Patrzyła na mnie bez słowa. Minęła sekunda. Dwie. Pięć. Znowu przekręciłam się w prawo i rzuciłam okiem.
Przez lód dostrzegłam cień poruszający się od lewej do prawej.
Odwróć jej uwagę!
Utkwiłam w niej wzrok. Okno było po jej lewej stronie.
Szczekanie było głośne. Narastało.
Powiedz cos!
– Harry nie wierzy w…
Drzwi otworzyły się z hukiem i usłyszałam głębokie głosy.
– Policja!
Buty zadudniły na podłodze.
– Haut les mains! Ręce do góry!
Warczenie i ujadanie. Strzały. Krzyk.
Elle najpierw wykrzywiła usta, a potem zacisnęła je mocno. Z fałd sukni wyciągnęła pistolet i wycelowała w coś, co znajdowało się za mną.
Jak tylko spuściła ze mnie wzrok, złapałam liny, poddałam biodra do przodu, kopnęłam i wygięłam się w jej stronę. Ból przeszył mi ramiona i nadgarstki, gdy ciało poszło do przodu. Kopnęłam ją jednak w rękę. Pistolet przeleciał przez pokój i zniknął z mojego pola widzenia.
Stopy uderzyły w podłogę i ulżyły napięciu w górnych kończynach. Kiedy spojrzałam w górę, Elle stała nieruchomo, a wylot lufy policyjnego pistoletu wycelowany był w jej pierś. Jeden ciemny warkocz opadł i wisiał na czole jak szarfa.
Poczułam na plecach czyjeś ręce i usłyszałam, że ktoś coś do mnie mówi. Po chwili byłam wolna i nieznane silne ręce powiodły mnie na kanapę.
– Calmez-vous, madame. Tout va bien.
Moje ręce były ciężkie, a kolana miękkie. Chciałam się położyć i zasnąć na zawsze, ale z wysiłkiem wstałam.
– Ma soeur! Muszę znaleźć moją siostrę
– Tout est bien, madame. – Ręce przycisnęły mnie do poduszek.
Więcej butów. Drzwi. Wykrzykiwanie rozkazów. Widziałam Elle i Daniela Jeannotte odprowadzanych z kajdankami na rękach.
– Gdzie jest Ryan? Znacie Andrew Ryana?
– Spokojnie, wszystko będzie dobrze.
Spróbowałam się uwolnić.
– Czy z Ryanem wszystko w porządku?
– Tylko spokojnie.
Nagle obok mnie zjawiła się Harry, w półmroku widziałam jej szeroko otwarte oczy.
– Boję się – wymamrotała grubym, niewyraźnym głosem.
– Już dobrze. – Objęłam ją swoimi zdrętwiałymi rękami. – Zabieram cię do domu.
Jej głowa opadła na moje ramię, ja przyłożyłam do niej swoją. I przez chwilę tak siedziałyśmy. Potem zbierając wspomnienia ze szkoły, zamknęłam oczy, złożyłam dłonie przed sobą i cicho płacząc modliłam się do Boga, by darował życie Andrew Ryanowi.
35
Tydzień później siedziałam na swoim patio w Charlotte z trzydziestoma sześcioma pracami egzaminacyjnymi po mojej prawej i trzydziestoma siedmioma na stole przede mną. Niebo było niebieskie, jak to w Karolinie, a podwórko w kolorze soczystej zieleni. Siedzący na magnolii przedrzeźniacz dawał z siebie wszystko.
– Wybitnie przeciętna praca – zauważyłam, pisząc “trzy plus" na niebieskiej okładce i kilkakrotnie zakreślając kółka wokół oceny. Birdie spojrzał, przeciągnął się i zeskoczył z kanapy.
Moje kolano się ładnie goiło. Małe włoskowate pęknięcie rzepki było niczym w porównaniu z ranami zadanymi mojej psyche. Po wypadkach w Ange Gardien kilka dni spędziłam w Quebecu, wzdrygając się na każdy dźwięk i cień, a zwłaszcza na szczekające psy. Potem wróciłam do Charlotte, do studentów. Wypełniałam te dni różnymi zajęciami, ale noce były ciężkie. W ciemnościach mój umysł wariował, powracając do obrazów, które odpędzał dzień. Kilka nocy przespałam z zapaloną lampą.
Zadzwonił telefon i sięgnęłam po słuchawkę. Czekałam na ten telefon.
– Bonjour, doktor Brennan. Comment ca va?
– Ca va bien, siostro Julienne. Jak się ma Anna?
– Lekarstwa chyba pomagają. – Ściszyła głos. – Nie wiem nic o zaburzeniu dwubiegunowym, ale lekarz dał mi mnóstwo materiałów i teraz się uczę. Jakoś nie wyczułam tej jej depresji. Myślałam, że miała humory, bo tak twierdziła jej matka. Czasami bywała przygnębiona, nagle stawała się pełna energii i czuła się ze sobą świetnie. Nie wiedziałam, że to było, jak to się mówi…?
– Stadium maniakalne?
– C'est ca. Tak szybko zmieniała nastroje.
– Cieszę się, że już się lepiej czuje.
– Tak, chwała Bogu. Śmierć profesor Jeannotte bardzo ją poruszyła. Doktor Brennan, dla dobra Anny, czy mogłaby mi pani powiedzieć, co się stało z tą kobietą?
Wzięłam głęboki oddech. Co powiedzieć?
– Wszystko przez to, że profesor Jeannotte bardzo kochała swojego brata. Daniel Jeannotte przez całe życie organizował jedną sektę za drugą. Daisy wierzyła, że miał dobre zamiary, ale złe społeczeństwo go potępiało. Jej kariera w Amerykańskiej Akademii skończyła się, kiedy rodzice złożyli na uniwersytecie skargę, że kierowała studentów na konferencje i warsztaty Daniela. Przestała uczyć i zajęła się pracą naukową i pisaniem, i przyjechała do Kanady. Przez lata jeszcze pomagała bratu.
Kiedy Daniel skumał się z Elle, Daisy zaczęła wątpić. Uważała, że Elle to psychopatka i między obiema kobietami zaczęła się walka o lojalność Daniela. Daisy chciała chronić brata, ale bała się czegoś katastroficznego.
Jeannotte wiedziała, że Daniel i grupa Elle działali aktywnie w campusie, chociaż uniwersytet starał się ich usunąć. Więc kiedy Anna trafiła do nich, Daisy chciała ich obserwować za pomocą Anny.
Sama nie zajmowała się rekrutacją dla grupy. Ale dowiedziała się, że członkowie sekty przeniknęli do centrum doradczego, szukając nowych studentów, którym okazywali ogromną życzliwość. W ten sposób zwerbowali moją siostrę w college'u w Teksasie. To tym bardziej poruszyło Daisy, bo bała się, że ktoś przypomni jej epizod z przeszłości.
– Kto to jest ta Elle?
– Naprawdę nazywa się Sylvie Boudrais. Nie znamy całej jej historii. Ma czterdzieści cztery lata, urodziła się w Baie Comeau z matki pochodzącej z północy Ameryki Północnej i ojca urodzonego w Quebecu. Jej matka zmarła, kiedy Sylvie miała czternaście lat, a ojciec był alkoholikiem. Bił ją regularnie i zmuszał do prostytucji w wieku czternastu lat. Nigdy nie skończyła szkoły średniej, ale ma wysoki iloraz inteligencji.
Zniknęła po opuszczeniu szkoły, potem w połowie lat siedemdziesiątych pojawiła się w Quebecu i proponowała psychiczne uzdrowienia za niewielką cenę. Zebrała wokół siebie niewielką grupę i w końcu została liderką grupy, która osiedliła się w domku myśliwskim niedaleko Ste-Anne-de-Beaupre. Potrzebowali pieniędzy i pojawiły się problemy z nieletnimi członkami. Czternastolatka zaszła w ciążę i rodzice poszli na policję.
Grupa się rozwiązała i Boudrais wyjechała. Związała się na jakiś czas z sektą Niebiańska Droga w Montrealu, ale nie została z nimi. Podobnie jak Daniel Jeannotte, jeździła od grupy do grupy i tak w latach osiemdziesiątych pojawiła się w Belgii, gdzie głosiła kombinację szamanizmu i spirytualizmu New Age. Zgromadziła wokół siebie grupę zwolenników, wśród nich był pewien bogaty człowiek, Jacques Guillion.
Spotkali się już wcześniej przez Niebiańską Drogę i teraz wydawał się idealnym rozwiązaniem problemu braku gotówki, na jaki cierpiała cała grupa. Guillion dal się oczarować i w końcu sprzedał swoje posiadłości i oddał im wszystkie aktywa.
– I nikt nie protestował?
– Podatki były płacone, a Guillion nie miał rodziny, więc nikt o nic nie pytał.
– Mon Dieu.
– W połowie lat osiemdziesiątych grupa wyjechała z Belgii i dotarła do Stanów. Założyli komunę w Fort Bend Country w Teksasie, a Guillion przez kilka lat kursował między Ameryką a Europą, prawdopodobnie zajmując się przelewaniem pieniędzy. Ostatni raz wjechał do Stanów dwa lata temu.