— Na co czekasz, Joshua? — Rozbryzgiwała nogami pianę.
Naga dziewczyna, tropikalna plaża. Kto by się temu oparł?
Zrzucił ubranie i pokłusował za Ione. Coś się jednak za nim poruszało, coś tupało głucho, coś masywnego. Odwrócił się.
— O Boże!
Prosto na niego szarżował Kiint. Nie widział jeszcze tak małego przedstawiciela tej rasy — mającego zaledwie trzy metry długości, a wzrostem tylko nieznacznie górującego nad człowiekiem. Kiint przebierał ośmioma grubymi nogami w niemożliwym do uchwycenia rytmie.
Joshua stał jak wrośnięty w ziemię.
— Ione!
Śmiała się histerycznie.
— Dzień dobry, Haile! — krzyknęła piskliwym głosem.
Kiint zatrzymał się niezgrabnie. Joshua patrzył prosto w szkliste fioletowe oczy o rozmiarach połowy jego twarzy. Z otworów oddechowych wydostał się strumień ciepłego, wilgotnego powietrza.
— Ee…
Jedno z traktamorficznych ramion wygięło się, a czubek przybrał formę ludzkiej dłoni, choć troszkę za dużej.
— Nie przywitasz się? — Ione podeszła do nich i stanęła za jego plecami.
— Jeszcze się z tobą policzę, Saldana.
Zachichotała.
— Joshua, poznaj moją przyjaciółkę Haile. Haile, to jest Joshua.
— Czemu w nim taka sztywność? — zapytała Haile.
Ione, zgięta niemal w pół, ryknęła dzikim śmiechem. Joshua spiorunował ją wzrokiem.
— Nie chce ręki podać? Nie inicjuje ludzkiego rytuału powitalnego? Nie chce być przyjacielem? — Kant wyglądał na rozczarowanego i przygnębionego.
— Joshua, podaj rękę. Haile smuci się, że nie chcesz być jej przyjacielem.
— Skąd wiesz? — zapytał kącikiem ust.
— Kiintowie posługują się kanałami afinicznymi.
Uniósł rękę. Haile wydłużyła ramię i poczuł, jak sucha, nieco szorstka skóra opływa delikatnie jego palce. Łaskotała. Neuronowy nanosystem przeszukiwał w trybie nadrzędności pliki o ksenobiontach, które miał zgromadzone w komórce pamięciowej. Kiintowie posiadali zmysł słuchu.
— Niech twoje myśli szybują zawsze wysoko, Haile — powiedział z lekkim oficjalnym ukłonem.
— Już bardzo go lubię!
Ione zmierzyła Joshuę taksującym spojrzeniem. Mogłam przewidzieć, że jego urok podziała również na ksenobionta, pomyślała.
Obce ciało wywarło delikatny nacisk na dłoń Joshui, potem nibyręka wyśliznęła się z uścisku. Pozostało po nim dziwne mrowienie w palcach, które zdawało się wędrować po kręgosłupie aż do głowy.
— Twoja nowa przyjaciółka? — spytał z przekąsem.
Ione uśmiechnęła się promiennie.
— Haile przyszła na świat kilka tygodni temu, ale rośnie jak na drożdżach.
Haile zaczęła popychać Ione na głębszą wodę: bodła ją z ożywieniem swą płaską trójkątną głową, kłapiąc dziobem. Jednym z traktamorficznych ramion skinęła nagląco na Joshuę.
Wyszczerzył zęby.
— Już pędzę. — Doznawał wrażenia, jakby przebywał za długo na palącym słońcu. Dziwnie swędziała go czaszka.
— Woda rozmiękcza skórę, a to pomaga jej, gdy rośnie — wytłumaczyła Ione, biegnąc przed uradowanym Kiintem. — Musi r kąpać się co najmniej dwa razy dziennie. W każdym domu Kiintów jest kryty basen, ale ona uwielbia plażę.
— No cóż, chętnie pomogę ci ją wyszorować, skoro już tu przyszedłem.
— Duża wdzięczność.
— Cała przyjemność po mojej stronie — odparł Joshua i raptownie przystanął. Haile czekała na płyciźnie, wpatrując się w niego uważnie wielkimi oczami. — Ty to powiedziałaś.
— Tak.
— Niby co takiego? — lone patrzyła to na niego, to na Haile.
— Słyszę, co mówi.
— Ależ ty nie masz genu aflnicznego. — Była zaskoczona, a może i trochę oburzona.
— Silne myśli u Joshui. Nawiązanie dialogu bardzo trudne, lecz możliwe. Nie jak u innych ludzi. Beznadziejność czują.
Smutek z niemożności.
Uniósł dumnie czoło.
— Silne myśli, widzisz?
— Haile nie opanowała dostatecznie naszego języka, to wszystko. — lone uśmiechnęła się szelmowsko. — Pomyliła siłę z prostotą. Ty masz bardzo przyziemne myśli.
Joshua zatarł wojowniczo ręce i ruszył w jej stronę. lone cofnęła się, odwróciła i pobiegła z chichotem przez wodę. Dopadł ją po sześciu metrach i oboje runęli w przejrzyste fale, śmiejąc się i krzycząc.
— Duża radość. Duża radość.
Joshua był ciekawy, czy młody Kiint umie dobrze pływać. Wyobrażał sobie, że takie cielsko będzie poruszać się w wodzie niezgrabnie, lecz bardzo się pomylił. Haile radziła sobie doskonale: traktamorficzne ramiona przekształciły się w płetwy i ustawiły wzdłuż grzbietu. Mimo to lone nie pozwoliła jej płynąć do wysepki, twierdząc, że to wciąż za daleko. Haile zareagowała na ten zakaz buntowniczym parskaniem.
— Widziałam fragment przestrzeni parkowej tego wokół — powiedziała z dumą do Joshui, kiedy pocierał wypukłość grzbietową nad jej zadem. — Ione mnie oprowadzała. Tak wiele do chłonięcia. Posmak przygody. W zazdrość mnie wprawiasz.
Joshua nie bardzo wiedział, jak układać słowa w myśli zrozumiałe dla Haile, dlatego odezwał się na głos:
— Zazdrościsz mi? Dlaczego?
— Wędrować, gdzie przyjdzie ochota. Latać do gwiazd odległych. Podziwiać widoki dziwne. Takie moje wielkie pragnienie!
— Wątpię, czy zmieściłabyś się na pokładzie „Lady Makbet”.
Poza tym statki ludzi, które chcą zabierać Kiintów na pokład, muszą otrzymać licencję od waszego rządu. Ja nie mam takiej licencji.
— Żal. Złość. Przygnębienie. Nie mogę przekraczać granic wyznaczonych przez dorosłych. Dużo dorastania, zanim mi pozwolą.
— Rozbijanie się po wszechświecie nie zawsze jest takie piękne, jak by się mogło zdawać. Planety w Konfederacji są raczej cywilizowane, a podróże statkiem nudzą. Są też niebezpieczne.
— Niebezpieczne? Podniecające?
Joshua zbliżył się do giętkiej szyi Haile. Ione szczerzyła do niego zęby zza białego korpusu Kiinta.
— Na pewno nie podniecające. Niebezpieczne jest to, że każda mechaniczna usterka może okazać się zgubna.
— U ciebie podniecenie. Spełnienie. Ione opisała mnogość twoich wojaży. Triumf w Pierścieniu Ruin. Wielkie wynagrodzenie. Taka śmiałość okazana.
Śmiech Ione przeszedł w kaszel.
— Flirciara z ciebie, dziewczyno.
— Prawidłowy tryb dostępu do ludzkiego samca. Pochwała charakteru, bezkrytyczny podziw dla osiągnięć; twoje wyjaśnienie.
— Owszem, mówiłam coś takiego. Tylko trochę inaczej to ujęłam.
— Stare dzieje — rzekł Joshua. — Oczywiście, życie w tamtych czasach lubiło płatać figle. Jeden fałszywy krok mógł skonczyć się katastrofą. Pierścień Ruin to parszywe miejsce. Zbieracz niczego nie osiągnie bez determinacji. Skazuje siebie na żywot samotnika. Nie każdy jest to w stanie wytrzymać.
— Status legendy osiągnąłeś. Najsławniejszy ze wszystkich zbieraczy.
— Nie przeciągaj struny — ostrzegła Ione.
— Masz na myśli moduł elektroniczny Laymilów? Racja, nie lada znalezisko, przyniosło mi kupę forsy.
— Duży wkład w poznanie obcej kultury.
— A tak, to też.
Ione przestała szorować szyję Haile i zmarszczyła czoło.
— Joshua, czytałeś nagrania, które odszyfrowujemy?
— Ee, jakie znowu nagrania?
— Twój moduł elektroniczny przechowywał sensywizyjne nagrania Laymilów. Zdobyliśmy olbrzymie ilości informacji na temat ich kultury.