Выбрать главу

– Jezu. – Chociaż jeden z patologów w laboratorium jest zawsze uchwytny, rzadko kiedy przeprowadza się autopsję w weekendy. To musiało być niezwykłe morderstwo. – Od jak dawna nie żyje?

– Ciało nie było zamarznięte, więc na dworze leżało mniej niż dwanaście godzin. LaManche postara się określić czas śmierci. Nie chciałam zadawać następnego pytania.

– Dlaczego uważacie, że to jest Anna Goyette?

– Wiek i opis pasują.

Poczułam się trochę słabo.

– Do jakich cech fizycznych się odnieśliście?

– Ofiara nie ma dwóch zębów trzonowych.

– Zostały usunięte? – Poczułam się głupio, jak tylko zadałam to pytanie.

– Doktor Brennan, nie jestem dentystą. Na prawym biodrze jest też mały tatuaż. Dwie postacie trzymające między sobą serce.

– Zadzwonię do ciotki Anny i potem oddzwonię do pana.

– Ja mogę…

– Nie. Ja to zrobię. Muszę z nią jeszcze o czymś pomówić.

Podał mi numer swojego pagera i odłożył słuchawkę.

Drżącą ręką wybiłam numer klasztoru. Zobaczyłam przestraszone oczy spoglądające spod grzywki.

Zanim zdążyłam pomyśleć, jak sformułować pytania, siostra Julienne już była na linii. Przez kilka minut dziękowałam jej za wysłanie mnie do Daisy Jeannotte i opowiadałam o dziennikach. Unikałam tego, co miałam powiedzieć, ale ona coś przeczuwała.

– Wiem, że stało się coś złego. – Mówiła cicho, ale wyczuwałam napięcie.

Zapytałam, czy Anna się pojawiła. Nie.

– Siostro, znaleziono młodą kobietę…

Usłyszałam szelest materiału i wiedziałam, że się przeżegnała.

– Muszę zadać siostrze kilka osobistych pytań dotyczących siostry siostrzenicy.

– Rozumiem. – Prawie niesłyszalnie.

Zapytałam o zęby i tatuaż.

Na sekundę zapadła cisza i nagle ze zdumieniem usłyszałam jej śmiech.

– O nie, nie, to nie jest Anna. Wielkie nieba, nigdy by sobie nie pozwoliła na tatuaż. I na pewno ma wszystkie zęby. Często o nich wspomina. Dlatego wiem. Ma z nimi wiele kłopotu, mówi, że ją bolą, kiedy je coś zimnego. Albo gorącego.

Słowa płynęły strumieniem. Czułam jej ulgę po drugiej stronie linii.

– Ale, siostro, jest możliwe…

– Nie. Znam moją siostrzenicę. Ma wszystkie zęby. Nie jest z nich zadowolona, ale je ma. – Znowu nerwowy śmiech. – I żadnych tatuaży, dzięki Bogu.

– Miło mi to słyszeć. Ta młoda kobieta to prawdopodobnie nie jest Anna, ale dobrze by było, gdybyśmy dostali kartotekę dentystyczną siostry siostrzenicy, po to tylko, aby się upewnić.

– To na pewno nie ona.

– Tak. Ale detektyw Claudel musi się upewnić. Taka formalność.

– Rozumiem. I pomodlę się za rodzinę tej biednej dziewczyny.

Podała mi nazwisko dentysty Anny i oddzwoniłam do Claudela.

– Ona jest pewna, że Anna nie miała tatuażu.

– No jasne. Przecież nie obwieściła ciotce zakonnicy, że zrobiła sobie tatuaż na tyłku w zeszłym tygodniu!

– Niby tak…

Parsknął.

– Ale jest przekonana, że Anna ma wszystkie zęby. Pamięta, jak narzekała, że ją bolą.

– A kto ma braki w uzębieniu?

Myślałam dokładnie tak samo.

– Raczej nie ci ze zdrowymi zębami.

– Zgadza się.

– I ciocia także uważa, że Anna nigdy nie wychodziła nie mówiąc nic matce, tak?

– Tak właśnie powiedziała.

– Anna Goyette jest lepsza niż David Copperfield. Znikała siedem razy w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy. W każdym razie tyle mamy zgłoszeń od jej matki.

– O. – Dziwne uczucie objęło okolice mojego żołądka.

Poprosiłam Claudela, by informował mnie na bieżąco i odłożyłam słuchawkę. Wątpiłam, czy tak zrobi.

Wzięłam prysznic, ubrałam się i w biurze byłam przed wpół do dziesiątej. Dokończyłam mój raport dotyczący Elisabeth Nicolet, opisując i wyjaśniając własne obserwacje, jak to zwykle miało miejsce we wszystkich sądowych przypadkach. Żałowałam, że nie mogę włączyć informacji pozyskanych z dzienników Belangera, ale po prostu nie miałam czasu na ich przeczytanie.

Po wydrukowaniu raportu kilka godzin spędziłam na robieniu zdjęć. Byłam spięta i niezdarna, co sprawiło, że nie szło mi układanie kości. O drugiej kupiłam sobie kanapkę w kafeterii i jadłam ją równocześnie dokonując korekty moich wyników badań Mathiasa i Malachy'ego. Umysł jednak skoncentrowany był na telefonie i trudno mi było całą uwagę poświęcić temu, co robię.

Właśnie kserowałam dzienniki Belangera, kiedy nadszedł Claudel.

– To nie jest pani młoda kobieta.

Popatrzyłam mu w oczy.

– Naprawdę?

Przytaknął.

– A kto to jest?

– Nazywała się Carole Comptois. Kiedy testy dentystyczne wykluczyły Goyette, pobraliśmy odciski i to było to. Trzeba było wydać kilka nakazów aresztowania.

– Wiek?

– Osiemnaście lat.

– Jak zginęła?

– LaManche właśnie kończy autopsję.

– Jacyś podejrzani?

– Wielu. – Przez chwilę patrzył mi w twarz, nic nie mówił i wyszedł.

Wróciłam do kserowania; robot bez emocji. Ulga, jaką poczułam słysząc, że to nie jest Anna, natychmiast przeistoczyła się w poczucie winy. Na stole na dole leżała dziewczyna. Należało zawiadomić rodzinę.

Podnieś pokrywę. Odwróć stronę. Opuść pokrywę. Naciśnij przycisk.

Osiemnaście lat.

Nie miałam ochoty oglądać sekcji.

O wpół do piątej skończyłam kopiowanie i wróciłam do biura. Raporty o dzieciach zostawiłam sekretarce, razem z notatką dla LaManche'a odnośnie fotokopii. Kiedy wyszłam na korytarz, LaManche i Bergeron pogrążeni w rozmowie stali przed biurem dentysty. Obaj byli zmęczeni i ponurzy. Gdy się zbliżyłam, spojrzeli na mnie bez słowa.

– Przykra sprawa?

LaManche przytaknął.

– Co się jej stało?

– Lepiej tu określić, co się nie stało – odezwał się Bergeron.

Spojrzałam na jednego i drugiego. Nawet zgarbiony, nasz dentysta mierzył ponad metr osiemdziesiąt i chcąc popatrzeć mu w oczy musiałam zadzierać głowę. Jego poskręcane w loczki włosy podświetlało fluorescencyjne światło sufitowe. Przypomniało mi się to, co Claudel powiedział o ataku zwierzęcia i podejrzewałam, że sobota Bergerona też nie należała do najbardziej udanych.

– Wygląda na to, że została powieszona za nadgarstki i bita, a potem zaatakowana przez psy – powiedział LaManche. – Marc twierdzi, że były co najmniej dwa.

Bergeron skinął głową.

– Jakaś duża rasa. Może owczarek niemiecki albo doberman. Stwierdziliśmy ponad sześćdziesiąt ran kąsanych.

– Jezu.

– Polewano ją gorącym płynem, prawdopodobnie wodą, kiedy była naga. Skóra jest mocno poparzona, ale nic nie można zidentyfikować – kontynuował LaManche.

– Żyła wtedy? – Nie mogłam znieść myśli o jej bólu.

– Tak. Umarła w rezultacie wielokrotnych ran kłutych zadanych w brzuch i klatkę piersiową. Chcesz obejrzeć zdjęcia?

Pokręciłam odmownie głową.

– Znaleźliście jakieś oznaki samoobrony? – Przypomniałam sobie swoją gehennę z napadem.

– Nie.

– Kiedy umarła?

– Prawdopodobnie wczoraj wieczorem. Nie miałam ochoty na szczegółowy opis.

– Jeszcze jedno. – LaManche miał oczy pełne smutku. – Była w czwartym miesiącu ciąży.

Minęłam ich w pośpiechu i wśliznęłam się do swojego biura. Nie wiem, jak długo tam siedziałam, przesuwając wzrokiem po przedmiotach związanych z moją profesją i nie widząc ich. Owszem, obcując z okrucieństwem i przemocą przez tyle lat zrobiłam się emocjonalnie odporna, ale pewne przypadki nadal wywoływały wstrząs psychiczny. To, co działo się ostatnio, wydawało się najbardziej przerażające ze wszystkich spraw ostatnich lat. A może nie jestem już w stanie znieść więcej ohydy?