Jeszcze dwa kroki i zobaczyłam blond włosy na patchworku.
Czy to możliwe? Czy moje modlitwy zostały aż tak szybko wysłuchane?
Podeszłam bliżej i obróciłam głowę, by zobaczyć twarz.
– Harry! – Boże, tak. To była Harry.
Poruszyła głową i jęknęła.
Wyciągnęłam rękę po tabletki i ktoś złapał mnie od tyłu. Poczułam rękę na gardle, ściskającą tchawicę i odcinającą mi powietrze. Zobaczyłam pierścionek. Czarny prostokąt z wyciętym krzyżem egipskim i karbowanymi brzegami. Kiedy się wyrywałam i drapałam paznokciami, przypomniałam sobie ranę w miękkim, białym ciele. Wiedziałam, że te ręce nie zawahają się odebrać mi życie.
Chciałam krzyczeć, ale morderca Malachy'ego miał taki uchwyt, który ściskał mi gardło i tłumił jakikolwiek dźwięk. Nagle wykręcił mi głowę na bok i przycisnął do kościstej piersi stracha na wróble. W zmętniałej ciemności dostrzegłam jedno jasne oko, jasną smugę we włosach. Nie mogłam oddychać. Płuca chciały eksplodować, puls wariował, traciłam przytomność.
Usłyszałam głosy, ale świat odpływał. Ból w kolanie zmalał i odrętwienie zawładnęło umysłem. Gdzieś mnie wleczono. Moje ramię w coś uderzyło. Miękkie podłoże. Znowu twarde. Przeszliśmy przez jakieś drzwi, dłoń wciąż na mojej tchawicy.
Pochwyciły mnie czyjeś ręce i coś szorstkiego przeszło przez nadgarstki. Uniesiono mi ręce, ale nikt już nie przyciskał głowy, nie ściskał gardła i mogłam oddychać! Usłyszałam jęk wydobywający się z mojego własnego gardła, kiedy płuca nabrały cennego powietrza.
Znowu byłam przytomna i ból powrócił.
Bolało mnie gardło i oddychałam z trudem. Ramiona i łokcie wyciągnięte, a ręce nad głową zimne i bez czucia.
Zapomnij o ciele. Użyj mózgu.
Byłam w dużym pokoju, widuje się takie w gospodach i domkach myśliwskich. Ogromna podłoga z desek i ściany z dużych belek, oświetlony tylko świecami. Na wprost podwójne drzwi. Kamienny kominek na lewo. Panoramiczne okno po prawej. Zapamiętałam widok.
Usłyszałam gdzieś z tyłu głosy i przesunęłam jedno ramię do przodu, drugie do tyłu i wspięłam się na palcach. Moje ciało skręciło się i przez ułamek sekundy widziałam ich, zanim liny nie przekręciły mnie z powrotem. Rozpoznałam włosy i oko tego mężczyzny. Kto był z nim?
Głosy umilkły, potem znowu je usłyszałam, ale tym razem były cichsze. Kroki i cisza. Na pewno nie byłam sama. Wstrzymałam oddech i czekałam na ich powrót.
Kiedy stanęła przede mną, byłam przestraszona, ale nie zszokowana. Dziś warkocze spięła na głowie i nie wisiały po obu stronach głowy jak wtedy, gdy chodziła po ulicach Beaufort z Kathryn i Carlie'em.
Wyciągnęła rękę i otarła łzę z mojego policzka.
– Boisz się? – Miała zimne i twarde spojrzenie.
Strach nakręci ją jak podwórzowego psa!
– Nie, Elle. Ani ciebie, ani twojej bandy świrów. – Ból gardła utrudniał mi mówienie.
Przesunęła palcem po moim nosie i przez usta. Miała szorstką skórę.
– Żadna Elle. Je suis Elle. Ja jestem Ona. Kobieca siła.
Rozpoznałam ten głęboki głos.
– Najwyższa kapłanka śmierci! – parsknęłam.
– Trzeba było dać nam spokój.
– Trzeba było dać spokój mojej siostrze.
– Potrzebujemy jej.
– Nie wystarczają wam inni? A może zabijanie tak cię ekscytuje?
Niech mówi. Zyskasz na czasie.
– Karcimy nieustępliwych.
– To dlatego zabiliście Daisy Jeannotte?
– Jeannotte. – Jej głos przepełniała pogarda. -Ta zjadliwa, wtrącająca się do wszystkiego idiotka. W końcu da mu spokój.
Co trzeba powiedzieć, by podtrzymać tę rozmowę?
– Ona nie chciała tylko, żeby jej brat umarł.
– Daniel będzie żyć wiecznie.
– Jak Jennifer i Amalie?
– Ich słabość mogła nas powstrzymywać.
– A więc wybieracie słabych i patrzycie, jak są rozszarpywani na strzępy?
W jej oczach było coś, czego nie potrafiłam zinterpretować. Gorycz? Żal? Oczekiwanie?
– Wyciągnęłam je z dna i pokazałam, jak przeżyć. Same wybrały.
– A co takiego zrobiła Heidi Schneider? Za bardzo kochała męża i dzieci?
Patrzyła zimno.
– Wskazałam jej drogę, a ona i tak wydała na ten świat zło! Podwójne!
– Jak antychryst.
– Tak! – wysyczała.
Pomyśl! Co mówila w Beaufort?
– Mówiłaś, że śmierć to przejście w procesie rozwoju. Wychowujecie mordując dzieci i stare kobiety?
– Nie wolno pozwolić na zepsucie w nowym porządku.
– Dzieci Heidi miały cztery miesiące! – Strach i złość zmieniły mój głos.
– One były zdeprawowane!
– To były dzieci! – Chciałam się na nią rzucić, ale liny trzymały mocno.
Za drzwiami słychać było innych ludzi. Pomyślałam o dzieciach z posiadłości na Świętej Helenie i pierś zaczęła mi falować.
Gdzie jest Daniel Jeannotte?
– Ile dzieci zabiłaś razem ze swoim towarzyszem? Jej oczy prawie niedostrzegalnie zwęziły się.
Niech mówi.
– Zamierzasz poprosić wszystkich swoich ludzi, by umarli?
Nadal nic nie mówiła.
– Po co ci moja siostra? Straciłaś pomysły na motywowanie innych? – Mój głos drżał i był co najmniej o dwie oktawy wyższy.
– Zajmie czyjeś miejsce.
– Ona nie wierzy w wasz Armagedon.
– Świat zmierza ku końcowi.
– Kiedy go ostatnio oglądałam, wszystko było w porządku.
– Zabijacie sekwoje i robicie z nich papier toaletowy, a do rzek i oceanów wlewacie truciznę. Czy to jest w porządku? – Jej twarz była tak blisko mojej, że widziałam drobne żyłki pulsujące na jej skroniach.
– Zabij siebie, jeżeli musisz, ale pozwól innym wybierać.
– Trzeba zachować porządek. Liczbę dopuszczonych.
– Naprawdę? I wszyscy są tutaj?
Odsunęła twarz, ale nic nie odpowiedziała. Coś błyszczało w jej oku, jak światło uciekające od zbitego szkła.
– Nie wszyscy przyjdą, Elle.
Nie odwracała oczu.
– Kathryn nie ma zamiaru umierać dla ciebie. Ona jest daleko stąd, bezpieczna ze swoim dzieckiem.
– Kłamiesz!
– Ma gdzieś twój kosmiczny przydział.
– Znaki mówią swoje. Czas apokalipsy jest bliski i wszyscy powstaniemy z prochów!
Jej oczy były jak czarne dziury w tańczącym świetle. Wiedziałam, co to jest za spojrzenie. Obłęd.
Już miałam odpowiedzieć, kiedy usłyszałam warczenie i ujadanie psów. Dźwięk dochodził z głębi domu.
Poruszyłam się rozpaczliwie, ale liny tylko się zacieśniły. Mój oddech zmienił się w szalone łapanie powietrza. To był odruch, bezmyślna walka.
Nie mogłam tego zrobić! Nie mogłam się uwolnić! A nawet jeśliby mi się udało? Byłam wśród nich.
– Proszę – powiedziałam błagalnie.
Tylko patrzyła zimnym wzrokiem.
Wyrwał mi się szloch, szczekanie było głośniejsze. Nadal się szarpałam. Nie poddam się, nawet kiedy sytuacja będzie beznadziejna.
Co zrobili inni? Widziałam poszarpane ciało i przebite zębami czaszki. Szczekanie przeszło w warczenie. Psy były bardzo blisko. Zapanował nade mną niekontrolowany strach.
Okręciłam się, by coś zobaczyć, i rzuciłam okiem na okno. Moje serce stanęło. Czy na zewnątrz ktoś był?
Nie zwróć jej uwagi na okno!
Opuściłam wzrok i obróciłam się w stronę Elle, nadal walcząc, ale teraz myślałam o tym, co działo się na zewnątrz. Czy mogłam mieć nadzieję na uratowanie?