Выбрать главу

— Pański szofer to dureń! — Syknęła piorunując go spojrzeniem. — Gdzie on ma oczy! Miał dosyć miejsca. Spóźnię się na obiad! Nie mogę tak zostawić samochodu. Malko ujął jej dłoń i złożył na niej pocałunek. Spojrzenie złocistych oczu stopiłoby górę lodową. — Prześliczna pani — zaczął słodkim głosem — jestem zrozpaczony. Zwolnię go. Ale przedtem, o ile pani pozwoli, odwiozę panią, dokądkolwiek pani pragnie. — Jestem na miejscu. Ale mój wóz!

— To wyłącznie moja wina! Zajmę się wszystkim, odstawię go do garażu. Proszę nawet nie zgłaszać tego agencji ubezpieczeniowej, pokryję wszelkie koszta… Pamela dała się ułagodzić. Była naprawdę wspaniała, szalenie zgrabna, o ładnie zarysowanych ustach i śniadych policzkach kobiety Wschodu. Kostiumik podkreślał wąską talię i rozchylał się, ukazując bluzeczkę z malinowej koronki dodającą powabu pełnym piersiom. Książe von Wittenberg miał dobry gust.

Elko stał obok wozu z miną zbitego psa.

— Durniu! — ofuknął go Malko trzymając się roli. — Zmarnowałeś dzień tak pięknej kobiecie. Spróbuj się zrehabilitować i odprowadź wóz na wskazany przez panią parking.

Pamela słuchała z wymuszonym uśmiechem. Zmarszczyła brwi:

— Chyba gdzieś już pana spotkałam…

— Książę Malko Linge — skłonił się lekko. — Spotkaliśmy się na paru przyjęciach. Od dawna jestem pod wrażeniem pani urody.

Uśmiechnęła się z zadowoleniem i zapytała:

— Jest pan pewien, że sobie poradzi?

— Proszę nawet o tym nie myśleć. Niech pani raczej czym prędzej idzie do szczęśliwca, który miał zaszczyt zaprosić panią na obiad.

Sądząc po stroju, obiad był jedynie preludium… Poczekał, aż weszła i obejrzał volvo. Malko porównał przebieg: 10456 i 10987. Ponad czterysta kilometrów różnicy. Pamela kłamała. A więc to jej samochodem posłużyli się mordercy Heidi i Johna.

— Trzeba koniecznie zidentyfikować mężczyznę, z którym Pamela Balzer była w „Bristolu” — powtarzał Malkowi Ferguson.

— Łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale mam ślad.

— Jaki?

Malko podał mu kawałek kartki.

— Znalazłem ten numer w pojemniku na rękawiczki w volvie.

— Co to za telefon?

— Dzwoniłem tam. To iracka delegacja w OPEC.

— Iracka?! — Zaskoczony Jack pokręcił głową. — Pewnie nie ma to żadnego znaczenia. Ta dziewczyna ma wielu przyjaciół.

Malko nie podzielał ani jego zdziwienia ani wątpliwości. — Te dwa brutalne morderstwa są dokładnie w stylu Irakijczyków. Irańczycy nigdy nie bawili się w tego typu akcje w Europie. Nie mają tu odpowiednich struktur. — Ale i oni są w OPEC — upierał się Jack. — Paszport Farida Badra stanowi dodatkowy dowód. W każdym razie trzeba zająć się tą Balzer. Czuje się pan na siłach? — To nie będzie łatwe. Oczywiście zawarliśmy znajomość, ale nie sądzę, żeby natychmiast padła w moje ramiona i zwierzyła się ze wszystkiego. Trzeba coś wymyślić. — Agent tak doskonały jak pan poradzi sobie. Mam nadzieję, że nie za bardzo uszkodził pan jej wóz. — Zderzak do mojego rollsa kosztuje więcej niż jej drzwiczki — mruknął Malko.

— Przede wszystkim musimy zidentyfikować Europejczyka, z którym widziano ją w „Bristolu”. Trzeba sporządzić jego portret pamięciowy.

— I rozwiesić w całej Europie — zakpił Malko. — Nie zna pan nawet jego narodowości. Najlepsza metoda to poflirtować z Pamelą i coś z niej wycisnąć. Wracam teraz do Liezen. Wieczorem mam gości. Zresztą nie mogę być zbyt natrętny, bo zacznie się czegoś domyślać. — John i Heidi nie żyją. Chcę ich pomścić.

— Ja też — odpowiedział Malko. — Tak samo jak pan.

Wrócili do Liezen objuczeni sprawunkami Aleksandry. Potem zjedli prostą kolację w towarzystwie czworga przyjaciół. Przed zaśnięciem Aleksandra igrała z lustrami zdobiącymi ich sypialnię. Siedząc przy śniadaniu Malko zastanawiał się, jak zabrać się do Pameli. Mogła mu pomóc tylko jedna osoba: Mandy Łajdaczka.

To była stara historia. Przed paru laty wyrwał ją ze szponów gangstera z Honolulu. Była mu za to dozgonnie wdzięczna. Od tego czasu Malko dwu — czy trzykrotnie odwoływał się do jej pomocy. W trudnych sytuacjach, przewyższając łajdactwem i ponętnością Dalilę, Mandy czyniła cuda. Szczególne zdolności objawiała w kontaktach z Arabami, doprowadzając ich do szaleństwa swym ciałem, skłonna do wszelkich perwersji. Miała już być królową Sabą, oddała emira w ręce kata i o mały włos nie została porwana przez brata sułtana Brunei. Po każdej przygodzie stan jej konta powiększał się. Sprawiła sobie też męża, najprawdziwszego lorda. Stary zboczeniec ograniczał się do wysmagania jej od czasu do czasu, dogodziwszy sobie wcześniej z ulubioną kobyłą. Ludzie mają różne gusta…Malko otworzył notes i zadzwonił do Londynu.

W słuchawce rozległ się głos, który przyprawiłby o zawrót głowy nawet zakonnika.

— Dzień dobry! Mandy Brown jest nieobecna, wkrótce jednak wróci. Proszę podać nazwisko i powiedzieć parę miłych słów…

Malko przedstawił się i poprosił o telefon. Gdy odkładał słuchawkę, do biblioteki weszła starannie umalowana i uczesana Aleksandra. Jednak większe wrażenie niż okalające twarz cienkie warkoczyki wywarła na Malku lśniąca brązowa suknia. Długa, z dekoltem karo, mocno dopasowana w talii, z rozkloszowaną spódnicą. Renesansowy portret. Stanęła przed Malkiem i okręciła się. Tkanina oblepiła jej ciało, które Malko od tylu już lat ubóstwiał.

— Kochasz?

— Co się dzieje? — zdziwił się, widząc ją tak wcześnie na nogach.

— Spójrz na to!

Podała adresowane do niego zaproszenie na bal kostiumowy upamiętniający pięćsetlecie pobytu Leonarda da Vinci w zamku Saint-Brice we Francji. Podniósł wzrok. Aleksandra spoglądała na niego zalotnie. — Wydaje mi się, że stałam się inną kobietą.

Jej oczy rozbłysły, wargi nabrzmiały. Malko zbliżył się do niej. Ogarnęło go wzruszenie. Spojrzenie powędrowało ku dekoltowi, który odsłaniał wysunięte do przodu przez specjalny staniczek piersi, nęcące przyzwoitego mężczyznę jak miód pszczoły. Pogładził je łagodnie i napotkał wzburzony wzrok Aleksandry.

— Łajdaku! Pewnie już ci się wydaje, że mnie zdradzasz!

— Tak jakby — przyznał się.

Uszczypnął jej sutkę. Oparta o boazerię nie protestowała, gdy począł myszkować pod długą suknią, aż natrafił na nagie ciało powyżej pończoch. Nic nie stało mu na przeszkodzie i gdy ją musnął, szepnęła:

— Na bal też nic nie włożę. Jeżeli natrafię na ognistego mężczyznę, będzie mógł mnie wziąć na stojąco, opartą o drzewo w parku. To takie podniecające. W dodatku w tamtych czasach panowie nosili bardzo opięte spodnie. Przynajmniej z góry było wiadomo, na co można liczyć. I wybierać… — Łajdaczka! — westchnął Malko, wsunąwszy rękę pomiędzy jej uda.

Była roznamiętniona i wilgotna. Uniesienie sukni sprawiłoby Malkowi sporo problemów, tymczasem jego szlafrok sam uniósł się i rozchylił. Aleksandra uśmiechnęła się pożądliwie.

— Chyba lubisz bale kostiumowe. Ale dziś będzie trudno…

Trafiła w czuły punkt. Odwrócił ją, oparł o ścianę, odnalazł suwak sukni. Aleksandra kręciła pupą, drażniąc się z nim. Zniecierpliwiony pociągnął ją ku kanapie i posadził. Jej twarz znalazła się dokładnie tam, gdzie trzeba. Rozchylił poły szlafroka i musnął członkiem jej usta.

Aleksandra cofnęła się i uśmiechnęła ironicznie: