Выбрать главу

Zeszli wszyscy trzej. Nagle celnik krzyknął.

— Alyaragi. Już go nie ma!

Elko skoczył ku niemu, obiema dłońmi gniotąc jego krocze. Ukaner wrzasnął przeraźliwie.

— Jeżeli z nas zadrwiłeś, skończysz na dnie!

— Nie, nie, przysięgam! Był tutaj. Musieli podjechać ciężarówką dziś wieczorem, kiedy mnie nie było… Dałem im wszystkie dokumenty.

Malko obliczał w myśli, ile czasu potrzeba na dotarcie ciężarówką do Iraku. Ale nie wiedząc nic więcej, trudno było ją przechwycić. W dodatku Irakijczycy mieli na pewno mnóstwo wspólników na terenie Turcji. Elko odbezpieczył astrę i powiedział:

— Łże, trzeba go zabić.

— Nie — zaprotestował Ukaner — nie kłamię, dowiem się, co się stało. Jutro rano. Przyniosą mi resztę pieniędzy. Zapytam ich.

— Jutro rano ciężarówka będzie już daleko — skwitował Malko.

Już była daleko… Ale bez dodatkowych informacji nic nie zdziałają.

— O której zaczyna pan służbę? — zapytał.

— O dziewiątej.

— Świetnie. Przyjdziemy. Pokaże nam pan człowieka, który przyniesie pieniądze. Jeżeli nie, dokończymy rozmowy w MIT.

* * *

Obudzony w środku nocy, Callaghan z trudem ogarniał wydarzenia ostatnich godzin.

— Dzwonię do Okmana Askina. Zapytam, jak może nam pomóc. MIT ma dwa helikoptery. Mogliby przechwycić ciężarówkę.

Malko ledwie zdążył wziąć prysznic, gdy rozdzwonił się telefon. Malcolm Callaghan nie miał najlepszych nowin.

— Rozmawiałem z Askinem. Sprawa nie jest taka prosta. Musieliby znać numery ciężarówki. Dziennie wyruszają ich setki, a MIT nie dysponuje wystarczającą liczbą ludzi, by wszystkich przetrząsnąć. Nie zdoła pan zdobyć dodatkowych informacji?

— Ile czasu potrzeba na dojazd do granicy z Irakiem?

— Około dwunastu godzin szybkiej jazdy.

Pozostały im zaledwie trzy, może cztery godziny. O ile Ukaner mówił prawdę… Wszystko zależało teraz od skorumpowanego celnika.

* * *

Zaczerwienionymi po nie przespanej nocy oczyma Milton Brabeck wpatrywał się w przeszklone drzwi biura Ukanera jak kot czyhający na kanarka. Malko niecierpliwie wciskał hamulec, licząc minuty. Przed oczyma miał ciężarówkę, którą każdy obrót kół przybliżał do granicy Iraku. Ich samochód zaparkowany był w pełnym słońcu, nie opodal wejścia do doków. Elko na wszelki wypadek zainstalował się w biurze celnika, by uchronić go przed pokusą. Była dziesiąta i słońce prażyło ostro.

Nagle na schodach wiodących do biura stanął Elko, za nim wyszedł Ukaner. Krisantem podszedł do samochodu.

— Dzwonili! — oświadczył. — Idziemy do „Kardeslera” spotkać się z tym facetem.

Milton i Malko ruszyli za nim trop w trop i widzieli, jak siadają przy oddzielnym stolikach. Po paru minutach z żółtego volkswagena wysiadł mężczyzna. Podszedł do celnika. Siedzieli razem około dziesięciu minut, potem nieznajomy dyskretnie podał Ukanerowi pod stołem wypchaną kopertę, którą ten wsunął do kieszeni. Następnie wstał i wrócił do samochodu, gdzie czekał kierowca. W trzydzieści sekund później celnika otoczyli czule nowi przyjaciele.

— I co, alfonsie? — zapytał uprzejmie Krisantem.

— To był on! — żałośnie pisnął Ukaner.

— Domyślamy się. Co ci powiedział?

— Był zadowolony. Ale mają kłopot.

— Jaki?

— Ciężarówka nie opuściła Stambułu.

Malko chętnie by go ucałował.

— Dlaczego?

— Przez opony. Muszą zmienić jedną z przodu. Dostaną ją najwcześniej dziś wieczorem, może jutro. — Dlaczego ci o tym powiedział? — zapytał podejrzliwie Elko.

— Chciał się upewnić, że nie ma pisemnego przejścia kontenera przez cło.

— Czemu?

— Oficjalnie samochód przewozi kontener przesłany z konsulatu irackiego w Stambule, a więc objęty immunitetem dyplomatycznym.

— Gdzie jest samochód z kontenerem? — zapytał Malko.

Turan Ukaner otarł czoło.

— Nie powiedział mi dokładnie. Na odkrytym parkingu, przy odgałęzieniu drogi E5. W pobliżu konsulatu Iraku. Elko złośliwie nadepnął mu na nogę.

— Kpisz sobie z nas, alfonsie…

— Nie, nie — zarzekał się celnik. — Nie wiem nic więcej. Tylko tyle, że to ogromna ciężarówka z przebitą przednią oponą.

Elko i Malko spojrzeli na siebie porozumiewawczo.

Przerażenie Ukanera było widoczne gołym okiem. Powiedział wszystko, o czym wiedział. Teraz przyszła pora na turecką policję.

— Proszę dać mu spokój — powiedział Malko, — Wie pan, jak się z nimi skontaktować?

— Nie, to oni do mnie dzwonią.

— Jeżeli zadzwonią, proszę spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. To mój telefon.

Ukaner wsunął do kieszeni kartkę z numerem.

— Mogę odejść?

— Tak.

Wstał i odszedł przez parking.

Nie upłynęły nawet trzy minuty, gdy przed kawiarnię zajechał żółty volkswagen.

— Holy shit! — wykrzyknął Milton Brabeck.

Wszyscy trzej zrozumieli w jednej chwili. Rzucili się w pogoń za Turanem Ukanerem. Z daleka zobaczyli, jak żółty samochód zbliża się do niego od tyłu. Zza szyby wysunęła się uzbrojona w potężny pistolet ręka. Detonacje roztopiły się w portowym hałasie. Ukaner zachwiał się i padł na twarz, trafiony wielokrotnie w plecy. Samochód zatrzymał się na chwilę i morderca, nawet nie wychodząc, wpakował kulę w głowę celnika. Milton wyciągnął broń, było jednak zbyt dużo ludzi, by strzelać z takiej odległości. Turan Ukaner skonał w chwili, gdy do niego dobiegli. Irakijczycy wzmocnili obronę.

* * *

Okman Askin wyglądał na bardzo zmartwionego.

Patrzył na Bosfor, jakby w nim szukał inspiracji, wreszcie zdobył się na spojrzenie w oczy Malcolmowi Callaghanowi.

— Prosi pan o bardzo trudną rzecz. Chodzi o decyzję polityczną.

Mimo całej kurtuazji Amerykanin okazał pewne niezadowolenie.

— Mam wrażenie, że nie docenia pan wagi sprawy. Gdyby świat dowiedział się, że części broni umożliwiającej Irakowi śmiertelny atak nuklearny na Izrael swobodnie przejechały przez Turcję, reakcje byłyby zdecydowanie negatywne…

— Oczywiście — przyznał Turcję — w rzeczywistości sytuacja jest jednak znacznie bardziej skomplikowana. Kontener, o którym pan mówi, oficjalnie nie istnieje. W dodatku wraz ze śmiercią tego celnika utraciliśmy jedynego solidnego świadka. Nie istnieje żaden ślad rozładunku, a ponieważ dokonuje się ich setek każdego dnia, nie sposób czegokolwiek dowieść. Ten statek — mówię o „Gur Marinerze” — nie zawinął oficjalnie do Stambułu, a „Seawolf już odpłynął. Według oficjalnego rejestru niczego nie wyładował.

— Wie pan jednak, że nasze informacje są prawdziwe — wtrącił Malko.

— Naturalnie! Ale to, o co panowie proszą władze tureckie, to zatrzymanie kontenera objętego immunitetem dyplomatycznym. Załóżmy, że ten celnik skłamał i że natrafimy na oficjalny transport. Proszę sobie wyobrazić reakcję Irakijczyków. Tymczasem nasz premier udaje się w przyszłym tygodniu do Iraku. Nie mogę wziąć na siebie ryzyka zatrzymania i otwarcia tego kontenera. — Po to przecież istnieją służby specjalne! — usłużnie zauważył Callaghan, nieco rozdrażniony tym nagłym legalizmem. — W przeszłości MIT bez ceregieli pozwalał sobie na znacznie poważniejsze naruszanie prawa.