– Nie – powiedziała – nie. Nic nie jest zrobione, póki nie odzyskamy Tommych.
Skinął głową i odparł:
– Cóż, przynajmniej zrobiliśmy początek.
Potem opowiedziała mu o włamaniu i dewastacji pokoju bliźniaczek. Większą część poprzedniego wieczora spędziły na porządkowaniu, czekając na powrót Duncana.
Przytulił dziewczynki, które zdołały już otrząsnąć się z szoku, i powiedział:
– Wszystko będzie dobrze.
Megan była tego samego zdania. Trudno jej było wierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.
Myślała wyłącznie o Olivii, o jej wyobraźni. Miotały nią sprzeczne emocje. Wiedziała, że Olivia nasłała swojego człowieka, żeby zdemolował pokój bliźniaczek. To było częścią jej planu: zniszczyć i zburzyć nasze normalne życie, a następnie zrujnować nasz spokój, zmusić do uległości. Akcja na bank w Lodi była akcją polityczną. Wyobraziła sobie Olivię stojącą w progu tuż przed wyruszeniem na akcję – arogancko i w zadufaniu pouczającą swój oddział.
Megan uśmiechnęła się szyderczo: zbyt często, suko, słyszałam twoje gadanie. Rano, w południe i wieczorem, na każdym tajnym zgromadzeniu i publicznym zebraniu. Nawet nie przyszło by ci do głowy zmienić ton.
Omal nie przeoczyła wjazdu na miejskie śmietnisko. Musiała ostro skręcić, omal nie straciła kontroli nad kierownicą, kiedy zarzuciło ją w sypkim żwirze podjazdu. Opanowała samochód i pojechała w kierunku wysypiska. Przy wjeździe stał mały domek. W środku siedział starszy człowiek, paląc papierosa i czytając National Enguirer. Machnął Megan, żeby przejechała, widząc odpowiednią plakietkę na oknie samochodu. Nie zwrócił na nią większej uwagi, co miało swoje plusy. Podjechała do hałdy śmieci jak było można najbliżej. Odór unosił się w zimnym powietrzu. Zatrzymała samochód i wyszła na zewnątrz, starając się oddychać ustami.
W bagażniku mała trzy zielone, plastikowe worki. W jednym znajdowało się przebranie Duncana i przybory, których używał podczas rabunku. Drugi zawierał ubranie, które bliźniaczki znalazły na podłodze w swoim pokoju. Megan natychmiast zgodziła się z nimi, żeby wyrzucić wszystko, czego dotykał włamywacz. W trzecim worku były zwykłe śmieci. Przejrzała je wcześniej dokładnie, by upewnić się, że nic, koperta czy jakieś opakowanie pocztowe, nie powiąże go z pozostałymi workami.
Wyjęła je, sprawdziła, czy są dobrze pozaklejane, i każdy po kolei ciskała na śmietnisko, tak daleko jak tylko zdołała. Dyszała z wysiłku, ale była zadowolona, że udało jej się rzucić worki aż tak daleko. Wydawało się, że zostały połknięte przez setki podobnych, cuchnących opakowań.
Teraz wszystko w porządku, powiedziała do siebie. Otarła ręce o płaszcz. Wrócę do domu i będę czekać na Olivię.
Megan nie powiedziała Duncanowi ani bliźniaczkom o swoich poszukiwaniach. Nie była pewna; wiedziała tylko, że po godzinach ślęczenia nad listą domów wynajętych w ciągu ostatnich paru miesięcy i stwierdzania, które z nich wciąż są zajęte, ustaliła kilkanaście ewentualnych adresów. Następnie naniosła je na szczegółową mapę okolicy, nie bardzo jednak wiedziała co ma teraz z tym wszystkim zrobić. Po kolei odrzucała różne pomysły. Trudno jej było uwierzyć, że Olivia poda im sposób przekazania pieniędzy, że odda im zakładników, że tak właśnie się stanie. Ale im bardziej uparcie wmawiała to sobie, tym bardziej słabło jej przekonanie, że będzie właśnie tak.
Duncan czekał na nią w drzwiach frontowych. Odezwał się, zanim zdążyła zadać pytanie.
– Nie, jak dotąd nic. Ani słowa.
– Cholera – zaklęła Megan. – Jak myślisz, na co czekają? – Spojrzała na zegarek. – Jest już prawie czwarta. Niedługo zacznie się ściemniać. Myślisz, że chcą dokonać zamiany w nocy?
– Nie wiem. Może ona chce jeszcze trochę podrażnić się z nami. Jest sadystką. Pewnie uważa, że nasze oczekiwanie jest zabawne.
– Niech ją szlag.
– Wiem.
Megan przyszła do głowy niefortunna myśclass="underline"
– Myślisz, że ona wie? To znaczy, skąd ona może wiedzieć, że mamy pieniądze? Że jesteśmy gotowi?
– Powiedziała, że będzie wiedziała. Może obserwowała bank i widziała, jak wychodzę ostatniej nocy. A może będzie zgadywać. Zresztą nie ma różnicy – dzisiaj mija jej termin. My go dotrzymaliśmy.
Duncan chodził nerwowo. Megan patrzyła na niego.
– Myślisz… – zaczęła.
– Nie wiem.
– …że ona…
– Co? – przerwał Duncan. – Kto wie co jej chodzi po głowie? Wiem tylko tyle, że ona zaaranżuje w jakiś sposób odebranie pieniędzy, a ja zażądam, żeby oddała nam jednocześnie obu Tommych. Tylko tyle. Dalej nie jestem w stanie planować. Obrabowanie własnego banku wyczerpało już moje możliwości myślenia – dodał sarkastycznie. – A skoro już to zrobiłem, co mogę więcej? Musimy czekać!
Duncan powlókł się do kuchni, gdzie rozejrzał się bezradnie. Megan udała się za nim.
– Przepraszam – powiedziała.
Zacisnął pięści, po chwili rozluźnił je nieco.
– To nic. Niczyja wina. To ja przepraszam. Skinęła głową.
– Co my zrobiliśmy? – zapytała raptownie. Duncan na nią spojrzał zdziwiony.
– Co masz na myśli?
– Co zrobiliśmy? Czy straciliśmy wszystko? Pokiwał twierdząco głową.
– Nic. – Spojrzał na nią i roześmiał się. – To tylko pieniądze.
– Co ty…
– Właśnie. Tylko pieniądze. Spłacimy je, chociaż może pójdę do więzienia, ale to tylko pieniądze. W tym jednym Olivia od samego początku nie ma racji; myśli, że one wciąż są dla nas najważniejsze.
Duncan uśmiechnął się kwaśno i kontynuował:
– …Ale pozwólmy jej tak myśleć. Że to, co się dla nas liczy, to tylko pieniądze, samochody, posiadłości, giełda i tak dalej. Wtedy wszystko będzie wyglądać prościej, naprawdę. Niech tylko oni wrócą. Wyniesiemy się stąd.
Megan przytaknęła.
– I tak wszystko się zmieni – skonstatował Duncan. – Uświadomiłem to sobie wychodząc z banku. Nie jesteśmy tacy sami, jak w sześćdziesiątym ósmym ani w osiemdziesiątym szóstym. Jesteśmy innymi ludźmi. Jeśli tylko uda nam się odzyskać rodzinę, to myślę, że wszystko się dobrze ułoży.
Megan spojrzała na niego.
– Nie wierzysz mi? – zapytał. Pokręciła głową. Uśmiechnął się.
– Cóż, ja też sobie nie wierzę. Usiedli oboje przy kuchennym stole.
– Czy to nie zabawne wygadywać kompletne niedorzeczności i czuć się dzięki temu i lepiej, i gorzej zarazem? – Przez chwilę Duncan ukrył twarz w dłoniach, jakby chowając się przed czymś, i Megan przypomniała sobie, jak zakrywał oczy bawiąc się w chowanego najpierw z bliźniaczkami, potem z Tommym, cierpliwie, całymi godzinami. Do jej oczu napłynęły łzy.
Duncan podniósł głowę.
– Ostatniej nocy, w banku, czułem się jak we śnie. Byłem sam. I to wpychanie pieniędzy do teczki… – Odchylił się na krześle spoglądając w górę. – Czułem się tak, jakby coś pękło we mnie. Pękło na pół. – Przez chwilę milczał, zastanawiając się nad swoimi słowami, po czym dodał: – Pewnie powinienem wygłosić teraz mowę o poświęceniu, zmienności, obowiązku, miłości i innych bzdurach. Ale nie jestem w stanie. Chcę tylko, żeby zadzwonił telefon.
Megan nie odezwała się. Siedzieli oboje w milczeniu, wpatrzeni w telefon, spoglądając od czasu do czasu w okno, w gasnące szybko światło dnia. Razem z nim w mrok zapadały ich nadzieje.
Olivia Barrow spojrzała na sędziego Pearsona i jego wnuka.
– Powinnam przeprosić was i powiedzieć, że żałuję, że musiałam to zrobić – odezwała się – ale wiem, że mi nie uwierzycie, więc nie powiem tego.
Sędzia patrzył na nią bez słowa. Ręce związane miał sznurem, który oplatał także jego kostki. Czuł, jak jego mięśnie i stawy stają się z każdą minutą coraz bardziej zesztywniałe. Tommy siedział obok skrępowany w podobny sposób.