— Bardzo mi odpowiada — uznał Malko. — Czy nie ma pan ubrania w tym samym stylu, ale skromniejszego? Właściciel przyniósł strój z żółtego jedwabiu z szerokim, czerwonym pasem, turbanem, papuciami.
— Strój janczarski!
Wymarzony kostium dla Elka. Turek wrócił właśnie z podróży. Z Irakijczykami nigdy nie dość było ostrożności. Znowu zaczęło się przymierzanie. W końcu Chris i Milton wybrali czarne aksamitne surduty. W tych strojach nie wyglądali przynajmniej zbyt śmiesznie. Tyle, że kostiumy niemal pękały na nich w szwach.
Elko Krisantem przyglądał się sobie, myśląc głównie o tym, jak najlepiej ukryć pod szerokim pasem astrę. Chris i Milton natomiast patrzyli na siebie zupełnie skonsternowani.
— Jeżeli ktoś spróbuje mnie sfotografować, zabiję go — uprzedził Milton.
Gdyby nie powaga sytuacji, Malko pękłby ze śmiechu. Zabrawszy kostiumy opuścili sklep. Za trzy godziny odlatywali do Paryża. Pierwsze zadanie — odebrać Mandy z lotniska Roissy. Oby tylko nie zapomniała albo nie zmieniła zdania. Malko nie śmiał do niej dzwonić. Nim wsiedli do samochodu, Chris odciągnął go na bok.
— Naprawdę chce pan, żebyśmy z panem pojechali?
— szepnął. — Tam nic się nie wydarzy.
Pierwszy raz zdarzyło się, że Chris unikał zadania.
Malko spojrzał na niego z powagą.
— John Mackenzie myślał tak samo w Berchtesgaden. Policjanci z DST na Roissy również. Pracujemy nad poważną sprawą i praktycznie nic o niej nie wiemy. Pamela Balzer jest prawdopodobnie w posiadaniu informacji, której znaczenie ignoruje. A tylko od niej możemy ją uzyskać. Tamci o tym wiedzą.
Tarik Hamadi z coraz większym niepokojem słuchał relacji Ibrahima Kamela. Przez cały ranek Kamel usiłował dotrzeć do Pameli, ta jednak zbyła go grzecznie proponując, by odwiedził ją u fryzjera… Naturalnie trudno byłoby ją tam zlikwidować. Zaraz potem wyjechała. — Domyśla się czegoś? — zapytał Hamadi.
— Nie mam pojęcia — jęknął Ibrahim. — Może to tylko zbieg okoliczności.
— A agent CIA?
— Brak wiadomości. Nie ma go w zamku, dzwoniliśmy. Nie ma go także w „Sacherze”.
— Dziwne! — stwierdził Tarik Hamadi.
Coś za dużo było tych zbiegów okoliczności… Dwaj ludzie, którzy strzegli Pameli, należeli prawdopodobnie do CIA. Ale jak do niej dotarli? Nieudana próba likwidacji agenta przez Ibrahima wszystko zaprzepaściła. — Pamela wyjeżdża dziś na trzy dni z Wiednia — podjął Ibrahim. — Jedzie do Francji na bal w jakimś zamku, sama mi powiedziała. Z narzeczonym.
Pewna myśl zaświtała Hamadiemu w głowie. Niemiła myśl. Wszystko stawało się jasne.
— Proszę przedzwonić do zamku Liezen i dowiedzieć się, czy książę Linge wyjechał już do Francji. I natychmiast mnie o tym powiadomić.
Odłożył słuchawkę i czekał. Nie długo. Usłyszał zmieniony głos Kamela.
— Powiedziano mi, że odlatuje dzisiaj — poinformował.
Hamadi poczuł, że krew ścina mu się w żyłach. To już była katastrofa. Tym razem trudno było mówić o zbiegu okoliczności.
— Ta suka spotka się z agentem CIA. Proszę dowiedzieć się, dokąd jedzie, i załatwić ją — rozkazał. — Trzeba zapobiec ich rozmowie. Potem proszę do mnie zadzwonić.
Rozłączył się, nie pozostawiając Ibrahimowi czasu na odpowiedź.
— Holy cow!
Chris i Milton popatrzyli na siebie, obaj równie zdumieni. Nawet Malko skamieniał z wrażenia. Zjawisko było niewiarygodne wśród pasażerów lotu z Londynu. Mandy Brown!
Cesarski diadem lśnił na jej jasnych włosach, okalających przesadnie umalowaną twarz. W uszach i na szyi miała szmaragdy stanowiące równowartość dziesięciu tysięcy lat pracy średnio uposażonego urzędnika. To wszystko jednak było niczym w porównaniu z czarną skórzaną suknią do ziemi, która zdawała się być szyta na niej. Góra zrobiona była z dwóch girland czerwonych róż, także skórzanych. Śmiały dekolt obnażał dwie trzecie jej biustu, wąski dół pozwalał poruszać się tylko drobnymi kroczkami. Podeszła do Malka i okręciła się, prezentując w całej okazałości krągłości swego ciała.
— Podoba ci się? — zapytała. — Od Jean-Claude’a-Jitroisa. Podobno tak ubierano się w epoce renesansu… Problem w tym, że nie mogę w tym chodzić.
Odprowadził ją na bok, by zapobiec zbiorowemu gwałtowi. Opuszczając samolot Anglicy wytrzeszczali oczy. Wakacje zaczęły się, nim dotknęli ziemi francuskiej. — Jeżeli masz na mnie ochotę, będziesz musiał poczekać, aż to zdejmę. Pod spodem mam tylko pończochy — szepnęła.
Ujęła jego dłoń, kładąc ją na swoich udach i rzeczywiście wyczuł podwiązki. Mandy Łajdaczka umiała podkreślać erotyzm.
— A wy nie jesteście przebrani?
— Chodź już! — pociągnął ją Malko.
Elko czekał w wynajętym mercedesie. Mieli przed sobą trzy godziny jazdy.
Przyjechali z Wiednia poprzedniego wieczoru. Przejeżdżając przez Liezen, Malko znalazł oschły list od Aleksandry, uprzedzający, że na parę dni jedzie do przyjaciół. Ponieważ opróżniła szufladę z bielizną, Malko spodziewał się najgorszego. Na wszelki wypadek zostawił numer telefonu do Amboise, nie wierząc jednak, by zmieniła zdanie…
Malko siedział z tyłu obok Mandy. Diadem na głowie zmuszał ją do trzymania się prosto, ale nie przeszkadzał bynajmniej szeptać lubieżnych słów do ucha sąsiada. — Ta skórzana kiecka jest piekielnie ekscytująca! Kiedy czekałam na samolot, jakiś facet ocierał się o mnie z tyłu tak mocno, że mało nie przebił się przez skórę…
— Mandy, coś ci muszę wyjaśnić — powiedział łagodnie Malko gładząc jej nogę.
W Mandy jakby piorun strzelił. Rzuciła mu pełne wściekłości spojrzenie.
— Czułam podstęp! Chyba nie będziesz mi zawracał głowy tą dziwką Pamelą! Chcesz ją przelecieć? Do tego nie jestem ci potrzebna…
Przyszła pora wyjaśnić nieporozumienie.
— To prawda, że się nią interesuję, ale nie z tego powodu…
— Zatrzymaj to pudło! Wysiadam natychmiast! — warknęła.
Ponieważ nie reagował, chwyciła Turka za ramię i zaczęła nim trząść jak gruszą. Turek odwrócił się i zmierzył ją spojrzeniem, które każdego sprowadziłoby na ziemię. Rzuciła się więc znowu na Malka.
— Łajdaku! A ja dałam się znowu nabrać, jak idiotka! Myślałam, że zabierzesz mnie na weekend zakochanych. To jeszcze jedna z twoich chytrych sztuczek. Gwałtownie rzuciła się do drzwi, próbując je otworzyć. Malko musiał przypiąć ją pasem, żeby nie wyskoczyła w biegu. Szamotali się, aż jej pośladki przywarły przypadkowo do jego brzucha. Nie zaprzestała obrzucać go obelgami… Krisantem, jakby nigdy nic wpatrywał się w drogę. Sytuacja nie ulegała zmianie, tylko pod wpływem dotyku chłodnej skóry Malka ogarnęło przyjemne uczucie. Nie bacząc na obelgi, wolną ręką zaczął gładzić uda Mandy jak głaszcze się oswajane stworzenie. — Odwal się! — wrzasnęła. — Nie chcę, żebyś mnie dotykał.
Znów próbowała wyskoczyć, Elko jednak natychmiast zablokował wszystkie drzwi.
Mandy odwróciła się do Malka plecami. Ten łagodnie rozsunął suwak, obnażając plecy, pas podtrzymujący pończochy, i znaczną partię pośladków. Jak zaznaczyła, nie miała nic pod spodem. Malko wsunął rękę między skórę sukni i skórę kobiety, odnalazł, czego szukał nieco niżej i zajął się, jak mógł uspokajaniem sąsiadki. Z początku nie reagowała. Siedząc w niewygodnej pozycji, na pół naga, rzucała tylko obsceniczne komentarze. Malko zrozumiał, że tak skromna przygrywka nie ukoi jej. Zsunął suknię z ramion Mandy. Potem jeszcze drobny wysiłek i skóra znalazła się na poziomie kolan Mandy. — Pamiętasz Abu Dhabi? — szepnął jej do ucha. Widok na pół rozebranej, bezbronnej Mandy rozpalił go. Nie chciał zresztą zostawiać jej czasu na otrząśnięcie się z wrażenia. Ulokował się między siedzeniem a podłogą i, mimo kołysania, zdołał wziąć ją jednym ruchem lędźwi.