– Czy ludzie nie przychodzą i odchodzą?
Spojrzała na mnie.
– Ona pracowała w biurze. To chyba ona odbierała te telefony, o które pytaliście. – Klatka piersiowa opadała i unosiła się, jakby z całych sił powstrzymywała łzy. – I to była najlepsza przyjaciółka Heidi.
Poczułam ucisk w żołądku.
– Miała na imię Jennifer?.
Przytaknęła.
Wzięłam głęboki oddech. Zachowaj spokój ze względu na nią.
– Kim była ta druga kobieta?
– Nie jestem pewna. Nie była długo. Chwileczkę. Na imię miała chyba Alice. Albo Annę.
Serce zabiło mi bardzo mocno. Boże, nie.
– Wiesz, skąd ona była?
– Gdzieś z Północy. Nie, może z Europy. Czasami rozmawiała z Jennifer w innym języku.
– Czy myślisz, że Dom Owens kazał zabić Heidi i jej dzieci? Dlatego boisz się o Carlie'ego?
– Pani nie rozumie. To nie Dom. On próbuje nas chronić i nam tłumaczyć. – Wpatrywała się we mnie w skupieniu, jakby chciała dotrzeć do środka mojego umysłu. – Dom nie wierzy w antychrysta. Chce nas tylko uchronić przed zniszczeniem. – Jej głos zaczął drżeć, krótkie oddechy wypełniały przerwy między słowami. Podniosła się i podeszła do okna. – To nie Dom. To ona. Dom chce dla nas życia wiecznego.
– Kto?
Kathryn chodziła po kuchni jak schwytane do klatki zwierzę, wykręcając sobie wszystkie palce. Po twarzy płynęły łzy.
– Ale nie teraz. Jest za wcześnie. To nie może być teraz. – Błagalnie.
– Co jest za wcześnie?
– A jeżeli oni się mylą? Może nie ma wystarczającej ilości energii kosmicznej? A może tam nic nie ma? A co, jeżeli Carlie po prostu umrze? Jeżeli moje dziecko umrze?
Zmęczenie. Niepokój. Poczucie winy. Kathryn nie miała już siły im się opierać i zaczęła płakać. I mówić tak chaotycznie, że wiedziałam, iż niczego więcej od niej się nie dowiem.
Podeszłam i objęłam ją obiema rękami.
– Kathryn, musisz odpocząć. Połóż się na chwilę. Potem porozmawiamy
Wydała jakiś niezrozumiały dźwięk i pozwoliła się zaprowadzić na górę do pokoju gościnnego. Wyjęłam ręczniki i zeszłam na dół po jej plecak. Kiedy wróciłam, leżała na łóżku z jedną dłonią na czole, z zamkniętymi oczami, a łzy ześlizgiwały się po skroniach i znikały we włosach.
Zostawiłam plecak na komodzie i zamknęłam żaluzje. Kiedy zamykałam drzwi, mówiła coś cicho, z zamkniętymi oczami, ledwie poruszając ustami.
Już dawno niczyje słowa tak mnie nie przestraszyły.
26
“Wieczne życie”? Tak powiedziała?
– Tak. – Tak mocno ściskałam słuchawkę, że zabolały mnie ścięgna nadgarstka.
– Powiedz mi to jeszcze raz.
– “A jeżeli oni odejdą i nas zostawią?” “A jeżeli ja odbieram Carlie'emu wieczne życie?
Pozwoliłam Redowi rozważyć słowa Kathryn. Kiedy przełożyłam słuchawkę do drugiej ręki, popatrzyłam na odcisk, gdzie skóra spociła się pod plastikiem.
– Nie wiem, Tempe. Ciężko powiedzieć. Jak to stwierdzić, kiedy grupa zaczyna być niebezpieczna? Niektóre z tych marginalnych religijnych ruchów potrafią być wysoce wpływowe. Inne są nieszkodliwe.
– Czy to kwestia proroków?
A co, jeżeli moje dziecko umrze?
– Są czynniki, które wpływają na siebie. Przede wszystkim jest sama sekta z jej przekonaniami i rytuałami, z organizacją i, rzecz jasna, z liderem. Są też siły oddziaływujące z zewnątrz. Ile wrogości skierowane jest ku członkom? Jak bardzo napiętnowani są oni przez społeczeństwo? A złe traktowanie wcale nie musi odpowiadać prawdzie. Wmówione prześladowanie też może prowadzić do agresji.
Chce nas tylko uchronić przed zniszczeniem.
– Jakie rodzaje przekonań sprawiają, że grupa zaczyna przekraczać dopuszczalne granice?
– To właśnie interesuje mnie u twojej młodej damy. Ona chyba mówi o podróży. O podróży po wieczne życie. To brzmi apokaliptycznie.
On próbuje nas chronić i nam tłumaczyć.
– Jak koniec świata.
– Dokładnie. Ostatnie dni. Armagedon.
– To nic nowego. Dlaczego takie postrzeganie świata musi prowadzić do przemocy? Dlaczego by nie usiąść i poczekać?
– Nie zrozum mnie źle. Nie zawsze tak jest. Ale te grupy wierzą, że ostatnie dni są bliskie, i postrzegają siebie jako osoby, które odegrają kluczową rolę w wydarzeniach, jakie niedługo będą miały miejsce. Oni są tymi wybranymi, którzy zapoczątkują nowy porządek.
Była przerażona, bo dziecko mogło nie być uświęcone.
– Powstaje pewien dualizm w procesie myślenia. Oni są dobrzy, a inni beznadziejnie zepsuci i niemoralni. Podobni demonom.
– Jesteś albo ze mną, albo przeciwko mnie.
– No właśnie. Według tych wizji ostatnie dni będzie charakteryzowała przemoc. Niektóre z grup koncentrują się na przetrwaniu, gromadząc broń i zajmując się zakrojoną na szeroką skalę inwigilacją, pełnego zła, porządku społecznego, który im zagraża. Albo antychrysta, szatana, czy kogo tam oni traktują jako zagrożenie.
Dom nie wierzy w antychrysta.
– Wierzenia apokaliptyczne są niezwykle zmiennie zwłaszcza wtedy, kiedy głosi je charyzmatyczny przywódca. Koresh twierdził, że jest Bogiem z nominacji.
– Coraz ciekawiej to brzmi.
– Widzisz, jednym z problemów takiego samozwańczego proroka jest to, że musi on być ciągle twórczy i niepowtarzalny. Nie ma żadnego instytucjonalnego poparcia dla jego autorytetu. Nie ma też żadnych instytucjonalnych ograniczeń jego zachowań. To on prowadzi, ale tylko wtedy, kiedy idą za nim jego zwolennicy. Dlatego ci faceci mogą być zmienni. I w granicach swojej władzy mogą robić, co im się podoba. W przypadkach skrajnych, kiedy zagrożony jest ich autorytet, reakcją może być skrajne dyktatorstwo. Zaczynają wymagać dziwnych rzeczy, a inni muszą się dopasować, by wykazać lojalność.
– Na przykład?
– Jim Jones przeprowadzał testy wiary, jak je nazywał. Członkowie Świątyni Ludu byli zmuszani do podpisywania się pod spowiedzią albo znoszenia publicznych zniewag, aby dowieść swojego poświęcenia. Pewien rytuał polegał na wypijaniu nieznanego płynu. Kiedy mówiono uczestnikowi, że to była trucizna, nie wolno mu było ukazywać strachu.
– Czarujące.
– Innym ulubionym rytuałem jest wazektomia. Podobno Synanon kazał niektórym ze swoich męskich zwolenników iść pod nóż.
Partnerem Heidi miał być Jason.
– A co z aranżowaniem małżeństw?
– Jouret i DiMambro, Jim Jones, David Koresh, Charles Manson. Oni wszyscy praktykowali kontrolowane łączenie się w grupy. Dieta, seks, aborcja, ubranie, sen. Idiosynkrazja naprawdę nie ma znaczenia. Przywódca nakłada na swoich zwolenników warunki i każe im przestrzegać zasad, i w ten sposób usuwa ich wszelkie zahamowania. W końcu ta bezwzględna akceptacja dziwnych zachowań może sprawić, że przemoc zacznie być czymś powszechnym. Na początku małe akty poświęcenia, pozornie nieszkodliwe wymagania, jak styl uczesania, medytacje o północy czy seks z mesjaszem. Z czasem te wymagania rosną.
– Wygląda mi to na czczenie szaleństwa.
– Dobrze powiedziane. Ten proces przynosi liderowi jeszcze jedną korzyść. Eliminuje tych, którzy są mniej zaangażowani; po prostu zaczynają mieć dosyć i odchodzą.
– No dobrze. Mamy skrajne grupy, na których czele stoją jacyś wariaci. Co sprawia, że zaczynają w pewnej chwili stosować przemoc? Dlaczego dzisiaj, a nie w przyszłym miesiącu?
Jest za wcześnie. To nie może być teraz.
– Większość wybuchów przemocy ma związek z czymś, co socjologowie nazywają “nasilające się napięcie granic”.