Młodszy konwojent szybko się odwrócił i spostrzegł, jak drugi czarny wyłania się zza rogu i zatrzymuje jakieś sześć metrów przed nim, sięgając po coś w zanadrze.
Czyżby naprawdę to się stało? – przemknęło mu przez myśl. Ale z gardła wyrwało mu się:
– Uwaga! Wy tam! Stać!
Czarny na ulicy zlekceważył rozkaz. Wyciągnął spod płaszcza przeciwdeszczowego rewolwer i wycelował prosto w strażnika. To niemożliwe, pomyślał ochroniarz. A potem wrzasnął:
– Broń!
W tym samym momencie powietrze rozdarł grzmot wystrzału. On także wypalił, chowając się jednocześnie za furgonetkę. Ale nie był dość szybki i błyskawica z rewolweru Kwanziego poraziła go w udo. Krzyknął:
– Trafił mnie! Trafił! Lekarza! Lekarza! O Boże! Panie Howard! Pomocy! Lekarza!
Starszy konwojent nie odwracał się jednak, próbując za wszelką cenę wepchnąć wózek do środka. Kiedy zobaczył pistolet w ręku czarnego mężczyzny zachodzącego go od przodu, wyciągnął swój. Ale kula trafiła go, zanim usłyszał odgłos strzału. Poczuł jakby potężna pięść uderzyła go w pierś i runął do tyłu roztrzaskując szkło w drzwiach wejściowych. Mgliście dotarło do niego, że musiało stać się z nim coś strasznego. Zdziwił się, że prawie nie może oddychać. Nie rozumiał, skąd się wzięła krew jaką przesiąkała na piersi jego koszula.
Sundiata, celując teraz w kasjerów, próbował zlokalizować strażników bankowych. Wokół panował hałas i panika.
W rogu banku Emily wyciągała spod płaszcza pistolet. Zawadziła o kieszeń, niemal wypuszczając go z ręki. Zaczęła krzyczeć:
– Stać! Stać! Nie ruszać się! – I ona rozglądała się za strażnikami.
Bill, wymachując pistoletem w kierunku urzędników, również wrzeszczał:
– Nie ruszać się! Nie ruszać się!
Jednak nikt nie słuchał ich rozkazów. Ludzie rozbiegali się we wszystkie strony, chowali się za stoły, krzesła, za cokolwiek. Niektórzy wciskali się w kąty. Mały oddział banku wypełnił się hałasem paniki.
Strażnik w banku w pierwszej chwili skrył się za jakimś biurkiem. Wyciągnął broń i – biorąc głęboki oddech – powoli wyprostował się trzymając oburącz pistolet. Z odległości trzech metrów oddał cztery strzały do Sundiaty, który okręcił się jak zabawka i osunął na ziemię,
Wtedy podniósł się krzyk przerażenia, w który nagle włączył się ogłuszający dźwięk alarmu. Znajdujący się w środku członkowie brygady poczuli zamęt w głowach, że ich plany idą na marne.
Emily, z otwartymi ustami, wpatrywała się w ciało Sundiaty, które upadło jej wprost pod nogi, świadoma, że to ona miała wyłączyć strażnika. Odwróciła się w stronę jego kryjówki i wystrzeliła z pistoletu. Pocisk przebił szybę w oknie nad biurkiem, za którym przykucnął strażnik. Ten oddał w jej stronę dwa ostatnie strzały, po czym znowu schował się, desperacko próbując załadować broń. Musiał wyciągnąć zapasowy magazynek z pasa. Dotąd sądził, że nosi je głównie dla ozdoby. Palce mu drżały. Uniósł głowę, słysząc jakiś odgłos parę metrów obok. Wysoka, atrakcyjna kobieta celowała w niego z czterdziestkipiątki. Była śmiertelnie blada.
– Świnia – powiedziała i wypaliła.
Kula trafiła w biurko tuż obok głowy strażnika. Drzazgi powbijały mu się w twarz. Odrzuciło go do tym. Był ogłuszony. Olivia wyrzuciła z siebie przekleństwo, ponownie wycelowała i nacisnęła spust.
Ale broń się zacięła.
Szarpała spust jak opętana, mamrocząc coś do siebie.
Strażnik wcisnął wreszcie magazynek do rewolweru, zatrzasnął bębenek i wycelował prosto w bezbronną Olivię. Mierzył dokładnie, przez moment jakby zaskoczony, że sam jeszcze żyje, że ma szansę, że może się bronić.
Nie widział jednak, jak po przeciwnej stronie westybulu Emily podnosi broń i – bez celowania – strzela po raz drugi. Strzał dosięgnął strażnika i w jednej chwili odrzucił na bok przez biurko skręcone zwłoki.
Olivia odrzuciła własną broń i chwyciła pistolet strażnika. Odwróciła się do Emily, w jej głowie pozostała jedna tylko myśclass="underline" Nie tak, to nie miało być tak.
Po przeciwnej stronie ulicy przerażony Duncan bił się z myślami. Widział, jak Kwanzi wyskoczył zza rogu, zgodnie z planem, i tak jak było postanowione, zapuścił silnik. Nie ujechał jednak nawet kilkunastu metrów, kiedy usłyszał, jak pierwszy wystrzał przeciął spokojny nastrój upalnego popołudnia.
Zahamował z piskiem opon, widząc jak młody konwojent strzela i daje nurka za furgonetkę. Nie widział, co się dzieje wewnątrz banku; hałas na ulicy nagle nasilił się, co go jeszcze bardziej zdezorientowało.
Odwrócił się i zobaczył, jak strzał cisnął Kwanziego na ścianę budynku. Kwanzi osunął się po murze koloru piasku zostawiając szeroką smugę krwi.
Duncan próbował wydać z siebie głos – bezskutecznie.
Odwrócił wzrok i zobaczył, że szyba w oknie banku rozpryskuje się na drobne kawałki. Z wnętrza dochodził huk wystrzałów. Duncan był zdruzgotany.
Wyrwał broń zza pasa, niepomny postanowień, rozkazów i ustalonych zadań. Otworzył drzwi busa, chcąc wydostać się z pojazdu, gdy w banku zaczął wyć alarm.
Zawahał się, jakby przeraźliwy dźwięk osadził go w miejscu.
A potem dotarł do niego z oddali odgłos? który stawał się coraz głośniejszy i coraz bliższy.
O Boże! Syreny policyjne.
Jadą tu!
Pomyślał o Olivii i reszcie towarzyszy znajdujących się w banku, wyobrażając sobie, że kule rozrywają ich ciała. Pomyślał o Megan, czekającej kilka przecznic dalej. Jest sama, pomyślał. Zupełnie sama.
Zatrzymał się w drzwiach samochodu, wciąż trzymając broń w ręce, opartej na kierownicy.
Nie miał pojęcia, co robić.
Olivia krzyczała histerycznie:
– Idziemy! Uciekać! Wszystko skończone!
Słysząc zbliżające się syreny jednym susem znalazła się przy Emily, która stała jak wryta, ze wzrokiem wbitym w ciało strażnika. Olivia chwyciła ją za ramię.
– Uciekamy – powiedziała. – Natychmiast.
– Gdzie Bill?
Olivia nie miała pojęcia.
– Już idzie! Chodźmy! Szybko!
– Co się stało? Nie rozumiem…
– Nie ma nic do rozumienia – odparła Olivia. – Wszystko skończone. Parę metrów ciągnęła ją za sobą w kierunku wyjścia, dopóki u Emily nie zadziałał instynkt samozachowawczy i nie zaczęła biec sama obok niej. Obie słyszały, że wozy policyjne są coraz bliżej.
W momencie gdy pokonały pierwszą parę drzwi, wzrok Emily padł na ciało starszego strażnika. Zatrzymała się raptownie.
– Mój Boże!
Olivia uderzyła ją w twarz.
– Nie zatrzymuj się! Ruszaj! – krzyknęła, znów chwytając ją za ramię. – Musimy się stąd wydostać! Szybko! Ruszaj się!
Mocno pchnęła ją na ulicę. Emily upadła na chodnik i wtedy zobaczyła ciało Kwanziego.
– Nie – wyjęczała. – Nie on…
– Dosyć! – krzyknęła Olivia. – Nie zwracaj na niego uwagi! Ratuj się! Bez większego wysiłku postawiła Emily na nogi. Czuła, jak każdy mięsień jej ciała się napina, jakby całą ją ściskało od środka. Muszę nas uratować, pomyślała. Będziemy mogły zacząć od nowa.
– No chodź już, trzeba się wynosić. Wszystko będzie dobrze. Pociągnęła Emily na ulicę. Bus Duncana stał półtorej przecznicy dalej. On sam tkwił w drzwiach samochodu. Przez moment ich spojrzenia się spotkały. No i gdzie ty jesteś? I co robisz? Miałeś być tutaj! Olivia krzyczała w duchu. Ruszaj, Duncan! Ratuj nas!
Zaczęła na niego machać, ale Emily potknęła się, Olivia upadła podpierając się rękami.
Znowu popatrzyła na Duncana. Tutaj! – krzyczała w myślach.
Parszywiec bez charakteru! Tchórz! Ogarniała ją wściekłość.
Znów pomogła Emily wstać i powiedziała: