nigdy nas nie wypatrzą, póki utrzymują pozycję na północ od pierścienia.

— A jeśli któryś z nich przemieści się na południe?

— Od południowego krańca dzieli nas pięćdziesiąt pięć kilometrów okruchów skalnych. Jestem przygotowany na takie ryzyko, zwłaszcza że pierścień jest teraz aktywny termicznie i elektrycznie.

— Rozumiem. Jak długo możemy tu zostać?

Joshua zasępił się.

— Trudno powiedzieć. W tej chwili mamy do Murory tylko sto siedemdziesiąt tysięcy kilometrów, a „Lady Makbet” musi odsunąć się na dwieście tysięcy, żeby wykonać skok. A więc jeśli chcemy uciekać, to albo zaczekamy, aż „Maranta” i „Gramine” odpuszczą sobie i polecą w swoją stronę, albo wykorzystamy moment, kiedy przyjęta metoda poszukiwań na tyle ich od siebie oddali, że będzie można zaryzykować start do punktu o współrzędnych skoku.

W każdym razie trochę tu postoimy. Przynajmniej kilka tygodni.

— Rozumiem. Macie dość żywności i paliwa, żeby tak długo tu siedzieć?

— Owszem, zostało tylko czterdzieści siedem procent zapasu helu i deuteru: manewry przy dużych przyspieszeniach pochłaniają od cholery paliwa. Jednak przy obecnym zużyciu wystarczy nam go na lata. Tym się nie przejmujmy. Gorzej, że musimy czujnie przyglądać się naszym systemom regulacji składu powietrza. Mamy na pokładzie dodatkowych trzydzieści sześć osób. Ogranicza nas też zapas żywności, którą trzeba ściśle racjonować. W tej sytuacji lepiej nie wyciągać dzieci z kapsuł zerowych.

— Oczywiście. Dla nich to i tak lepiej, że tam pozostaną. Tylko co z waszymi najemnikami?

Joshua spojrzał z zakłopotaniem na Sarę.

— Nie jesteśmy w stanie im pomóc. Ale to zaprawieni w bojach twardziele. Jeśli ktoś tam może przetrwać, to na pewno oni.

— W porządku, lecz gdy nadarzy się okazja do powrotu, nie wahajcie się ze względu na nas.

— To się jeszcze zobaczy. Trudno będzie skakać na Lalonde z „Marantą” i „Gramine” na ogonie. Najchętniej to bym poczekał, aż opuszczą orbitę Murory. Musimy śledzić ich ruchy i to jest teraz nasze największe zmartwienie. Jak tu wchodziłeś, rozmawialiśmy właśnie o zamontowaniu zespołu czujników po drugiej stronie skały. Wiemy, że gdzieś tam są, bo zanim się schowaliśmy, zobaczyliśmy błysk jonowych silników sterujących. Mamy ten sam problem co oni: w pierścieniu diabelnie trudno teraz coś zobaczyć. Bez wiarygodnych informacji kiepsko widzę nasze szansę.

— Tak? — Gaura uśmiechnął się radośnie. — Chyba mógłbym wam pomóc. Aethra? Widzisz te dwa statki, które nas zaatakowały?

— Widzę — odparł habitat. — Znajdują się tuż nad północną powierzchnią pierścienia.

W myślach edenisty ukazał się obraz mrocznej, niemal wyzutej z kolorów płaszczyzny pierścienia, który zdawał się rozcinać na pół olbrzymią planetę. Zewnętrzne komórki sensytywne habitatu dostrzegały szeroką strefę wzburzoną przez ciepło i pole elektryczne.

Zaraz nad nią dwa blade punkciki mrugały silnikami korekcyjnymi, malując w przestrzeni barwne tatuaże.

— Wspaniale. Aethra je widzi.

Joshua wypogodził się.

— Jezu, to cudowna wiadomość! A więc są tam jeszcze?

— Są.

— Co z Aethra? — zapytał trochę poniewczasie.

— Najbardziej ucierpiała powłoka, lecz wewnątrz habitatu nie nastąpiły żadne katastrofalne zniszczenia, funkcjonują wszystkie najważniejsze narządy. Trzeba jednak dokonać wielu napraw, zanim będzie możliwy dalszy jego wzrost. Wspomnienia moich przyjaciół, tych zabitych podczas ataku, zostały dołączone do osobowości habitatu.

— Zawsze to coś.

— Zgadza się.

— Czy Aethra może nam podać dokładną pozycję obu statków? Jeśli zechce nas informować na bieżąco, to będę wiedział, kiedy zaryzykować wyjście z ukrycia.

— Mogę ci pomóc bardziej, niż myślisz. — Z wewnętrznej kieszonki kombinezonu Gaura wyciągnął blok procesorowy. W czasie lotu delikatne plastikowe urządzenie w kształcie prostokąta wycisnęło wyraźny żółtozielony siniec na piersi edenisty. — Aethra może komunikować się za pośrednictwem technobiotycznych procesorów. Jeżeli podłączysz ten blok do komputera pokładowego, sam będziesz mógł oglądać nadsyłane obrazy. A statki, które na nas polują, nigdy się o tym nie dowiedzą. Nie da się przechwycić wiadomości afinicznej.

— Fenomenalnie. — Joshua przyjął blok: nieco mniejszy niż model wyprodukowany przez Kulu Corporation, którego sam dotąd używał. — Sara, popracuj nad interfejsem. Chcę, żebyś jak najszybciej połączyła Aethrę z zespołem procesorów nawigacyjnych.

— Uwinę się w mgnieniu oka. — Porwała urządzenie z jego dłoni i skontaktowała się datawizyjnie z pokładowym rdzeniem pamięciowym, wybierając odpowiednią listę modułów elektronicznych i programów interfejsowych.

Edenista zarządzający stacją kosmiczną ciągle jednak wyglądał na załamanego.

— Pewnie nie wiesz, ale my przybywamy z Tranquillity — powiedział Joshua. — To port macierzysty „Lady Makbet”.

Gaura spojrzał na niego z błyskiem zaskoczenia w oczach.

— Naprawdę?

— Tam się urodziłem i tam całe życie mieszkałem, więc umiem dostrzec piękno w habitatach. I nie mam tu tylko na myśli ich zewnętrznego wyglądu. Dlatego bardziej niż większość adamistów rozumiem, co teraz czujecie. Ale nie martwcie się. Jakoś z tego wyjdziemy, a wtedy wrócimy z pomocą dla Aethry, no i dla Lalonde. Potrzeba nam jedynie czasu, a jego na szczęście mamy pod dostatkiem.

* * *

— To znaczy, że nie jesteście żołnierzami piechoty Sił Powietrznych Konfederacji? — zapytał Horst, starając się ukryć rozczarowanie.

— Przykro mi, ojcze, ale nie — odparł Reza. — LDC wynajęło nas do przeprowadzenia zwiadu w hrabstwach nad Quallheimem.