Zresztą poszukiwania w ciemnościach, wśród setek kręcących się gości, przypominały szukanie igły w stogu siana. Malko natknął się na Chrisa Jonesa w salonach zamku. Milton gdzieś przepadł.
— Nie widział pan człowieka w białej marynarce? — zapytał Malko. — Obawiam się, że to Irakijczyk. — Holy shit! — wykrzyknął goryl. — Przed chwilą przechodził z tacą, ale nie pomyślałem o tym. — Gdzie to było?
— W skrzydle kuchennym.
Malko rozejrzał się zamyślony. Po kolacji Pamela wstała od stołu. Dokąd mogła pójść? Może jest z przyjaciółmi, może w zamkowych toaletach. Musiał ją znaleźć. I przetrząsnąć park nim będzie za późno. Odszedł. Chris ruszył za nim. Elko zniknął, obarczony zadaniem przeszukania pokoi na górze. Malko bezwiednie namacał ukryty pod kaftanem pistolet. Szósty zmysł mówił mu, że obecność człowieka w białej marynarce stanowi niebezpieczeństwo.
Pamela nie szukała toalety, ale telefonu. Rozmowa z Mandy, podobnie jak dziwne ostrzeżenie w przeddzień wyjazdu z Wiednia, zaintrygowała ją. Nie rozumiała, dla czego wisiała nad nią groźba. Chciała rozmawiać z Tarikiem Hamadim. Tu, wśród setek ludzi, czuła się bezpiecznie. Musi jednak wrócić do Wiednia.
Otwierała drzwi jedne po drugich, nie mogąc znaleźć tego, czego szukała. Żałowała, że puściła narzeczonego z Mandy. Zrobiła to tylko po to, by zadzwonić. Przypadkowo znalazła się na esplanadzie i ruszyła ścieżką wiodącą przez trawnik ku parkingowi. Tam stały samochody z telefonami, a jeżeli Mandy pieprzyła się z Kurtem, pora była wkroczyć do akcji. Pamela szła szybko, odwrócona tyłem do miejsca zabawy. Nagle wyrosła przed nią sylwetka kelnera w białej marynarce. W pierwszej chwili zadała sobie pytanie, skąd się wziął w tym miejscu, potem chciała po prostu go ominąć. Wtedy; wypowiedział jej nazwisko. Spojrzała na niego i od razu: rozpoznała jednego z przyjaciół Kamela.
— Co pan tu robi? — Pamela, ogarnięta panicznym strachem, z trudem wymówiła tych parę słów i instynktownie cofnęła się ku światłom zamku.
— Szukałem pani, pani Balzer. Pan Tarik chce z panią mówić. To pilne.
— Gdzie?
— Mamy na parkingu samochód z telefonem.
Przez ułamek sekundy Pamelę ogarnęło przeczucie, że ten tajemniczy zbieg okoliczności został zaaranżowany. I że ten Arab przybył tu, żeby ją zabić… — Niech pan mu powie, że może z tym poczekać!
Zadzwonię jutro rano!
Zawróciła, chcąc iść w stronę zamku. Teraz naprawdę się bała. Irakijczyk ruszył za nią. W ciemnościach nie wiedziała, czy jest uzbrojony, ogarnięta paniką zawołała jednak:
— Odczep się, bo zacznę krzyczeć.
Groźba była niemal śmieszna. Orkiestra przed zamkiem robiła niemiłosierny hałas.
Przyspieszyła, słysząc szybkie kroki Irakijczyka odwróciła się, i wtedy mężczyzna skoczył jej do gardła. Elko Kirsantem szedł przez trawnik, gdy dobiegł go krzyk Pameli. Dziewczyna musiała być tuż obok. Ruszył’ w kierunku jej głosu i trzydzieści metrów dalej dostrzegł w ciemności dwie szamoczące się na trawie postacie. Zbliżył się i rozpoznał mężczyznę w białej marynarce, duszącego leżącą na plecach kobietę. Broniła się ze wszystkich sił. Garotta sama weszła mu’w ręce. Zakradł się po cichu, niepostrzeżnie założył garottę na szyję Irakijczyka i wprawnie zacisnął. Z gardła Selima wydobyło się potworne charczenie. Poczuł, że coś wrzyna mu się w ciało. Przez parę sekund próbował się uwolnić, potem zrozumiał, że to niemożliwe i wypuścił Pamelę. Zastanawiał się, kto atakuje go tak zażarcie. Przeciwnik kopnął go gwałtownie kolanem w plecy, rzucił na ziemię, runął na jego ramiona i zacisnął pętlę. Selim poczuł, że zbliża się koniec. Mobilizując resztę energii wsunął rękę za pas, by wydostać pistolet. Pamela wstała i jak opętana pognała ku parkingowi, ogarnięta jednym pragnieniem — czym prędzej wyrwać się ze śmiertelnej zasadzki. Gdy obejrzała się za siebie, mężczyźni nadal walczyli.
Znajdujący się nieco dalej Malko ledwie dosłyszał krzyk Pameli. Pognał przez trawnik ku drzewom, pociągając za sobą Chrisa Jonesa. Gdy biegli, z grupy gości wynurzył się łysy mężczyzna w białej marynarce i z wyrazem przerażenia na twarzy ruszył pospiesznie w stronę, gdzie na trawniku stały jeszcze nakryte stoły. Chris krzyknął. — Hoty cow, to facet, który chciał załatwić tę Wiedenkę! Malko zawahał się. Najpilniejszą sprawą było jednak iść w sukurs Pameli, o ile nie było za późno.
— Proszę iść za nim — rzucił do Chrisa. — Ja zobaczę, co się tam dzieje.
Selim zdołał chwycić pistolet i wycelować w napastnika. Elko zobaczył go i w porę uskoczył w bok. Padł strzał i kula utkwiła w parkowym drzewie.
Gwałtownym ciosem w nadgarstek Elko wytrącił przeciwnikowi broń. Zaraz potem wcisnął jego twarz w trawę. Trzymał oba końce garotty jedną ręką. Rozgniewany niespodziewaną ripostą zacisnął je, wkładając więcej serca w dzieło. Po paru sekundach Selima ogarnęły drgawki, nogami kopał ziemię. Znieruchomiał z wczepionymi w trawę dłońmi. Definitywnie.
Elko wstał rozglądając się wokół. Zobaczył nadbiegającego mężczyznę. Pospiesznie schował garottę. Wyrwał zza pasa astrę, odbezpieczył ją i ukrył się za drzewem. Kiedy Malko przechodził obok niego, zagwizdał cicho i wyszedł z kryjówki. — Elko! Co tu się dzieje? To pan strzelał?
— Nie, to on — odpowiedział, wskazując nieruchome ciało. — Oby tylko strzał nie ściągnął tu gospodarzy! Ten typ próbował udusić dziewczynę!
— Gdzie ona jest?
— Uciekła w tamtą stronę — wskazał ręką.
Ruszyli obaj w głąb parku najszybciej jak mogli. Mijali pary, które skryły się tu, by rozwinąć flirt zaczęty przy kolacji. Znalazłszy się na skraju lasku oddzielającego trawnik od parkingu, Malko i Krisantem zatrzymali się na moment przy pustych stołach. Odgłosy zabawy ledwie tu dobiegały. Strzał najwyraźniej nie wywołał paniki. Pamela zniknęła. Jedynym miejscem, gdzie mogła się schronić, był parking. Kiedy już mieli zawrócić, spośród drzew wynurzyła się potężna sylwetka Jonesa.
— Ten łajdak jest na parkingu. Zgubiłem go wśród samochodów.
Te słowa były dla Malka jak wiadro lodowatej wody. Pamela musiała skryć się na parkingu. Tuż pod nosem zdecydowanego ją zabić mordercy!
— Pamela Balzer również tam jest — szepnął.
Wszyscy trzej rzucili się przez las, by zyskać na czasie. Malko spodziewał się w każdej sekundzie usłyszeć strzał. Jednocześnie nurtowało go pytanie, jak ważną tajemnicę musi znać dziewczyna, skoro Irakijczycy tak usilnie starali się ją zgładzić.
Wkrótce doszły ich odgłosy gwałtownej kłótni.
— Rozdzielmy się — powiedział do Elka i Chrisa. — Trzeba odszukać tego Araba.
Zbliżając się do miejsca, skąd dobiegały krzyki, rozpoznał ostry głos Mandy obrzucającej kogoś wyszukanie wulgarnymi obelgami. Przerwał jej grubszy głos. — Ty garażu dla kutasów!
Pamela miała wyraźny akcent podmiejski, ale umiała operować metaforą. Podszedłszy bliżej Malko zauważył, że kobiety stoją na wprost siebie obok jego mercedesa. Mandy była naga, jeśli nie liczyć pończoch i przekrzywionego diademu. Jej pulchne pośladki lśniły w ciemności. Pamela ubrana była normalnie. Malko pojął powód sprzeczki natychmiast, gdy zobaczył opartą o samochód sylwetkę Kurta von Wittenberga, narzeczonego Pameli, gorączkowo poprawiającego ubranie. I niemego jak ryba… — A twoje Arabusy! — wrzeszczała Mandy. — Nie złapałaś od nich AIDS? Pamiętasz tego Irakijczyka, którego ucapiłaś w Londynie…? Pewnie już wykitował. Wobec takiej zniewagi Pamela z dzikim wrzaskiem rzuciła się z pazurami na Mandy.