Выбрать главу

– Postąpiłeś wspaniale. Działałeś przez zaskoczenie. To był najwspanialszy nieoczekiwany atak, jaki kiedykolwiek widziałem. Jesteś naprawdę kimś.

Pokazałeś im z jakiej jesteś gliny. Jesteś, Tommy, o niebo silniejszy niż oni, i nie zapominaj o tym. Byłem z ciebie dumny. Twoi rodzice i siostry też będą z ciebie bardzo dumni, kiedy im opowiem, co zrobiłeś.

– Naprawdę? – Naprawdę.

Tommy przytulił głowę do piersi dziadka i zapytał:

– Jak długo jeszcze?

– Już niedługo.

– Mam nadzieję.

Przez chwilę obaj milczeli. Wzrok Tommy'ego spoczął na sznurze od bielizny, który leżał zwinięty w kącie. Spojrzał pytająco na dziadka.

– Związali cię.

– A jak?

– Rozwiązałem cię, kiedy stąd wyszli. Zabronili mi, więc będą prawdopodobnie wściekli, kiedy wrócą zobaczyć co z nami. Dziwię się, że i mnie nie związali. Byli chyba tak samo zaskoczeni i wystraszeni jak my. A może chcieli, bym sam cię rozwiązał. Przekonamy się.

Tommy skinął głową. Uzmysłowił sobie, że teraz to już nie ma znaczenia.

– Dlaczego oni nas tak nienawidzą?

– Cóż, może Bill wyrzucił z siebie coś, co go dręczyło…

– Założę się, że tak – uśmiechnął się Tommy.

– A ten niski wyglądał tak, jakby cały czas był wściekły i… To on najbardziej cię bił, nawet wtedy, gdy zasłaniałeś głowę ramionami. A Bill odciągnął go od ciebie.

Tommy znów pokiwał głową.

– On pewnie nienawidzi każdego, kto żyje lepiej niż on. Sędzia umilkł zaskoczony, lecz zaraz ciągnął dalej.

– A Olivia? Jej rozgoryczenie nie ma końca, prawda?

– Dlaczego ona stała się taka, dziadku?

– Nie wiem, Tommy. A chciałbym. – Kilkanaście najrozmaitszych pod względem psychologicznym osobowości przewinęło się przez umysł sędziego, ale wszystkie je wykluczył. – Wydaje mi się, że w toku dorastania w każdym człowieku rozwija się miłość, nienawiść i wszystkie inne uczucia. Ale ona, gdzieś po drodze, zagubiła pozytywne emocje i pozostały w niej same złe.

– Jak u Grincha.

Sędzia roześmiał się głośno.

– Dokładnie. Zupełnie tak samo, jak u Grincha. Tommy uśmiechnął się:

– Który urodził się z sercem za małym o dwa numery.

Sędzia przytulił dziecko. Po chwili Tommy uwolnił się z jego objęć.

– Myślę, że powinniśmy wrócić do pracy przy ścianie – powiedział tonem, jakby to była tajemnica wojskowa.

– Jeśli masz chęć – zgodził się sędzia.

Chłopiec potarł ramię, na którym coraz wyraźniej widać było sińce.

– I siłę – dodał. Podszedł do miejsca, które obdrapywał poprzedniego dnia, po czym odwrócił się i uśmiechnął do dziadka.

– Naprawdę czuję, jak dmucha zimne powietrze. Zobaczysz, dziadku, wydostaniemy się stąd. Jestem pewny.

Starszy pan pokiwał głową, patrząc jak Tommy próbuje obluzować kolejną deskę. Sędzia Pearson osunął się na podłogę obok wnuka i oparł się o ścianę. Przymknął oczy i odczuł nagle ogromne wyczerpanie. Odporność chłopca dodała mu sił i otuchy. Chciało mu się spać, ale wiedział, że to niemożliwe, że nie może spuścić wzroku z Tommy'ego, aby przyjść mu z pomocą, gdyby znów chcieli go związać. Z trudem trzymał oczy otwarte, walcząc ze zmęczeniem. Tommy popatrzył na niego.

– Dlaczego nie odpoczniesz trochę, dziadku. Nic mi się nie stanie. Starszy pan potrząsnął głową, ale nieco odprężył się. Przymknął oczy i pomyślał o swojej własnej młodości. Przypomniał mu się moment, kiedy walczył z pewnym łobuzem z sąsiedztwa. Ile miał wtedy lat? Dokładnie nie pamiętał. Ale widział siebie samego, chudego, żylastego, stale umorusanego, w porozdzieranym ubraniu – co zawsze martwiło matkę. Uśmiechnął się. Jak ten chłopak się nazywał? Nazwisko dobrze do niego pasowało, coś jakby Bull czy Biff. Bill się na boisku po lekcjach. Był wiosenny, ciepły dzień, lekki wietrzyk poruszał zielonymi gałązkami. Na języku poczuł smak krwi i piachu. Ten Butch czy Biff solidnie go sprał, kilka razy powalił go na ziemię, rozkrwawiając mu nos, wybijając ząb. Otrzymał tyle razów, że w końcu starszemu i większemu chłopakowi zrobiło się głupio. Pamiętał, że łzy płynęły mu po twarzy, kiedy podnosił się i znowu próbował walczyć, aż wreszcie Butch czy Bill przewrócił go na ziemię i odszedł.

Otworzył oczy i zobaczył swojego wnuka.

Miał ochotę roześmiać się głośno. To chyba muszą być geny, pomyślał.

Wspomniał setki spraw kryminalnych, jakie rozpatrywał. Problem polegał na tym, że rzadko zwycięstwo lub porażka na sali sądowej oznaczało to samo w prawdziwym życiu. Miałem do czynienia z różnymi postaciami winy i niewinności, różnymi poziomami sukcesu bądź kieski. Człowiek oskarżony o przestępstwo pierwszego stopnia skazywany był za przestępstwo drugiego stopnia dzięki porywającej mowie obrońcy: dla niego był to sukces, dla rodziny ofiary – porażka. Podobnie rzecz się przedstawiała z pijanym kierowcą, uniewinnionym od zarzutu spowodowania śmiertelnego wypadku, ponieważ policjant z drogówki zapomniał zaznajomić go z jego prawami, zanim przeprowadził badanie trzeźwości; tu prawo zostało podane na tacy winnemu, okradzeni zaś zostali z niego przez czyjeś zaniedbanie ci, którzy przeżyli. Rabuś, oskarżony o włamanie z bronią w ręku, ponieważ broń została odnaleziona podczas przeprowadzonej nielegalnie rewizji; jedna rzeczywistość zmienia się w inną pod wpływem sztywnego przestrzegania przepisów. To właśnie było powszedniością w sądzie kryminalnym. Wszystko to był teatr, gdzie każda ze stron próbuje przeforsować własną wersję prawdy. Było to miejsce zimne, bezduszne, wypełnione setkami drobnych kłamstw próbujących stworzyć jedną, jedyną prawdę.

Rozejrzał się dokoła, wzrokiem powiódł po poddaszu: To właśnie jest prawda, pomyślał. Pomieszczenie w niczym nie przypominało odległej, majestatycznej sali sądowej. Potrząsnął głową. Przez całe te lata słyszałem, jak ludzie mówią o tych okropieństwach, a nie wiedziałem, jak to jest naprawdę. Przypomniał sobie falę strachu, jaka zalała go, gdy Olivia podniosła pistolet i wystrzeliła w stronę Tommy'ego. Ogarnęło go poczucie winy, ścisnęło go w żołądku. Powinienem był skoczyć na nią, zanim zdążyła strzelić. Powinienem zasłonić Tommy'ego własnym ciałem. Myśl o tym, jak blisko był klęski, spowodowała głośne bicie serca. Zaraz jednak uzbroił się w odwagę.

Następnym razem będę gotowy.

Uśpili moją czujność, uznał. Zacząłem już nawet przyzwyczajać się do tego ciasnego więzienia, do myśli, że zjawi się ktoś, kto uwolni nas dotknięciem różdżki czarodziejskiej. Co się ze mną stało? Tommy miał rację od samego początku. Jesteśmy żołnierzami, a oni są naszymi wrogami.

Popatrzył na chłopca. Masz całkowitą rację. Musimy ratować się sami.

Sędzia podniósł raptownie głowę. Do drzwi strychu zbliżały się czyjeś kroki. Zwrócił się do Tommy'ego, ale dziecko już było w trakcie zacierania śladów swojej działalności.

Wrócili obaj na prycze czekając na wejście "gościa".

Megan jechała z dużą szybkością ulicami przedmieścia, ogarnięta falą gniewu: Zrobiliśmy to. A teraz gdzie, do diabła, oni są. Dlaczego nie dzwonią?

Zaciskając mocniej dłonie na kierownicy weszła w podwójny zakręt, wciskając gaz przy wyjeździe na prostą, tak jakby swój niepokój wlewała wprost do silnika samochodu, dodając szybkości, nie była przyzwyczajona do takiej jazdy. Zacisnęła szczęki, wsłuchując się w pisk opon na kolejnym ostrym zakręcie. Przypomniała sobie bladą twarz Duncana, kiedy wrócił zeszłej nocy do domu, swój strach, że nie udało mu się, a po chwili lęk, że mu się udało. Położył neseser z pieniędzmi na stole w kuchni i powoli poduczył zysk z rabunku.

– Zrobione – powiedział.