Tamten głos pełen trwogi i rozpaczy, który dobiegł go z „Krystal Moona” — głos piętnastoletniej dziewczyny. Jak wyglądała Tina?
Ostatnio raz po raz zadawał sobie to pytanie. Czy miała chłopaka?
Za jakimi zespołami mood fantasy przepadała? Czy podobało jej się życie na starej międzyplanetarnej jednostce, czy może nie mogła już tego wytrzymać?
Co robiła, do cholery, w przednim przedziale pod antenami telekomunikacyjnymi?
— Zaraz gdy tylko weszliśmy do doku, mikroprądnice termonuklearne zostały przeładowane na „Nolanę” — powiedział. — Nie wwieziono ich nawet na chwilę do pomieszczeń magazynowych Tranquillity, a to oznacza, że obyło się bez wypełniania formalności i wizyty inspektora portowego. Oczywiście, przebywaliśmy wszyscy na pokładzie „Villeneuve’s Revenge”, póki nie zakończył się przeładunek. Nie mogłem wysłać żadnej wiadomości.
— Wytropimy „Nolanę” — zapewnił go Olsen Neale. — Zobaczymy, dokąd trafią te mikroprądnice. W końcu zdemaskujemy całą sieć dystrybucyjną. Dobrze się spisałeś — dodał tonem pocieszenia, gdyż młody kapitan wyglądał jak siedem nieszczęść; w niczym nie przypominał owego bystrego, pełnego wigoru agenta, który przed miesiącami wkręcił się sprytnie na pokład „Villeneuve’s Revenge”.
Nikt z nas przed tym nie ucieknie, synu, pomyślał komandor z żalem. Celowo zniżamy się do ich poziomu, żeby wtopić się w otoczenie, choć cena jest czasem wysoka. Ponieważ nic nie może upaść niżej niż człowiek.
Erick puścił mimo uszu pochwałę.
— Może pan natychmiast aresztować Duchampa i jego załogę — powiedział. — Moje nanosystemowe nagranie z ataku na „Krystal Moona” w zupełności wystarczy, żeby ich skazać. Niech pan zażąda dla nich od prokuratora najwyższej możliwej kary. Łotry skończą na planecie karnej, choć zasługują na coś znacznie gorszego.
Nagrałeś też dowód własnej winy, pomyślał Neale.
— Chyba wstrzymamy się z tym na razie — rzekł na głos.
— Co takiego? Zginęło troje ludzi, żeby były podstawy do oskarżenia Duchampa. Dwoje osobiście zabiłem.
— Jest mi naprawdę przykro, lecz odkąd wyruszyłeś ze swoją misją, okoliczności uległy drastycznej zmianie. Zapoznałeś się z nagraniem sensywizyjnym z Lalonde?
Erick obrzucił go zbolałym spojrzeniem, zgadując, do czego zmierza jego przełożony.
— Tak.
— Terrance Smith włączył „Villeneuve’s Revenge” do organizowanej przez siebie floty. Musimy tam kogoś mieć, Ericku. To legalna operacja z upoważnienia rządu planetarnego, nie mogę zatrzymać go tu siłą. Na Boga, rozmawiamy o Latonie. Miałem dziesięć lat, kiedy zniszczył Jantrita. Zabił przeszło milion ludzi i unicestwił habitat, żeby bezpiecznie wyrwać się na wolność. Edeniści nigdy wcześniej nie stracili habitatu, oni spodziewają się żyć tysiąclecia. Laton mógł przez czterdzieści lat rozwijać swe zbrodnicze machinacje. Cholera, my nawet nie wiemy, do czego zmierza.
Wieści z Lalonde napełniają mnie strachem. Boję się, Ericku, zwłaszcza o bliskich. Nie chcę, żeby dobrał się do nich. Trzeba się dowiedzieć, dokąd odleciał „Yaku”. Nie ma dziś rzeczy ważniejszej. Piractwo i nielegalny handel zakazanymi towarami to w porównaniu z tym betka. Siły zbrojne muszą go dopaść i zgładzić.
Tym razem definitywnie. Nie spoczniemy, póki go nie znajdziemy.
Wysłałem już fleks na Avon; kurier ruszył czarnym jastrzębiem, gdy tylko ludzie z Time Universe donieśli mi o nagraniu.
Czoło Ericka pokryło się zmarszczkami zdziwienia.
— Owszem, czarnym jastrzębiem. — Olsen Neale uśmiechnął się nieznacznie. — One są szybkie i niezawodne. Laton też postara się o taki statek, jeśli damy mu wolną rękę. Dowódcy czarnych jastrzębi mają niezłego pietra.
— W porządku — rzekł Erick z rezygnacją. — Polecę.
— Zdobądź cokolwiek, choćby drobną informację. Co Laton robił w dżungli na Lalonde. Dokąd uciekł „Yaku”. Byle co.
— Będę próbował.
— Możesz zwrócić się do tego dziennikarza, Graeme’a Nicholsona. — Wzruszył ramionami na widok miny Ericka. — Ten człowiek jest sprytny i zaradny. Jeśli ktokolwiek na planecie miał dość oleju w głowie, żeby określić współrzędne skoku „Yaku”, to chyba tylko on.
Erick wstał od biurka.
— Dobra.
— I… uważaj na siebie, Ericku.
Grube zasłony w sypialni Kelly Tirrel całkowicie przysłaniały dwa owalne okna. Ozdobne szklane klosze na ścianach zalewały pomieszczenie słabym turkusowym blaskiem. W księżycowej poświacie biała pościel lśniła niczym tafla jeziora, a skóra dziewczyny była ciemna i pociągająca.
Joshua pieścił ciało Kelly, która rozchyliła nogi, żeby mógł sięgnąć do wilgotnej szpary ukrytej pod włosami łonowymi.
— Jak miło — mruknęła, wijąc się na zwichrzonym prześcieradle.
Joshua otworzył usta, błyskając zębami.
— Cieszę się.
— Jeśli mnie ze sobą zabierzesz, będziesz to miał non stop przez pięć dni. W stanie nieważkości.
— Mocny argument.
— Nie zapominaj o kasie. Collins zapłaci potrójną stawkę za mój przelot.
— Jestem już bogaty.
— Więc bądź bogatszy.
— Chryste, ale się zawzięłaś.
— Narzekasz? Chciałeś spędzić tę noc z kimś innym?
— Ee… nie.
— I dobrze. — Objęła dłonią jego jądra. — Bo wiesz, dla mnie to niepowtarzalna szansa. Jeśli teraz nie błysnę, to już chyba nigdy.
Sensacyjna wiadomość o Ione przeszła mi koło nosa, ponieważ ktoś nie dał mi w porę cynku. — Zacisnęła lekko palce. — W Tranquillity podobne okazje nie trafiają się trzy razy w życiu. Jeśli mi się powiedzie, będę ustawiona: pierwsza kandydatka do awansu, ciekawe zlecenia, wygodne biuro, godziwe wynagrodzenie. Jesteś mi coś winien, Joshua. Jesteś mi winien bardzo dużo.
— A jeśli twoja obecność nie spodoba się najemnikom?
— To już moje zmartwienie. Opiszę ich w taki sposób, że z radością przyjmą moją propozycję. Zbóje o sercu ze złota, herosi w nierównej walce z przerażającymi zastępami Latona. A wszystko to w sensywizji w każdym domu jak Konfederacja długa i szeroka.
Co ty na to?
— Robi wrażenie. — Wciąż czuł nieprzyjemny nacisk na jądra: długie czerwone paznokcie dotykały worka mosznowego trochę za mocno, żeby można było mówić o łaskotaniu. Nie odważy się. Na pewno? Jej elegancki, kosztowny szarobłękitny kostium od Crusto leżał złożony schludnie na krześle obok komody. Zdjęła go z żołnierską starannością, gdy „przygotowywała się” do seksu.
Pewnie by się odważyła. Chryste.
— Jasne, że cię zabiorę.
Uszczypnęła go łobuzersko.
— Ała! — Łzy błysnęły mu w oczach. — Tylko mi nie mów, że ten pomysł cię pociąga. Przecież karierę można robić w różny sposób. Lądowanie na niegościnnej planecie, do tego na tyłach wroga, to już przesadne poświęcenie się dla firmy.
— Co ty tam wiesz. — Obróciła się na bok i wbiła w niego twarde spojrzenie. — Zauważyłeś może, kto w Time Universe jest gospodarzem rozmów w studiu? Nie kto inny, tylko parszywy Matthias Rems. I tylko dlatego, że był w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Farciarz zafajdany. Jest młodszy ode mnie, ledwo co wyszedł ze żłobka. Dostaje trzy dni w czasie najlepszej oglądalności. Sonda wśród widzów pokazała, że jest popularny, bo ma w sobie coś „chłopięcego”. Wychodzi na to, że podoba się niektórym kobietom. Chyba osiemdziesięcioletnim pannom. Agencja nie pozwala mu nagrywać w sensywizji, ponieważ wszyscy by się dowiedzieli, że brakuje mu jaj.