— Przestań, nie mam ochoty się pieprzyć!
Elko z coraz większym trudem koncentrował się na drodze… Malko zaczął tymczasem poruszać się powoli we wnętrzu kobiety. Przy każdym jego pchnięciu głowa Mandy uderzała o drzwi. Niestety, z omotanymi suknią nogami niewiele mogła zrobić. Sytuacja była jednak piekielnie podniecająca. Malko czuł, jak stopniowo jej biodra zaczynają krążyć i zorientował się, że Mandy Łajdaczka doszła do siebie. Najpierw przestała krzyczeć, ograniczając się do pomrukiwania. Potem pomrukiwania zmieniły ton…
Malko powstrzymywał się. Czuł wilgotne zaciskające się wokół jego członka ciało i zdał sobie sprawę, słysząc oddech Mandy, że bliska jest orgazmu. Musiał dotrwać do tej chwili. Dzięki prawdziwej akrobacji podrażnił jej najwrażliwsze miejsce palcem wywołując ryk zachwytu. Biodra Mandy ogarnęło drżenie. Jęczała coraz głośniej, aż wybuchła rozdzierającym krzykiem, zaciskając ręce na fotelu. Dokładnie w chwili wytrysku nasienia. Bogu dzięki, Krisantem był niezwykle dyskretny. Malko błagał świętego Jerzego, by ten występek przeciw dobrym obyczajom przyniósł dobry efekt. Nikt poza Mandy nie był w stanie wycisnąć z Pameli prawdy. — Łajdaku! Miałam orgazm. Z tobą dzieje się to automatycznie — rzuciła patrząc na niego zamglonym wzrokiem. Kiedy doznała orgazmu, można ją było prosić o wszystko. Malko ucałował jej dłoń.
— Mnie też było wspaniale.
— Podarłeś mi pończochy — wzruszyła ramionami. Kiedy udało mu się umieścić suknię Mandy na właściwym miejscu, tudzież ulokować jej piersi w sukni, jeszcze zadyszana wsparła głowę na jego ramieniu. — Łajdak z ciebie, ale cię lubię. No, wyrzuć to z siebie!
— Ale nie wyskoczysz w biegu?
— Nie, jeżeli obiecasz, że i tam będziesz się ze mną kochał.
— Obiecuję.
— No mów.
Malko opowiedział jej wszystko, przemilczawszy tylko sześć trupów. Po cóż było ją straszyć…
— Trzeba odkryć, kim są dwaj mężczyźni z którymi była w „Bristolu” — zakończył.
— Już w Londynie miała sporo znajomych Arabów. Ale była szalenie dyskretna. Nie wiem, co może mieć wspólnego z twoją historią. Jeżeli coś wie, powie mi. — Nie wspominaj jej o mnie.
— Zobaczy nas razem…
— Nie, po przyjeździe rozstajemy się. Będzie tam czterysta osób. I noc. Odszukasz mnie kiedy się czegoś dowiesz. — OK. — Wsunęła diadem we włosy. — Następnym razem też to włożę. Czuję się jak caryca Katarzyna. Mówią, że niezła z niej była dziwka.
Ibrahim gwałtownie zahamował. Znów pomylił drogę.
Od dwudziestu czterech godzin przeżywał koszmar. Wykazał lisi spryt, by dowiedzieć się, dokąd jedzie Pamela. Otrzymali z Mahmudem proste instrukcje: znaleźć Pamelę i pozbyć się jej. Gdyby agent CIA również tam był, zrobić z nim to samo. Nie mieli czasu zająć się kostiumami, zadowolili się więc białymi marynarkami lokajów. Na duże przyjęcia zawsze można się wśliznąć. Po akcji mieli się schronić w ambasadzie Iraku w Paryżu i czekać na rozkazy.
Chris i Milton w osłupieniu obserwowali przybycie Leonarda da Vinci wspaniałym białym helikopterem. Beli krążył nad trawnikiem przed zamkiem zniżając lot. — Obłęd! — mruknął Milton. — Zupełnie jak w Hollywood!
Obaj Amerykanie przywykli w końcu do aksamitnych kaftanów opinających nogi i krótkich spodni odsłaniających ich masywne łydki. Gorzej było z krezami i śmiesznymi beretami z piórkiem…
Najwspanialej prezentowały się kobiety, ich wyszukane fryzury przeplatane perłami, wydekoltowane suknie z długimi trenami. Była tu nawet zakonnica rzucająca wokół wyzywające spojrzenia, niezwykłe u świątobliwej osoby… Po parku krążyli księża, a nawet biskup, zupełnie jak prawdziwy.
Malko wymienił uśmiechy z młodym jasnowłosym paziem — zachwycającą dziewczyną z krótką fryzurą. Malko prezentował się doskonale jako Sulejman Wspaniały. Pod kaftan wsunął swój superpłaski pistolet, a Elko nie opuszczał go ani na krok. Nikt nie zwracał większej uwagi na czterech mężczyzn. Malko rozejrzał się i zauważył idącą przez trawnik Mandy. Było na co popatrzeć… Krępowana suknią, szła drobnym kroczkiem, dumnie niosąc ozdobioną diademem głowę. Obciśnięta czarną skórą, krągła, kołysząca się harmonijnie, budziła chęć gwałtu. Biskup porzucił szlachetną damę, nieco stosowniej ubraną, i pospieszył podać ramię Mandy. Druga ręka, którą opasał jej talię, powędrowała w dół. Mandy spojrzała na niego. Od chwili przybycia myślała tylko o jednym — by oceniać obciśniętą krótkimi spodniami męskość gości. Znalazłszy się na esplanadzie przed zamkiem, podziękowała biskupowi, zatrzaskując przed nim definitywnie bramy raju i udała się na poszukiwanie Pameli.
Malko stał przy bufecie i popijając moet obserwował Mandy. Rozejrzał się wokół. Nikt nie miał powodu przypuszczać, że wspaniała feta była polem działania ekipy CIA. Ani domyślać się powodu jej obecności. Sześć ciał, które spoczęły na ich drodze, nie pozwalały Malkowi cieszyć się balem. Czy Pamela wyzna Mandy to, co wie?
Drugie, splecione w warkocze i ozdobione perłami włosy, śniada twarz z ogromnymi oczami przydawały Pameli wygląd wschodniej księżniczki.
Brązowa dworska suknia wycięta w karo obciskała jej talię, opadając ku ziemi fałdami aksamitu i koronek. Była najpiękniejszą z obecnych na balu kobiet. Kurt von Wittenberg, w krezie i purpurowym kaftanie, również prezentował się świetnie. Widok Mandy Brown z biustem na wierzchu, kręcącej oblepionymi skórzaną suknią biodrami, kompletnie zmącił mu zmysły.
— Co to takiego?
Mandy Brown, jeżeli nie liczyć diademu, nie była przebrana, to jednak zdawało się absolutnie nie przeszkadzać obecnym na balu samcom. Spojrzenie jej wilgotnych oczu ledwie musnęło Wittenberga i zatrzymało się na Pameli.
— Pamela! A co ty tu robisz?
W. pierwszej chwili Pamela nie poznała jej.
— Mandy! — zawołała po upływie kilku sekund, ucałowała ją i zwróciła się do narzeczonego.
— Markiza Mandy de Hartford. Moja dawna przyjaciółka z Londynu.
Mandy Łajdaczka miała tyle wspólnego z markizą, co kaszanka z łososiem. To jednak nie przeszkadzało Kurtowi von Wittenbergowi dostrzec jej pełnych piersi i — całując jej dłoń — niemal wetknąć pomiędzy nie nosa, zastanawiając się jednocześnie, czy Pamela stanowiła najlepszy wybór.
— Wybaczy pan, mamy sobie tyle do powiedzenia — rzuciła mu Mandy, odciągając na bok jego narzeczoną. Pamela nie protestowała. Mandy wiedziała o niej dużo, bardzo dużo. Nie byłoby dobrze, gdyby zaczęła to opowiadać ludziom. Podeszły do bufetu, poprosiły o moet i cointreau i zaczęły gawędzić. Biskup krążył ciągle wokół Mandy, a pewien koneser abstrakcjonizmu zastanawiał się, jak by wyciągnąć ją z tłumu bez użycia niedopuszczalnej w tym środowisku gwałtowności. — Z kim jesteś? — zapytała Pamela.
— Och! Ze znajomym, którego zgubiłam gdzieś po drodze. A ty? Jak zwykle z Arabami?
Pamela aż podskoczyła. Właśnie takich pytań obawiała się przy znajomych. Po cóż było się przeprowadzać, skoro przeszłość szła za nią trop w trop! Jakim cudem Mandy wśliznęła się na przyjęcie w ścisłym kręgu wyższych sfer?
— Chyba wyjdę za mąż — zaanonsowała. — Za chłopaka, który mi towarzyszył.
— Niezły. Lecisz na niego? A ma szmal?
— Ma masę pieniędzy i jest świetny w łóżku — przyznała Pamela.