— A może to żywy organizm? Wirus?
— Ma pan na myśli wirusa mutagennego, którego wyhodował Laton? Nie, to wykluczone. — Odwrócił się i skinął na Euru.
Wysoki, czarnoskóry edenista oderwał się od konsolety kontrolnej i podszedł do rozmawiających.
— Wirus Latona atakował komórki — wyjaśnił — a dokładniej komórki nerwowe, zmieniając ich skład chemiczny i kod DNA.
Struktura mózgu tej kobiety, o ile jesteśmy w stanie to stwierdzić, w niczym nie odbiega od normy.
— Ale jeśli ona z odległości stu metrów potrafi zakłócać sprzęt bojowy komandosów, to skąd pewność, że przyrządy dają wam prawidłowe wskazania? — spytał Samual Aleksandrovich.
Naukowcy wymienili zakłopotane spojrzenia.
— Liczymy się z taką możliwością — przyznał Euru. — W następnej fazie badań pobierzemy próbki tkanki i oddamy je do analizy poza zasięgiem jej wpływu. O ile pozwoli nam je pobrać. Bo jeśli nie zechce z nami współpracować, będziemy z nią mieli wiele kłopotu.
— Na razie nie stawia oporu?
— Owszem, choć są małe wyjątki — rzekł doktor Gilmore. — Byliśmy świadkami dwóch przypadków zniekształcenia obrazu wizualnego. Kiedy zdjęto jej spodnie i koszulę, upodobniła się do małpoluda. To było wstrząsające, niesamowite i zupełnie nieoczekiwane. Później znowu próbowała przekonać komandosów, żeby ją wypuścili, przybierając postać młodej dziewczyny o wybitnie rozwiniętych drugorzędnych cechach płciowych. Dysponujemy nagraniami AV obu zdarzeń, a więc zmienione zostało spektrum emisji fotonowej jej ciała. Z pewnością nie mamy do czynienia z halucynacją, ale z czymś, co działa na podobnej zasadzie jak kameleonowy kombinezon maskujący.
— Najtrudniej zrozumieć, skąd czerpie energię potrzebną do wytworzenia tych efektów — powiedział Euru. — Izolatka jest pod każdym względem monitorowana, więc nie mogła podpiąć się niepostrzeżenie do elektrycznych obwodów zasilających Trafalgaru.
Ponadto w próbkach moczu i kału nie znaleźliśmy nic szczególnego. W jej organizmie nie zachodzą żadne niezwykłe reakcje chemiczne.
— Lori i Darcy twierdzili, że Laton ostrzegł ich przed wirusem energetycznym — rzekł naczelny admirał. — Czy taka rzecz w ogóle może istnieć?
— Tak, to całkiem możliwe. — Oczy edenisty pociemniały na znak wzbierających emocji. — Jeśli ten potwór mówił prawdę, to zapewne nadał zupełnie nowemu zjawisku najbardziej pasujące określenie. Wielu fizyków wysuwa hipotezy o istnieniu uporządkowanych wzorców energetycznych, będących w stanie zachować swoje cechy w jakiejś pozafizycznej macierzy. Firmy elektroniczne od dawna interesują się tą koncepcją, bo jej owocem mógłby być przełom w sposobie magazynowania i przetwarzania informacji.
Nikt jednak nie zetknął się doświadczalnie z taką bezpostaciową matrycą.
Samual Aleksandrovich przesunął wzrok na kobietę za przezroczystą przegrodą.
— Może patrzy pan właśnie na pierwszą.
— Przy obecnym stanie wiedzy byłby to wielki krok naprzód — stwierdził doktor Gilmore.
— Pytaliście Kiintów, czy to możliwe?
— Nie.
— W takim razie zapytajcie. Może nie powiedzą, a może powiedzą. Któż zrozumie, co im siedzi w głowach? Ale jeśli ktoś może nam pomóc, to jedynie oni.
— Tak, sir.
— Co z nią? — spytał Aleksandrovich. — Powiedziała coś?
— Nie jest zbyt rozmowna — odparł Euru.
Naczelny admirał prychnął i włączył interkom przy drzwiach izolatki.
— Czy wiesz, kim jestem? — zapytał.
Komandosi w izolatce wyprostowali się, zaskoczeni. Rysy Jacąueline Couteur pozostały kamienne. Zmierzyła go od stóp do głów chłodnym spojrzeniem.
— Wiem — odpowiedziała.
— Do kogo właściwie mówię?
— Do mnie.
— Masz coś wspólnego z intrygami Latona?
Czyżby leciutki uśmieszek wykrzywił jej usta?
— Nie.
— Co zamierzaliście osiągnąć na Lalonde?
— Osiągnąć?
— Tak, osiągnąć. Niewolicie całą ludzką społeczność, jest wielu zabitych. Nie mogę pozwolić, żeby dłużej trwała taka sytuacja.
Moim podstawowym zadaniem jest obrona Konfederacji przed tego rodzaju zagrożeniami, nawet na tak mało znaczącej politycznie planecie jak Lalonde. Chciałbym poznać wasze cele, aby znaleźć pokojowe rozwiązanie kryzysu i uniknąć konfliktu zbrojnego. Musieliście wiedzieć, że prędzej czy później wasza akcja spotka się z odpowiedzią wojska.
— Nie chcemy niczego osiągnąć.
— Po co więc to wszystko robicie?
— Robimy to, co każe nam natura. Podobnie jak ty.
— Robię to, do czego zmusza mnie obowiązek. Na pokładzie „Isakore” powiedziałaś komandosom, że przyjdzie czas, kiedy wszyscy do was dołączą. Cóż to ma być, jeśli nie cel działania?
— Sądzisz, że pomogę wam zrozumieć, co się dzieje? Jesteś w błędzie.
— Dlaczego więc dałaś się schwytać? Widziałem, do czego jesteście zdolni. Murphy Hewlett to dobry żołnierz, ale nie aż tak dobry. Nie przekazałby cię w nasze ręce, gdybyś tego nie chciała.
— Zabawne. Widzę, że rządy i teorie spisku wciąż idą ze sobą w parze. Może jestem nieślubnym dzieckiem Elvisa i Marylin Monroe? Może zamierzam przed trybunałem Zgromadzenia wezwać Północnoamerykański Stan Rządu Centralnego o zwrócenie mi praw do spadku?
Samual Aleksandrovich zmierzył ją zdziwionym spojrzeniem.
— Co?
— Mniejsza o to. Dlaczego żołnierze z Floty mnie pojmali, admirale?
— Żeby cię zbadać.
— No, właśnie. Też tu jestem w tym celu. Żeby was zbadać. Ciekawe, kto się więcej dowie?
Kelven Solanki nawet nie marzył, że na tak wczesnym etapie kariery spotka się osobiście z naczelnym admirałem, któremu przedstawiano większość komandorów, zwłaszcza tych służących w 1. Flocie, lecz nigdy komandorów poruczników wyznaczonych do podrzędnej pracy w dyplomacji polowej. Tak się jednak składało, że kapitan Maynard Khanna wprowadzał go dzisiaj do biura naczelnego admirała. Radość Solankiego byłaby pełna, gdyby nie okoliczności. Nie wiedział jeszcze, jak admirał ocenia jego dokonania na Lalonde; kapitan sztabowy nic mu nie zdradził.
Biuro Samuala Aleksandrovicha było okrągłym pomieszczeniem z niewysoko sklepionym sufitem. Za jedynym oknem rozciągał się widok na największą w Trafalgarze komorę biosferyczną, a na ścianach wisiało dziesięć wydłużonych holoekranów, z czego osiem pokazywało obrazy nadsyłane przez zewnętrzne czujniki, a pozostałe dwa — plany strategiczne. Sufit pokrywały brązowe żebra, a zwisająca ze szczytu kolumna projektora AV przypominała krystaliczny stalaktyt. Umeblowanie podzielone było na dwie grupy: z jednej strony stół z drewna tekowego w otoczeniu krzeseł, z drugiej zaś, w poczekalni, kanapy obite impregnowaną skórą.
Maynard Khanna zaprowadził Solankiego przed biurko, za którym siedział już naczelny admirał. Również Auster, doktor Gilmore, dyrektor Wywiadu Sił Powietrznych admirał Lalwani, dowódca i. Floty admirał Motela Kolhammer — wszyscy siedzieli na metalicznie niebieskich giętych krzesłach, które wyrastały z podłogi jak odlane z rtęci.
KeWen stanął na baczność i zasalutował z werwą, świadom pięciu par lustrujących go oczu. Samual Aleksandrovich uśmiechnął się pod nosem, dostrzegając dyskomfort młodego oficera.
— Proszę spocząć, komandorze. — Wskazał mu jedno z dwóch krzeseł modelujących się z tworzywa podłogi.