Może i nas też wykupią. Jesteśmy całkiem atrakcyjnym łupem. Wyniki nadchodzącego kwartału wskazują na duży skok. Zanotował w pamięci, żeby sprawdzić, jak stoją jego akcje, tak na wszelki wypadek. Chociaż żadnych pogłosek na ten temat nie było. Zastanowił się, czy nie powinien zapytać o to starego Phillipsa, prezesa banku, ale zrezygnował. On zawsze polegał na mnie, od samego początku. Teraz zapewne także.
Przypomniał sobie, jak osiemnaście lat temu po raz pierwszy przekraczał drzwi banku. Wahał się, gdy ojciec Megan otworzył je przed nim. Jego nowa fryzura onieśmielała go i wciąż chciał sięgać do niej ręką – pewnie właśnie tak człowiek, któremu amputowano ramię, musi się czuć w pierwszych dniach po operacji.
Wspomnienie o tym, jak bardzo się wtedy bał i jak usilnie starał się ukryć to przez cały długi dzień, przyprawiło go o skurcz żołądka. Dlaczego akurat teraz o tym myślę?
Znów spojrzał w okno – mimo wysiłków wspomnienia wciąż powracały – Był słoneczny poranek. W banku panował duży ruch. Właśnie dzięki temu słońcu, ludziom i ruchowi dokoła moje zdenerwowanie zostanie zauważone. Miałem wrażenie, że nigdy więcej się nie zdobędę, żeby jeszcze raz wejść do banku. Phillips uznał, że mogę zacząć jako kasjer, gdyż poręczył za mnie sędzia Pearson. Byli kumplami od golfa. Ręce mi się trzęsły, kiedy pierwszy raz trzymałem pieniądze, i za każdym otwarciem drzwi wejściowych myślałem, że to już koniec. Spodziewałem się ponurych facetów w nijakich garniturach. Ze w końcu przyjdą po mnie.
Usiłował sobie przypomnieć kiedy opuścił go ten niepokój. Po tygodniu? Miesiącu? Roku? Dlaczego o tym myślę? To minęło. To zdarzyło się osiemnaście lat temu i minęło.
Nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnio rozmyślał o swoich początkach w świecie bankowości. Na pewno dość dawno. Dlaczego te wspomnienia naszły go właśnie teraz. Poczuł w ustach gorycz. Nie będę więcej do tego wracał, postanowił. Wszystko się zmieniło. Wrócił do arkusza kalkulacyjnego i przyjrzał się cyfrom. Warunkowa zgoda, zdecydował. Damy to na zarząd i zobaczymy, co powiedzą. Inni inwestorzy budowlani nie pchają się w tej chwili, nie tak jak w początkach lat osiemdziesiątych. Ale Bank Federalny podniósł tego ranka premię gwarancyjną o pół punktu, i może chcą przedyskutować tę sprawę na następnym zebraniu personelu. Niech zajmą się tym chłopcy od prognozowania. Zrobił adnotację w terminarzu.
Na biurku zadzwonił telefon i włączył się intercom – to była jego sekretarka.
– Panie Richards, pani Richards na linii.
– Dzięki. Podniósł słuchawkę.
– Słuchaj Meg, nie wracam dziś późno, właśnie kończę…
– Duncan, czy tata wspominał, że zabiera gdzieś Tommy'ego? Nie wrócili dotąd, więc zastanawiam się, czy mówił ci coś?
– Nie wrócili?
Duncan Richards spojrzał na zegarek. Powinni być już od godziny. Wyczuł niepokój w głosie żony. Leciutki. Nie tyle lęk, co troskę.
– Nie.
– Dzwoniłaś może do szkoły?
– Tak. Powiedzieli, że tata był o zwykłej porze. Poczekał trochę, dopóki Tommy nie skończył jakiegoś rysunku, i wyszli.
– Myślę, że nie ma się czym przejmować. Prawdopodobnie wziął go do centrum handlowego, żeby pograć na automatach. Nie byli tam już od paru tygodni.
– Prosiłam go, żeby tego nie robił. Tommy jest później taki podniecony.
– Och, daj spokój. Tak się tam dobrze bawią. A poza tym myślę, że lubi to przede wszystkim twój stary.
– Zrobiłam na obiad coś specjalnego, a on prawdopodobnie napcha go tymi ohydnymi cheeseburgerami. – W jej głosie zabrzmiała ulga.
– Możesz porozmawiać z ojcem, ale wątpię czy to coś da. On tak lubi szybkie dania. A kiedy ma się siedemdziesiąt jeden lat, wszystko się wie najlepiej.
– Pewnie masz rację – roześmiała się.
Odłożył słuchawkę, wyjął notes i zaczął rzucać na papier luźne myśli dla przedstawienia sprawy kredytu przed komitetem. Usłyszał stuknięcie w szkło drzwi i zobaczył, jak sekretarka macha mu ręką. Była w płaszczu. Pomachał jej i pomyślał, że skończy jutro.
Telefon na biurku zadzwonił ponownie, podniósł słuchawkę spodziewając się głosu żony.
– Zbieram się właśnie do domu… – zaczął bez wstępu.
– Naprawdę? – odezwał się głos na drugim końcu linii. – Nie sadzę Nie sądzę, żebyś się gdzieś zbierał. Nie teraz.
Stało się tak, jak gdyby z powodu tych kilku słów, dźwięków i tonów, które wdarły się przeraźliwie znajome do jego pamięci, wszystko wokół niego się rozpadło i nagle, gwałtownie zostało zdmuchnięte przez huragan. Chwycił się krawędzi biurka, żeby złapać równowagę, ale w głowie miał karuzelę. Wiedział, że wszystko stracone. Wszystko.
4. Megan
Megan odwiesiła słuchawkę bardziej z irytacją niż ze zrozumieniem. Duncan zawsze ma na podorędziu mnóstwo cholernie rzeczowych wyjaśnień. Jest tak zrównoważony, że czasami chce mi się wyć. Przeszła do salonu i odsunęła zasłonę, żeby spojrzeć na ulicę. Była ciemna i pusta. Stała wpatrując się w milczeniu, wreszcie cofnęła się w poczuciu bezradności. Po chwili zaciągnęła zasłonę i wróciła do kuchni.
Cóż, pomyślała, trzeba przygotować kolację. Może dotąd nic nie jedli. Zerknęła na zegarek i pokręciła głową. Tommy zawsze jest taki głodny po szkole.
Przez chwilę zajęła się garnkami i patelniami, sprawdziła temperaturę piekarnika. Weszła do jadalni i ustawiła pięć nakryć. Wtem przyszło jej coś do głowy, szybko przeszła z powrotem do kuchni, otworzyła szufladę, wyciągnęła dodatkowy nóż, widelec i łyżkę. Wyjęła talerz i szklankę z półki, a z szafki matę na stół. Położyła dodatkowe nakrycie. Kiedy tato przyjedzie, zobaczy, że i dla niego jest przygotowane miejsce przy stole. Może wtedy poczuje się winny, że napchał Tommy'ego cheeseburgerami.
Przyjrzała się swojemu dziełu i wtedy usłyszała samochód. Poczuła ulgę – przeszła szybko do salonu, uchyliła zasłonę, nie chcąc, by zobaczyli, że na nich wygląda. Sto razy mówiłam tacie, że nie mam nic przeciwko temu, by zabierał gdzieś Tommy'ego, chcę tylko wcześniej o tym wiedzieć.
Ale przecież robił to już przedtem i nie denerwowałam się tak bardzo. Potrząsnęła głową, jakby się chciała uwolnić siłą z tego niepokoju.
Znowu wyjrzała i aż zaklęła, kiedy zobaczyła, że światła samochodu przesuwają się dalej i oświetlają podjazd następnego segmentu.
Cholera!
Ponownie spojrzała na zegarek.
Na górze rozległ się śmiech, więc postanowiła dowiedzieć się, czy przypadkiem bliźniaczki nie mają jakiejś wiadomości, którą zapomniały jej przekazać. Było to takie logiczne, że zdziwiła się, że nie pomyślała o tym wcześniej. Popatrzyła jeszcze raz na pustą ulicę i weszła na schody.
– Lauren, Karen?
– Wejdź, mamo.
Otworzyła drzwi do ich pokoju i zobaczyła je wśród stert zeszytów i podręczników.
– Mamo, czy ty też musiałaś odrabiać w domu lekcje, kiedy byłaś w szkole średniej?
Uśmiechnęła się.
– Oczywiście. Dlaczego?
– Kiedy byłaś w ostatniej klasie, jak my.
– Tak, oczywiście.
– To nie jest w porządku. W przyszłym roku idziemy do college'u i nie rozumiem, dlaczego wciąż musimy zawracać sobie głowę tymi głupimi zadaniami. Ta matematyka. Czuję się, jakbym rozwiązywała te zadania codziennie od urodzenia.
Karen zaczęła chichotać i zanim matka zdołała odpowiedzieć, wtrąciła: