— A w takim razie tym bardziej trzeba ją przycisnąć. Nawet pan nie przypuszcza, jaką presję wywiera na mnie Langley… I to o jakieś tam krytrony. Ale jest inny problem. Biały Dom ma na głowie ambasadę Izraela. Wyładowują się więc na nas… Co pan właściwie ustalił? — Powiem panu, najpierw jednak spróbujmy odnaleźć to BMW. Mam część numeru.
Ferguson podał numer sekretarce, zlecając jej skontaktować się z policją austriacką. W tym czasie Malko opowiedział mu pomysł z Mandy Brown i balem, który nie wprawił Amerykanina w zachwyt.
— Czy to aby poważne? Boję się, że to lekkomyślność. — Mandy Brown wyciągnie co zechce nawet z nieboszczyka. I zna Pamelę. W Londynie obracały się w tych samych kręgach. Pogawędzą sobie. Pamela miewa również niebezpiecznych klientów. Oni za tym stoją. Wygada się przed Mandy. Wie pan, że zwykłymi metodami nic z niej nie wyciśniemy. Wśród jej kochanków są też wpływowi politycy.
— OK — ustąpił Ferguson. — Mam nadzieję, że się panu powiedzie. Damy panu pełne poparcie.
— Będę go potrzebował. Jest już sześciu zabitych, nie mam ochoty być siódmym. Co do krytronów, sądzę, że są już daleko.
— Jeżeli ustalimy, kto je ukradł, można będzie wywrzeć presję dyplomatyczną.
Weszła sekretarka i podała Fergusonowi kartkę. Na jego twarzy odmalował się wyraz zdziwienia:
— Szare BMW z rejestracją W432850 należy do irackiej delegacji OPEC…
— Drugi raz wymienia się OPEC, a pan stale utrzymuje, że to Irańczycy…
— Nic już nie rozumiem — bąknął Ferguson. — Może to nie ten wóz.
— Elko rozbił mu przednią szybę — zauważył Malko.
— To da się sprawdzić.
Siedziba OPEC znajdowała się na terenie UNO-City, na wyspie położonej w rozwidleniu Dunaju. Na wprost, przy Wagramerstrasse, zbudowano sześciopiętrowy parking przeznaczony dla pracowników tej organizacji. Malko wraz z Chrisem i Miltonem wjechał windą na ostatnie piętro i rozpoczął poszukiwania.
— Spójrzcie — odezwał się. — To nie będzie trudne. Boksy opatrzone były numerami rejestracyjnymi stojących w nich samochodów. „Swój” odnaleźli na trzecim piętrze. Malko przyglądał mu się zafrasowany. Nigdzie śladu zadrapania. — Hej! — zawołał nagle Chris Jones oglądający przód wozu — nie ma przedniej szyby.
Malko z niedowierzaniem wsunął rękę do wnętrza. Szybę starannie usunięto. Zostało ledwie kilka okruchów, wbitych w gumową uszczelkę. Na pierwszy rzut oka samochód wyglądał zupełnie normalnie, zwłaszcza że stał przodem do ściany.
— Tak, to ten! — przyznał Malko.
Otworzył pojemnik na rękawiczki i wydobył dokumenty wozu. Zarejestrowany był na stałe przedstawicielstwo Iraku przy OPEC.
— Niczego tu już nie znajdziemy — powiedział odkładając papiery. — Zostaniecie tu jednak i sprawdzicie, kto nim jeździ. Nie zostawią go w takim stanie. — Zaczyna się — westchnął Jones.
Nareszcie Pamela Balzer przestała być jedynym tropem w ich sprawie. Milton szepnął:
— Jeżeli to ci sami, co na Roissy, poleje się krew… Obaj goryle zaparkowali wóz przy wyjeździe z parkingu. Polowanie zaczęło się na dobre.
Ibrahim Kamel pocił się jak mysz. Dzwonił z wiedeńskiej poczty, mówił po arabsku, ustalonym szyfrem, ale był pewien, że telefon jego rozmówcy jest na podsłuchu. Nie miał jednak wyboru. Opowiedział o nieudanym zamachu, potem bez mrugnięcia okiem wysłuchał normalnej porcji wymówek.
— Jakie są dalsze rozkazy? — zapytał potulnie. Upłynęła dłuższa chwila, nim Tarik Hamadi odpowiedział. Jak dotąd panował nad sytuacją. Jedynie europejska część operacji „Osirak” zajmie jeszcze dziesięć dni. Przez ten czas będzie narażony na kontratak izraelskich i amerykańskich wrogów. Wydarzenia z Roissy wywołały sporo zamieszania. Był z tej akcji dumny, a sam szef rządu irackiego przesłał mu zaszyfrowane gratulacje. Jego służby specjalne upiekły trzy pieczenie przy jednym ogniu. Po pierwsze, i najważniejsze, przejęły krytrony pod nosem Amerykanów i Francuzów; po drugie wyeliminowały jedynego człowieka, który znał kulisy sprawy i mógł je ujawnić. I wreszcie — zaoszczędziły pięć milionów dolarów, które miały zostać wypłacone Faridowi Badrowi. Jego egzekucji dokonała zabójczyni należąca do ściśle tajnej komórki zajmującej się eliminacją osobistych wrogów Saddama Husseina. To wszystko wzbudziło w nim pewną dozę wyrozumiałości wobec Ibrahima Kamela, autora świetnie zorganizowanej akcji na Roissy.
— Samochód musi zniknąć — powiedział wreszcie. — Natychmiast.
— A ona?
Ona, czyli Pamela Balzer. Kamel nic do niej nie miał. Chętnie by ją przeleciał, ale sypiała z jego szefem. Była nietykalna.
Tarik Hamadi nie od razu odpowiedział. Nigdy dotąd Pamela nie była zamieszana w jego sprawy. Kiedy przyjeżdżał do Wiednia, rezerwował ją sobie na jakiś czas. Podczas pobytu Sadduna Chakera w Wiedniu świadczyła mu usługi w towarzystwie koleżanki. Klient lubił wyrafinowane igraszki… Teraz Hamadi zrozumiał, że popełnił fatalną nieostrożność, zapoznając ją z Georgesem Bearem, drugą nitką operacji „Osirak”. Dziś pluł sobie w brodę, bo Pamela stała się jedyną osobą wiedzącą o bezpośrednim powiązaniu między Hamadim a Bearem. Przeciek tej z pozoru banalnej informacji mógłby doprowadzić do katastrofy. Pamela stanowiła ogromne zagrożenie dla „Osiraka”. Z drugiej strony, nie miała powodu ich zdradzić, zwłaszcza że wypożyczenie volva Ibrahimowi czyniło ją współwinną morderstwa. Mogła jednak bezwiednie zdradzić ogromnej wagi informacje. Od Pameli wiedział, że kręci się koło niej agent CIA.
— A więc? — zapytał Ibrahim.
Hamadi w ułamku sekundy powziął decyzję.
— Zlikwiduj ją. Jak najszybciej i dyskretnie. Potem na jakiś czas wrócisz do Bagdadu. Zaczynasz być tu znany.
Kamel podziękował gorąco. Wolałby odpocząć w Paryżu, ale nie miał zwyczaju dyskutować z rozkazami przełożonych. Odłożył słuchawkę i zamyślony wyszedł z poczty. Jak dyskretnie załatwić Pamelę? Miał nadzieję, że przedtem zabawi się z nią. Jak z Heidi Ried. Był to miły przerywnik. Wrócił do forda, w którym czekał na niego jego przyjaciel Selim i streścił mu rozmowę. — Załatwimy to dziś wieczorem. Podwieziesz mnie i poczekasz.
Sprawa była prosta. Pamela go znała, często przekazywał jej wiadomości od Tarika. Nie wzbudzi jej podejrzeń. Jeżeli wejdzie sam, spędzi z nią kilka przyjemnych chwil, a potem zabije. Nikt się o tym nie dowie, a policja uzna, że zbrodni dokonał zboczeniec.
— Odprowadzili samochód do prywatnego warsztatu — zaczął Jones. — Eskortował ich ford escord. Zapisałem numery.
— Kto prowadził? — zapytał Malko.
— Mały barczysty facet z sumiastymi wąsami. Łysawy.
Zauważyłem, że pod marynarką miał spluwę.
Malko zapisał numer. Jadł właśnie obiad w „Sacherżę”. Sam. Zastanawiał się, czy Aleksandra spełni pogróżki.
— Doskonale — powiedział. — Spotkamy się w ambasadzie.
— Trudno mi wprost uwierzyć — odezwał się Ferguson. — I nie tylko mnie. Przesłałem do Langley raport dotyczący powiązań służb irakijskich z tą sprawą, ale nikt nie chce w to uwierzyć, chociaż właściwie nie ma wątpliwości.
— Dowiedział się pan czegoś nowego?
— Prowadzimy poszukiwania. Centrum zawiadujące jest w Genewie, ale mają silne komórki w Londynie, Paryżu, Brukseli. Ich siatka jest jednak dyskretna, nie zajmuje się terroryzmem, lecz handlem bronią i wykonywaniem wyroków na emigracyjnych opozycjonistach. Dwunastka ich zabójców krąży po Europie. Niestety nie wiemy, kim są.
— Zapewne oni dokonali sześciu zabójstw i próby zamachu na mnie — stwierdził Malko. — I sądzę, że planują siódme.