— Myśli pan o sobie?
— Nie. O Pameli Balzer.
— Naprawdę? — Ferguson zmarszczył brwi — pracuje dla nich. Dlaczego mieliby ją sprzątnąć?
— Badr też dla nich pracował, a wykończyli go — zauważył Malko.
— Co proponuje pan w związku z grożącym jej niebezpieczeństwem?
— Chronić — odpowiedział. — Tak, żeby się nie zorientowała. W każdym razie dziś po południu jedzie na bal do Amboise. My też tam będziemy. Przedtem może się coś wydarzyć. Potem nic już nie zdziałają. Chris i Milton mogą się tym zająć. Wiem, że jutro Pamela je obiad z narzeczonym i z nim spędzi resztę dnia. Pozostaje dzisiejszy wieczór.
— OK — przystał Jack. — Proszę wydać dyspozycje Chrisowi i Miltonowi.
W tym momencie zadzwonił telefon. Jack odebrał i powiedział:
— To oni.
Po chwili dwaj goryle weszli do biura.
— Mam dla was nowe zadanie — ochronę.
— Pana?
— Nie, uroczej dziewczyny — podał im zdjęcie kobiety o dużych, szeroko rozstawionych oczach i prostym płaskim nosie, nieco podobnej do Jackie Kennedy i objaśnił cel misji.
— Ochrona aktywna czy pasywna? — zapytał Chris. — Obie. Jeżeli uznacie, że jest zagrożona, interweniujcie. Oto jej adres. Jeżeli wyjdzie idźcie za nią. Jeżeli pojawi się ktoś podejrzany, powiadomcie mnie. Będę w „Sacherze”.
Pamela jadła właśnie kolację złożoną z banana i filiżanki herbaty, siedząc przy niskim stoliku ze szklanym blatem i nogami z kości słoniowej sprowadzonym od najmodniejszego paryskiego dekoratora, Claude’a Dalle’a, gdy zadzwonił telefon. Jej numer znało niewiele osób, a o tej porze nie spodziewała się klientów. Narzeczony spędzał wieczór na rodzinnej kolacji. Odebrała zdziwiona.
— Dobry wieczór — rozpoznała głos Ibrahima Kamela. — Dzwonię na prośbę pana Tarika. Mam pani coś od niego podrzucić. Czy mogę wpaść?
Dziewczyna nie otwierała wieczorem drzwi, jeśli nie była umówiona, Ibrahim pracował jednak dla jednego z jej najpoważniejszych klientów. Zawahała się i odpowiedziała:
— Oczywiście, ale niezbyt późno. Chcę się wcześnie położyć.
— Będę za pół godziny.
Malko dopił kawę i podszedł do telefonu. Był pewien, że dzwonią Chris i Milton.
— Halo?
— Mówi Chris!
Głos goryla zdradzał podenerwowanie. Od dwóch godzin obserwowali z Miltonem dom przy Schubertring i jedynej rozrywki dostarczał im przenośny telewizorek Seiko. — Co nowego? — zapytał Malko.
— Do budynku wszedł właśnie ten sam facet, który odprowadził do naprawy BMW. W samochodzie czeka na niego kumpel. Co robimy?
Ta wizyta nie wróżyła niczego dobrego. Zanim przyjedzie, Irakijczycy spokojnie zdążą zlikwidować Pamelę. Interwencja goryli ujawniłaby całą akcję. Ale śmierć Pameli oznaczała utratę jedynego świadka.
— Gdzie jesteś? — zapytał.
— W budce, trzydzieści metrów od domu.
— Zadzwoń za trzy minuty.
Rozłączył się i wykręcił numer Pameli.
Ibrahim Kamel podszedł do domofonu i zamarł. Miał dość duże doświadczenie, by zorientować się, że dwóch osiłków sterczących przed budynkiem to albo gliniarze, albo tacy jak on. Z pewnością zaś jego wrogowie. Skąd jednak znają jego zamiary? Nikomu o niczym nie wspominał. A może dziewczyna domyśliła się czegoś? Rozmaite myśli przelatywały mu przez głowę. O tej porze nie mógł skontaktować się z szefem. Najlepiej byłoby odłożyć akcję, ale jeśli Pamela wpadnie w łapy CIA, pozostanie mu tylko uciec na koniec świata. Wolałby już mieć do czynienia z policją austriacką. Automatycznie namacał w kieszeni pistolet skorpio, równie skuteczny jak karabin maszynowy. To było jego narzędzie pracy. Dla Pameli przewidział środek łagodniejszy i mniej hałaśliwy. Po chwili wahania zdecydował się mimo wszystko spróbować.
Pamelę zaskoczył obcy głos. Sądziła, że to Kamel dzwoni po raz drugi.
— Kim pan jest? — zapytała nieufnie.
— Nieistotne — odpowiedział zdeformowany głos. — Chcę tylko uprzedzić, że grozi pani niebezpieczeństwo. Ktoś przyjdzie za chwilę. To morderca. Proszę go nie wpuszczać.
Nieznajomy rozłączył się, nim zdołała cokolwiek powiedzieć. W tej samej chwili zadzwonił domofon. Podeszła będąc pod wrażeniem dziwnego ostrzeżenia. Instynkt ulicznicy podpowiadał jej, że to nie był głupi żart. — Tak? — odezwała się.
— Tu Ibrahim Kamel.
Milczała wahając się przez moment. Potem łagodnym głosem powiedziała:
— A, Ibrahim! Przykro mi, że przyszedł pan na próżno. Leżę w łóżku. Jestem chyba chora i oczekuję lekarza. Może mógłby pan wpaść jutro?
— Jutro? — jego głos zdradzał niepokój. — Ale jutro muszę być w OPEC, a to zajmie tylko moment.
— O co chodzi?
Zaskoczony, nie od razu odpowiedział. To upewniło Pamelę o powadze ostrzeżenia. Zdecydowanym głosem ucięła:
— Naprawdę nie mogę teraz pana przyjąć. Jeżeli pan chce, proszę przyjść jutro. Dobranoc.
Rozłączyła się, zamknęła dokładnie drzwi, założyła łańcuch i poszła po leżącą w sekretarzyku złoconą berettę. Był to upominek od handlarza bronią, z którym żyła przez parę tygodni. Pistolecik wyglądał jak nieszkodliwe cacko, ale doskonale wystarczał do zabicia człowieka. Wprowadziła kulę do komory i położyła broń na stoliku. Potem poszła do kuchni, przygotowała sobie coitreau z lodem i wróciła do sypialni. Po drodze włączyła jeszcze kompaktową płytę „Gipsy Kings” i położyła się. Serce biło jej mocno. Nie wiedziała, o co chodzi. Od czasu, gdy opuściła Kaszmir wiele razy zmuszona była uciekać, zacierając za sobą wszelki ślad, i budować nową przyszłość. W Wiedniu miała nadzieję osiąść na stałe. Dlaczego znów zawisło nad nią niebezpieczeństwo? — Ta gnida wyszła — zaanonsował Chris. — Co robimy? Odjeżdżają.
— Niech jadą — powiedział Malko. — Zostańcie na miejscu.
Rozłączył się i zadzwonił znów do Pameli. Odebrała natychmiast. A więc żyła. Odłożył słuchawkę bez słowa. Tamci nie wrócą. Była ostrożna. Teraz zaczął się śmiertelny wyścig z czasem. Musi „wyspowiadać” Pamelę, nim Irakijczycy ją sprzątną. Z pewnością nie poprzestaną na tej jednej próbie.
Malko z wielkim trudem przekonał Chrisa Jonesa, że jego okulary słoneczne nie pasują do surduta i koronkowego żabotu. Goryl przyglądał się swemu odbiciu w lustrze wściekły i zbity z tropu. Przebieranki w stroje z epoki nie były uwzględnione podczas szkoleń w Secret Service. Milton Brabeck bezlitośnie natrząsał się ze swego alterego. — Zrobię ci świetne zdjęcie. Przypniemy je na tablicy informacyjnej w Langlęy… Jak zaczniesz truć… — Stul pysk — mruknął zrezygnowany Chris. — Zobaczymy, co z ciebie zrobią.
Byli właśnie w największej wiedeńskiej wypożyczalni kostiumów przy Theaterstrasse. Aleksandra nie wróciła spakować walizek. Może na razie tak będzie lepiej:
Malko był zmuszony udać się na bal w Amboise w towarzystwie Mandy Łajdaczki. Bardziej niż kiedykolwiek zależało mu na wyciśnięciu z Pameli Balzer jej sekretu. Nikt nie wiedział nic nowego o krytronach i Langley zaczynało wywierać coraz większą presję, chcąc uzyskać informacje.
Pamela Balzer wyjechała już samochodem z Kurtem von Wittenbergiem. Malko nie wiedział, co dokładnie zaszło poprzedniego wieczora. Czy padł ofiarą własnych nerwów, czy też Irakijczycy faktycznie chcieli zabić Pamelę? Jeżeli przestali ufać call-girl, nie zawahają się jej pozbyć. Właściciel wypożyczalni przerwał jego rozmyślania, pokazując mu wspaniały wschodni kostium: złocisty turban, amarantową koszulę, bufiaste spodnie z tkaniny o wzorze skóry pantery, czarne buty, aksamitną, haftowaną złotem kurtkę. — Sulejman Wspaniały, sułtan imperium ottomańskiego — oświadczył.