Выбрать главу

Innymi słowy, był najemnym mordercą.

— Zjem kolację i możemy iść! — zdecydował Malko.

— Spotkamy się w hallu około jedenastej.

— Nie podoba mi się ta dziewczyna w czerwieni — rzucił ni z tego, ni z owego Elko.

— Dlaczego?

— Nie zachowuje się jak prawdziwa Turczynka. Chce pana uwieść.

Okman Askin uśmiechając się wzniósł kieliszek. — Za pańską misję. Mam nadzieję, że odnajdzie pan ten statek. A przynajmniej, że zachowa pan miłe wspomnienie o Stambule.

Nesrin Zilli spojrzała na Malka. Miała na sobie czarną suknię, pończochy i perły. W tym stroju podobna do reklamy „Shalimara”, budziła jeszcze większe pożądanie. Przez cały wieczór czyniła mu niewiarygodne awanse. — Czy statki rozładowuje się w Stambule? — zapytał Malko.

— Na azjatyckim brzegu. Mamy tylko jedną komorę celną, w Haydarpasa. Transportowce stoją na redzie albo przy nabrzeżu. Tam wyładowuje się towar i zabiera do składu celnego, a potem ciężarówką bądź pociągiem przewozi w głąb kraju.

— Sprawdził pan osobiście, że „Gur Mariner” nie zawinął do portu?

Przedstawiciel MIT skwitował tę naiwność lekkim uśmiechem.

— Ależ nie! Moi pracownicy dzwonili do szefa urzędu celnego — powiedział. Uśmieszek jeszcze bardziej upodobnił go do Mefista. — Ludzie się nas obawiają. Nie opowiada się bzdur MIT. Gdyby „Gur Mariner” stał w porcie, powiedziano by mi o tym.

— Współpracujemy blisko z Amerykanami — uzupełniła Nesrin Zilli. — Malcolm Callaghan wie o tym. Mieszanie się w tego rodzaju incydent byłoby bardzo niekorzystne dla Turcji.

Oboje sprawiali wrażenie całkowicie szczerych. Ale przecież „Gur Mariner” musiał gdzieś być…

— Czy mógłbym jechać do Haydarpasa? — zapytał. — Naturalnie — bez chwili wahania zgodził się Turek. — Nesrin pojedzie z panem, ponieważ potrzebna jest przepustka. Ale zobaczy pan tylko setki kontenerów i statki przy nabrzeżach.

— Będę mógł przy okazji porozmawiać z urzędnikami — dorzucił Malko.

Gdy nieco później opuszczali Urcan, padał deszcz. Po drodze Askin wskazał ogromny, odrapany pałac. — Tu mieszkał jeden z ostatnich sułtanów. Dziwny człowiek. W napadzie neurastenii kazał utopić w Bosforze wszystkie kobiety z haremu. Było ich trzysta. — W jaki sposób?

— Powsadzał je do worków jak kocięta.

— Ma pan ochotę obejrzeć sobie parę lokali? — zapytała Nesrin Zilli, gdy samochód zatrzymał się. — Nie, wolę się położyć. Może jutro wieczorem. Czy możemy spotkać się jutro o dziewiątej rano?

— Naturalnie — zapewniała kobieta.

Elko już czekał. Poszli na parking i wsiedli do wynajętego fiata. Okrążyli plac, zjechali bulwarem Tarlabasi i skręcili w bardzo wąską uliczkę. Trzysta metrów dalej musieli zostawić samochód i dojść piechotą po wertepach do uliczki Istiklal. We wszystkich zaułkach błyszczały czerwone neony, wskazując nocne lokale.

— To tu — poinformował Elko Krisantem.

Nad drzwiami migotał czerwono napis „Denizii”. Portier w stroju z galonami skłonił się do ziemi. Elko odepchnął go. „Gazino”, jak nazwano te lokale, znajdowało się w suterenie, z której dobiegała orientalna muzyka. Malko stanął w progu długiej, niskiej sali, przedzielonej na pół estradą. Przed pięcioma sennymi grajkami leniwie poruszała się w tańcu brzucha młoda dziewczyna. Salę zapełniali głównie samotni mężczyźni. Przed każdym stała szklanka rakii i woda. Nie pili, zapatrzeni w tancerkę. Parę prostytutek o wyglądzie wieśniaczek siedziało na ławkach, gawędząc w oczekiwaniu na godzinę szczytu.

Elko szepnął coś kelnerowi, który do nich podbiegł i natychmiast ulokowano ich w pierwszym rzędzie, rozpychając zahipnotyzowanych widzów.

— Oto mój kolega! — oznajmił dumnie Elko.

Potężny, prawie łysy mężczyzna sunął w ich kierunku. Miał bary zawodnika sumo, imponujący brzuch, ogromny orli nos i opadające wąsy. Na widok Elka krzyknął z radości i przycisnął go do brzucha, chcąc przytulić do serca. Uściski i śmiechy nie ustawały przez parę minut. Malko, obdarzony podobnymi względami, o mało nie został uduszony. Wreszcie usiedli i polały się strumienie rakii. Hakan Sungur mówił po angielsku, po chwili jednak pochłonęła go nie kończąca się dyskusja z Elkiem, naturalnie po turecku.

— Niemal wszyscy nasi przyjaciele już nie żyją! — przetłumaczył później Elko. — Zabici przez policję albo podczas wykonywania zlecenia. Inni opuścili kraj. Odkąd rządzi reżim wojskowy, nie ma pracy.

— A on?

— Pracuje legalnie, poza drobnym przemytem z Bułgarii i Rumunii. Ale zachował kontakty.

Hakan Sungur nachylił się do Malka wesoło wskazując klientów i powiedział kiepską angielszczyzną:

— To sami koyry, z Anatolii. U nich nie ogląda się kobiet. Chodzą wszystkie w czarczafach. Siedzą tu godzinami i gapią się. Nie śmieją nawet zbliżyć się do prostytutek. Są zadowoleni.

Tancerka na scenie przestała się wyginać i stała rozmawiając z muzykami. Hakan przywołał ją, wyciągnął z kieszeni plik banknotów i wepchnął je do miseczek wysadzonego kamykami staniczka i za szeroki złoty pas, podtrzymujący długą, czerwoną suknię.

Dziewczyna miała duży biust i szeroką, śmiejącą się twarz. Była dość pociągająca.

— Fatos to dzielna dziewczyna, ale trochę za leniwa! — oświadczył szef i rzuciwszy chytre spojrzenie Elkowi dodał: — Zdaje się, że chciałeś mnie o coś prosić? — Tak — uśmiechnął się Krisantem.

Hakan w zamyśleniu szarpał wąsy. Wreszcie rzucił:

— Tylko jeden człowiek może wiedzieć, czy coś się dzieje. Ali Bamyacioglu…

— Kim jest? — wtrącił się Malko.

— Zna wszystkich celników w Haydarpasa. I dokerów. Przedtem zajmował się przemytem broni. Często kręci z Armeńczykami z Bazaru. Handlują antykami. Wieśniak.

— Będzie mówił? — zapytał Malko.

Turek wybuchnął gromkim śmiechem.

— Jeżeli powołacie się na mnie, będzie. Ale może nic nie wiedzieć.

Dalszych wyjaśnień udzielił Elkowi po turecku. Muzyka była ogłuszająca. Na scenie tańczyła inna, bardzo młoda dziewczyna. Fatos usiadła tuż obok Malka, wpatrując się w niego wzrokiem rozkochanego cielęcia. Przebrała się w obcisły sweterek i spódniczkę mini. W półmroku oparła dłoń na udzie Malka w niedwuznacznym geście. Haken nachylił się do niego z obleśnym uśmiechem.

— Miesiąc temu przyjechała z Anatolii. Jest zarezerwowana dla mnie. Daję ją panu na dzisiejszą noc. Malko odmówił grzecznie, Fatos jednak ani drgnęła. Odurzeni muzyką i rakiją wreszcie wstali. Pożegnali się wylewnie. Malko z ulgą odetchnął świeżym powietrzem. Odwrócił się słysząc czyjeś kroki.

Szła za nim Fatos. Malko udał, że jej nie widzi, ale biegła z tyłu jak psiak.

— Proszę jej powiedzieć, że jej nie chcę! — zwrócił się do Elka.

Turek wyglądał na zakłopotanego.

— Hakan jest drażliwy. Zrobił panu wspaniały prezent. Jeżeli pan odmówi, obrazi się. I może nam zaszkodzić.

Tylko tego brakowało! Anatolijka czekała uśmiechając się głupkowato. Cóż, trzeba było ją zabrać. Usiadł w samochodzie obok Malka. Nie sposób było się jej pozbyć. Malko poprosił Krisantema:

— Proszę coś z nią zrobić!

Wyciągnął plik banknotów z kieszeni i dał dziewczynie tysiąc funtów. Elko rozmawiał z nią chwilę i oznajmił Malkowi:

— Zabiorę ją na kolację. Potem zobaczymy.

— Świetnie — powiedział Malko.

Niech Elko skorzysta z okazji, jeśli chce. Wrócił do pokoju i wziął prysznic, by spłukać opary pięćdziesięcioprocentowej rakii. Jeżeli nie natrafi na ślad „Gur Marinera”, nie ma sensu tkwić w Stambule. Czy koledzy Elka okażą się skuteczniejsi od groźnych tureckich Służb Specjalnych?