Выбрать главу

Powoli, posługując się wyszkoloną przez Bene Gesserit zdolnością wykrywania znaczących szczegółów, przeglądała morze ludzi. Widać w nim było matowoszare kaptury filtrfraków — stroje Fremenów z głębokiej pustyni. Gdzieniegdzie znajdowały się rozproszone grupki bogatych handlarzy, bez kapturów, w lekkich strojach, by wystawić na pokaz swe lekceważenie dla utraty wody w rozprażonym powietrzu Arrakin… Była też delegacja Wspólnoty Wiernych w zielonych szatach i ciężkich kapturach, stojąca z boku w aurze świętości własnej grupy.

Tylko wtedy, gdy przenosiła wzrok nad tłum, sceneria stawała się podobna do tej, jaka witała pierwsze przybycie książęcej pary. Jak dawno to było? Ponad dwadzieścia lat temu. Nie lubiła myśleć o minionych chwilach, dniach i latach. Czas zalegał w niej jak balast, tak jak gdyby lata spędzone z dala od tej planety nigdy się nie zdarzyły.

„Ponownie w paszczę smoka” — pomyślała.

Tu, na równinie, jej syn wydarł Imperium z rąk zmarłego Szaddama IV. Konwulsja historii odcisnęła to miejsce w ludzkich umysłach i wierzeniach.

Usłyszała niespokojne szepty tuż za sobą i znowu westchnęła. Muszą czekać na ociągającą się Alię. Dostrzegła jej świtę przedzierającą się przez tłum i tworzącą w nim ludzką falę, kiedy klin Gwardii Królewskiej otwierał przejście.

Jessika raz jeszcze zbadała wzrokiem okolicę. Uważnemu spojrzeniu nie umknęła żadna istotna różnica. Do wieży kontrolnej lądowiska dodano kazalnicę. A daleko po lewej, za równiną, widać było stos plastali, z której Paul zbudował fortecę — swoją sicz nad piaskiem. Była to najbardziej gigantyczna pojedyncza konstrukcja, jaką kiedykolwiek wybudowała ręka człowieka. Całe miasta mogły znaleźć się w jej murach i jeszcze pozostałoby wolne miejsce. Teraz mieściła najpotężniejszą rządzącą siłę w Imperium, Wspólnotę Wiernych Alii, powstałą po śmierci jej brata.

„Coś musi się zacząć dziać” — pomyślała Jessika.

Delegacja Alii osiągnęła próg rampy i przystanęła w oczekiwaniu. Jessika rozpoznała rysy Stilgara. „Boże, odwróć cios!” Poza tym księżna Irulana kryjąca swą dzikość w uwodzicielskim ciele, pod grzywą złotych włosów wystawionych na zbłąkane powiewy wiatru. Wydawało się, że Irulana nie postarzała się ani o jeden dzień. I oto na ostrzu klina stała Alia, z rysami zuchwale młodzieńczymi, oczyma spoglądającym w górę, w cienie luku. Usta Jessiki zacisnęły się w prostą linię, gdy wpatrzyła się w twarz córki. Przygniatający ból zapulsował w jej ciele, gdy wsłuchała się w przybój odczuć ze swego wnętrza. Plotki sprawdziły się. To straszne! Straszne! Alia weszła na zakazaną drogę. Dowód był widoczny dla każdego wtajemniczonego. Paskudztwo!

W ciągu kilku chwil, jakie zabrało jej odzyskanie równowagi, zrozumiała, jak silną żywiła nadzieję, iż pogłoski okażą się fałszywe.

„Co z bliźniętami? — zadała sobie pytanie. — Czy też są zgubione?”

Powoli, jak przystało matce boga, Jessika wynurzyła się z cienia na skraj rampy. Poinstruowana świta pozostała z tyłu. Kilka następnych chwil zadecyduje o wszystkim. Jessika stanęła sama, wystawiona na widok tłumu. Usłyszała, jak Gurney Halleck kaszle za nią nerwowo. Gurney sprzeciwiał się takiej ceremonii przybycia: „Nawet bez tarczy? Na Boga, kobieto! Jesteś szalona!”

Lecz do najbardziej cennych zalet Gurneya należało też posłuszeństwo. Mówił, co miał do powiedzenia, a później dostosowywał się. Teraz też tak było.

Kiedy Jessika pojawiła się, ludzkie morze wydało dźwięk podobny do syku gigantycznego czerwia. Podniosła ramiona w geście błogosławieństwa. Z licznymi grupkami spóźnionych, lecz wciąż jak jeden olbrzymi organizm, ludzie opadli na kolana. Nawet oficjalna świta ukorzyła się.

Jessika odnotowała miejsca, gdzie zwlekano z oddaniem hołdu, i przypomniała sobie, że także inne oczy poza nią, oczy agentów ukrytych w ciżbie zapamiętywały doraźną mapę, przy pomocy której zamierzały wyłapać zwlekających.

Jessika wciąż stała z podniesionymi ramionami, kiedy wyłonił się Gurney i jego ludzie. Zbiegli błyskawicznie w dół rampy, ignorując przestraszone spojrzenia oficjalnej ekipy, i rzucili się w wąskie przejście. Kilka z ich ofiar dojrzało wcześniej niebezpieczeństwo i usiłowało uciec. Z tymi było najłatwiej: ciśnięty nóż, dusicielska pętla i uciekinierzy padali. Innych, zataczających się, wyciągnięto z ciżby ze związanymi rękoma.

Przez cały ten czas Jessika stała z wyciągniętymi ramionami, błogosławiąc swoją obecnością, utrzymując przybyłych w pokorze. Spostrzegła oznaki szerzącego się podniecenia. Znała pogłoskę, jaka poszła w tłum, ponieważ została zaszczepiona na jej polecenie: „Matka Wielebna wraca, by usunąć zwątpienie. Błogosławcie matkę naszego Pana!”

Gdy wszystko się skończyło — kilka martwych ciał pozostało na piasku, a jeńców odprowadzono do podziemnych składów pod wieżą lądowiska — Jessika opuściła ręce. Minęły może trzy minuty. Wiedziała, że to mało prawdopodobne, by Gurney i jego ludzie pochwycili któregokolwiek z prowodyrów, tych, którzy tworzyli najbardziej istotne zagrożenie. Ci byli czujni i ostrożni. Ale od pojmanych mogli prawdopodobnie uzyskać jakieś interesujące szczegóły.

Jessika opuściła ramiona i zachęceni tym ludzie podnieśli się na nogi.

Tak jakby nic się nie wydarzyło, zeszła sama po rampie, unikając córki i wymuszając na Stilgarze wzmożenie czujności. Czarna broda, ścieląca się wachlarzem na szyi filtrfraka, przetkana była pasmami siwizny, lecz spojrzenie Fremena miało tę samą intensywność wynikającą z braku białkówek, jaką zauważyła podczas pierwszego spotkania na pustyni. Stilgar zrozumiał, co się wydarzyło, i aprobował to. Stał tu prawdziwy fremeński naib, przywódca zdolny do krwawych czynów. Pierwsze wypowiedziane słowa były zupełnie w jego stylu:

— Witamy w domu, moja pani. Zawsze przyjemnie jest przyglądać się tak udanej akcji.

Jessika pozwoliła sobie na nikły uśmiech.

— Zamknij port, Stilgar. Niech nikt go nie opuści, dopóki nie przesłuchamy pojmanych.

— Już zrobione, moja pani — powiedział Stilgar. — Ludzie Gurneya i ja zaplanowaliśmy to razem.

— Zatem ci, którzy pomagali, byli twoimi ludźmi.

— Niektórzy z nich, pani.

Wyczuła ukryte zastrzeżenie i skinęła głową.

— Poznałeś mnie zupełnie nieźle w tamtych czasach, Stilgar.

— Jak raczyłaś mi raz powiedzieć, pani, należy obserwować tych, którzy przeżyli, i uczyć się od nich.

W tym momencie Alia postąpiła naprzód i Stilgar odstąpił na bok, podczas gdy Jessika zwróciła się ku córce.

Wiedząc, że nie ma sposobu, by ukryć to, czego się dowiedziała, Jessika nie próbowała się nawet maskować. Alia mogła odczytać najdrobniejsze szczegóły, kiedy chciała, równie dobrze jak jakakolwiek inna adeptka zakonu. Prawdopodobnie już wywnioskowała z zachowania lady Jessiki, co ta dostrzegła i jak to zinterpretowała. Były sobie wrogie tak, że w odniesieniu do nich słowo „śmiertelnie” dotykałoby tylko naskórka istoty uczuć.

Alia wybrała gniew jako najprostszą i najwłaściwszą reakcję.

— Jak ważyłaś się zaplanować coś takiego bez konsultacji ze mną? — zapytała z naciskiem, przysuwając twarz blisko do twarzy Jessiki.

Jessika przemówiła łagodnie:

— Tak jak właśnie usłyszałaś, Gurney nie wprowadził mnie w cały plan. Był pomyślany…

— I ty, Stilgarze! — powiedziała Alia, odwracając się do niego.

— Wobec kogo właściwie jesteś lojalny?

— Przysięgałem dzieciom Muad’Diba — rzekł sztywno Stilgar.