— Ta dama jest czarująca, jednak przerasta moje możliwości… — z anielskim uśmiechem przerwał Malko. — Ale do czego pan zmierza?
— Austriacka policja twierdzi, że to kosztowna call-girl. Istnieje podejrzenie, że jest zamieszana w sprawę, którą się zajmujemy. Na przejściu granicznym między Berchtesgaden a Salzburgiem zauważono w dniu morderstwa samochód z wiedeńską rejestracją. Wracali nim do Austrii trzej mężczyźni. Kierowca, o wyraźnie orientalnym wyglądzie, legitymował się paszportem dyplomatycznym, a samochód miał zwykłą rejestrację. Czarne volvo 480. Numer zaczynał się od 529…volvo Pameli Balzer ma numer V529664…
— To jeszcze nie dowód — zauważył Malko.
— Oczywiście. Ale wiedeńska policja sprawdziła, że w Wiedniu zarejestrowanych jest sześć takich wozów. Pozostałe numery nie zgadzają się.
— Przesłuchali ją?
— Tak. Pod pozorem wypadku, którego sprawca zbiegł. Utrzymuje, że nie ruszała wozu z parkingu. Nie do sprawdzenia. W kwadrans po przesłuchaniu dzwoniono do komendanta z gabinetu premiera, niepokojąc się, że Pameli Balzer dzieje się krzywda…
— Jej ciało to potęga — potwierdził Malko. — W ciągu tych dwóch lat spała prawdopodobnie ze wszystkimi, którzy coś znaczą w Wiedniu i górnej Austrii. Nie rozumiem jednak, dlaczego miałaby mieć coś wspólnego z tymi morderstwami.
— Ja też nie — wyznał Ferguson. — Ale to nasz jedyny ślad. Pomyślałem, że będzie lepiej, jeśli to pan zbliży się do niej, a nie policja.
— Jeżeli jako klient, to księgowi w Langley padną trupem — uśmiechnął się Malko.
Amerykanin wyraźnie nie miał poczucia humoru. — God damn itl — przeklął. — Nie mam zamiaru finansować pana rozpusty. Straciliśmy dwoje agentów i tkwimy po uszy w gównie. Żadnego śladu. Tamci rozpłynęli się we mgle. Badr siedzi już pewnie w Teheranie.
— Dlaczego pan tak myśli?
Szef Stacji poszperał w dokumentach i podał Malkowi raport straży granicznej z fotokopią paszportu. — Tego wieczoru, gdy doszło do wypadku w Berchtesgaden, mężczyzna odpowiadający rysopisowi Badra odleciał z Schwechat do Larnaki na Cyprze. To jego paszport. Austriacy są ostrożni i robią fotokopie wszystkich dokumentów obywateli państw Arabskich. Przekazali nam ten, a dane komputerowe potwierdziły nasze podejrzenia. — To znaczy?
— Ten paszport jest jednym z wystawionych in blanco paszportów Irańskich, przekazanych do dyspozycji hezbollahów. Używają ich w akcjach terrorystycznych. — Jak na to wpadliście?
— Poinformował nas o tym pewien irański dyplomata. Uważa, że to szkodzi opinii jego kraju.
Malko zapatrzył się na diabelski młyn, który właśnie zaczynał się obracać. Leżący między Dunajem a kanałem park na Praterze przez całe lato pełen był ludzi. Informacje zgromadzone przez Fergusona wydawały się prawdziwe. Ale nie naprowadzały na żaden trop.
— Ktoś przecież odbierze te krytrony, które przyjadą ze Stanów? Może nas naprowadzić na jakiś ślad. Amerykanin dopił kawę i zapalił papierosa.
— Taki był nasz pierwotny plan, ale teraz ryzyko wydaje się zbyt duże. Nie możemy igrać z ogniem. Zatrzymamy płotkę i utkniemy. Facet najprawdopodobniej nic nie powie.
— Zobaczę, co mogę zdziałać. Ale jeżeli Pamela Balzer jest zamieszana w tę sprawę, będzie się mieć na baczności i nic z niej nie wydobędę.
— Mimo wszystko proszę spróbować. Może pan dysponować tysiącem dolarów — dodał.
Malko rzucił mu ironiczne spojrzenie.
— Za taką sumę pozwoli mi może pocałować się w rękę.
Bar w „Bristolu” miał przed południem niewielu gości. Na widok Malka twarz barmana rozjaśniła się. — Ach! Wasza Wysokość! Miło pana widzieć. Wreszcie zdradził pan „Sacher”! Czy pozwoli pan poczęstować się kieliszkiem stolicznoj? Na powitanie? — Z przyjemnością.
Usiadł przy barze, a gdy postawiono przed nim kieliszek, zapytał:
— Czy widział pan ostatnio Pamelę Balzer?
Barman usiłował ukryć zaskoczenie. Z wyrzutem spojrzał na gościa i z całym szacunkiem szepnął:
— Wasza Wysokość! To nie jest kobieta dla pana!
Gdyby pan wiedział, z kim ona się spotyka!
— Z kim? Widywałem ją w najelegantszym towarzystwie.
Barman rozłożył ręce.
— To ten młody książę Wittenberg. Zakochał się w niej ślepo i ciąga ją za sobą. Nikt nie śmie zwrócić uwagi członkowi jednej z najznakomitszych i najbogatszych rodzin w Austrii. Ta kobieta wodzi go za nos. Podarował jej szmaragd za dwa miliony szylingów. W dodatku jest od niego starsza o dziesięć lat. — Pojawia się tylko z nim?
— Żartuje pan, Wasza Wysokość! Cztery dni temu siedziała przy tamtym stoliku z Arabem i jakimś podejrzanym łysym typem, też obcokrajowcem. Obmacywał ją jak oszalały. Myślałem, że się tu na nią rzuci. — Kto to taki?
— Nie mam pojęcia, Wasza Wysokość! Żaden z nich nie mieszkał w hotelu. Wydaje mi się, że wyższego widziałem już dwa czy trzy razy, ale nic o nim nie wiem. Malko wypił łyk wódki. Cztery dni temu czyli dzień przed morderstwem w Brechtesgaden.
— Jest pan pewien, że było to cztery dni temu? — Całkowicie. Pamiętam, że pani Balzer prosiła dodatkowo o lód, a Arab zamówił butelkę „Johnnie Walkera”. — Niech pan opisze tego Araba.
— Wysoki, o atletycznej budowie ciała, wielkie wąsiska, krótkie włosy, nieokrzesany. Gruby złoty łańcuszek na lewej ręce. On płacił. Dał mi dziesięciotysięczny banknot. Te informacje w niczym nie posuwały śledztwa. Kiedy Malko zbierał się do wyjścia, barman dodał konfidencjonalnie:
— Poza tym często widuję ją z Arabami z OPEC, którzy przesiadują tu co wieczór. Nieszczególne towarzystwo. Malko podziękował mu i wyszedł na skąpaną w słońcu ulicę. Trzeba góry złota, żeby dotrzeć do Pameli. Przede wszystkim jednak musi sprawdzić, czy CIA nie tkwi w ślepym zaułku. Jeżeli Pamela nie ma nic wspólnego z morderstwem, nie warto zawracać sobie nią głowy. Wrócił piechotą do hotelu. Elko, czekający w samochodzie przed „Sacherem”, wyszedł mu naprzeciw. — Dzwonił pan Ferguson. Prosi pilnie o telefon.
Malko wsiadł do rollsa i połączył się z szefem Stacji.
Jack był wyraźnie podenerwowany.
— Niech pan zaraz przyjedzie. Mam ważne wiadomości. Nie chcę mówić przez telefon.
— Jeden z naszych ludzi ustalił, że volvo 4‹SO w przed dzień morderstwa w Berchtesgaden było na przeglądzie.
— I…?
— I — zaczął triumfalnym głosem Jack — zapisano stan licznika! Wystarczy porównać go z dzisiejszym. Pamela Baltzer jeździ tym samochodem tylko w weekendy. Sprawdziliśmy, że nie ruszała się ostatnio z Wiednia. — Gdzie jest volvo?
— Na strzeżonym parkingu. Albo przed jej domem.
— Dobrze, zajmę się tym — zdecydował Malko.
Od pół godziny Malko obserwował dom Pameli Balzer. Dzięki paru zręcznym telefonom dowiedział się, że je dziś obiad z narzeczonym w pałacu Schwartzenberg. Była pierwsza. Pewnie zaraz się pojawi…Z podziemnego parkingu wyłonił się czarny wóz. Za kierownicą siedziała urocza Pamela Balzer. Skręciła w prawo i przyspieszyła.
— Ruszaj, Elko!
Rolls trzymał się w rozsądnej odległości za volvem.
Pamela jechała ostro i niełatwo było ją śledzić. Zatrzymała się przy Schwartzenbergplatz, na wprost starego pałacu przerobionego na restaurację.
— Do diabła — rzucił Malko.
Elko przyhamował, dając Pameli czas na zaparkowanie. Gdy otwierała drzwiczki, ostro ruszył.
Nie minęło dziesięć sekund, a przedni zderzak silver spirita z głośnym trzaskiem wyrwał otwarte na oścież drzwiczki volva. Malko wyskoczył prawie w biegu z rollsa i podbiegł do oceniającej szkodę kobiety. Pamela była w białym kostiumiku. Krótką spódniczkę podpięła z lewej strony, odkrywając obciągniętą czarną pończoszką nogę aż po biodro.