Zawroty głowy przeszły i mogłam się podnieść, ruszyć wzdłuż budynku i wyjrzeć za róg. Nikogo nie było.
Do domu szłam na nogach z gumy, co chwila obracając się przez ramię. Kilku mijających mnie przechodniów odwracało wzrok i omijało mnie szerokim łukiem. Jeszcze jedna pijana.
Dziesięć minut później siedziałam na brzegu łóżka, sprawdzając, czy nie jestem gdzieś ranna. Źrenice były równe i skoordynowane. Żadnego odrętwienia. Żadnych mdłości.
Mój szalik z jednej strony pomógł atakującemu mnie pochwycić, ale z drugiej strony złagodził uderzenia. Po prawej stronie na głowie znalazłam kilka skaleczeń i otarć, ale nie miałam wstrząsu mózgu.
Zupełnie nieźle jak na kogoś, kto został zaatakowany przez ulicznego bandytę, pomyślałam wchodząc pod kołdrę. Ale czy to był napad? Ten facet nic mi nie ukradł. Dlaczego uciekł? Spanikował i dał sobie spokój? Może to był tylko jakiś pijak? Może stwierdził, że nie jestem tą, o którą mu chodziło? Temperatura poniżej zera raczej nie zachęca do gwałtów. Jaki był jego motyw?
Próbowałam zasnąć, ale poziom adrenaliny był zbyt wysoki. A może to był syndrom stresu potraumatycznego? Nadal trzęsły mi się ręce i podskakiwałam przy każdym dźwięku.
Czy powinnam zawiadomić policję? Po co? Nie odniosłam większych obrażeń i nic mi nie zginęło. I nie wiem, jak on wyglądał. Powinnam powiedzieć Ryanowi? Za nic w świecie, zwłaszcza po moim ostentacyjnym wyjściu z knajpy. Harry? Nie ma mowy.
O Boże. A jeżeli Harry idzie do domu sama? Czy on tam może nadal być?
Przekręciłam się na drugi bok i spojrzałam na zegarek. Druga trzydzieści siedem. Gdzie ona, do diabła, jest?
Dotknęłam przeciętej wargi. Zauważy? Zapewne. Harry miała instynkt jak dzika kotka. Nic nie umykało jej uwadze. Pomyślałam, jak mogłabym to wytłumaczyć. Drzwi się zawsze sprawdzają albo pośliźnięcie się na lodzie, kiedy ręce trzyma się głęboko w kieszeniach.
Powieki mi opadły, ale zaraz otworzyłam oczy czując kolano na plecach i słysząc ochrypły oddech.
Znowu sprawdziłam godzinę. Trzecia piętnaście. Czy Hurley jest tak długo otwarty? Czy Harry poszła do domu z Ryanem?
– Gdzie jesteś, Harry? – zapytałam zielonych cyferek.
Leżałam myśląc o tym, że chciałabym, aby już była w domu; nie chciałam być sama.
12
Spałam niespokojnie, a kiedy się obudziłam, świeciło słońce i wokół panowała cisza. Mój umysł postanowił zanalizować i zebrać w nocy wszystkie wydarzenia ostatnich kilku dni. Zaginieni studenci. Bandyci. Święci. Zamordowane dzieci i babcie. Harry. Ryan. Harry i Ryan. Wszystko skończyło się o świcie, bez większych sukcesów.
Przewróciłam się na plecy i ból w szyi przypomniał mi o wydarzeniach ostatniej nocy. Napinałam i rozciągałam szyję, nogi i ręce. Całkiem nieźle. W świetle poranka napaść wydawała się nielogiczna i wyimaginowana. Ale wspomnienie strachu było bardzo rzeczywiste.
Leżałam przez chwilę badając ubytki w twarzy i nasłuchując jakichkolwiek dźwięków dowodzących obecności mojej siostry. Partie twarzy obolałe. Dźwięków żadnych.
Za dwadzieścia ósma wygramoliłam się z łóżka i chwyciłam moją sfatygowaną starą podomkę i kapcie. Drzwi do pokoju gościnnego były otwarte, łóżko pościelone. Czy Harry była tej nocy w domu?
Na lodówce znalazłam przylepioną karteczkę wyjaśniającą zniknięcie dwóch kubeczków jogurtu z lodówki i informującą, że Harry wróci po siódmej. Dobrze. Była w domu, ale czy spała tutaj?
– A kogo to obchodzi – powiedziałam do siebie, sięgając po kawę w ziarenkach.
Właśnie wtedy zadzwonił telefon. Zamknęłam puszkę i poszłam do salonu odebrać.
– Tak.
– Cześć, mamo. Ciężka noc?
– Przepraszam, kochanie. Co słychać?
– Będziesz w Charlotte za dwa tygodnie?
– Wracam w poniedziałek i będę tam aż do pierwszych dni kwietnia, bo wtedy jadę na spotkanie Antropologii Naukowej w Oakland. Dlaczego pytasz?
– Myślałam o tym, żeby przyjechać na kilka dni. Chyba nic nie wyjdzie z tego wyjazdu na plażę.
– Świetnie. Cieszę się, że będziemy trochę razem. Przykro mi, że nic nie wyszło z twojego wyjazdu. – Nie pytałam, dlaczego. – Zatrzymasz się u mnie czy u taty?
– Zobaczę.
– No, dobrze. W szkole wszystko w porządku?
– Jasne. Podoba mi się psychologia. Profesor jest super. Kryminologia jest też niezła. Nie musimy niczego oddawać na czas.
– Hm. A jak się ma Aubrey?
– Kto?
– To chyba odpowiedź na moje pytanie. A ten pryszcz?
– Zniknął.
– Dlaczego wstałaś tak wcześnie w sobotę?
– Muszę napisać pracę na kryminologię. Napiszę coś o profilowaniu, może dorzucę coś z psychologii…
– Myślałam, że nie musicie niczego oddawać na czas.
– Miała być skończona dwa tygodnie temu.
– Aha.
– Pomożesz mi wymyślić coś do pracy na antropologię?
– Oczywiście.
– Nic rozbudowanego. To ma być coś, co mogłabym zrobić w jeden dzień.
Usłyszałam piknięcie.
– Katy, mam drugi telefon. Pomyślę o twojej pracy. Daj mi znać, kiedy przyjeżdżasz do Charlotte.
– Na pewno.
Przełączyłam się i ze zdumieniem usłyszałam głos Claudela.
– Claudel ici.
Jak zwykle żadnego powitania i przeprosin z powodu dzwonienia w sobotę rano. Przechodził od razu do rzeczy.
– Czy Anna Goyette wróciła do domu?
Serce mi podskoczyło w piersiach. Claudel nigdy nie dzwonił do mnie do domu. Anna na pewno nie żyje.
Przełknęłam ślinę i odpowiedziałam:
– Nie sądzę.
– Ma dziewiętnaście lat…
– Tak.
Przed oczami stanęła mi twarz siostry Julienne. Nie mogłam znieść myśli, że będę musiała jej o tym powiedzieć.
– …caracteristiąues physiques?
– Przepraszam. Nie zrozumiałam,
Powtórzył pytanie. Nie miałam pojęcia, czy Anna miała jakieś cechy charakterystyczne.
– Nie wiem. Będę musiała zapytać kogoś z rodziny.
– Kiedy widziano ją po raz ostatni?
– W czwartek. Panie Claudel, dlaczego zadaje mi pan te wszystkie pytania?
Przeczekałam jego pauzę. W tle słyszałam gwar i pomyślałam, że zapewne dzwoni z pokoju wydziału zabójstw.
– Dziś wcześnie rano znaleziono białą kobietę, nagą, nie wiadomo, kto to jest.
– Gdzie? – Serce podeszło mi do gardła.
– Ile des Soeurs. Z tyłu wyspy jest las i staw. Ciało znaleziono – zawahał się – na brzegu.
– I co z nim? – Wstrzymałam oddech.
Przez chwilę rozważał moje pytanie. Znowu widziałam jego spiczasty nos, blisko osadzone oczy, które zwężały się, kiedy myślał.
– Ofiara została zamordowana. Okoliczności są… – Znowu wahanie. -…niezwykłe.
– Proszę mi powiedzieć. – Przełożyłam słuchawkę do drugiej ręki i wolną dłoń wytarłam o szlafrok.
– Ciało znaleziono w kadłubie starego parowca. Stwierdzono wielokrotne rany. LaMache dzisiaj przeprowadzi sekcję.
– Jakie rany? – Wpatrywałam się w kropki na moim szlafroku. Wciągnął głęboko powietrze.
– Wiele ran dźganych i ślady wiązania wokół nadgarstków. LaManche podejrzewa, że w grę wchodzi też atak zwierzęcia.
Denerwował mnie jego zwyczaj depersonalizacji. Biała kobieta. Ofiara. Ciało. Nadgarstki. Żadnego nawet zaimka osobowego.
– I ofiara mogła być poparzona – ciągnął,
– Poparzona?
– LaManche będzie później wiedział więcej. Dziś zrobi sekcję.