— Nie o tym chciałem rozmawiać. Próbuję cię zrozumieć, naprawdę. Valentine twierdzi, że jestem do ciebie podobny.
— Masz na myśli prawdziwą Valentine?
— Obie są prawdziwe.
— No cóż, jeśli jesteś do mnie podobny, to przestudiuj siebie i powiedz, co znalazłeś.
Patrząc na niego, Miro zastanawiał się, czy Ender mówi poważnie.
Ender klepnął go w kolano.
— Naprawdę nie jestem już tam potrzebny — rzekł.
— Sam w to nie wierzysz. Nawet przez sekundę…
— Ale wierzę, że wierzę — zapewnił Ender. — Jak na mnie to całkiem nieźle. Proszę cię, nie rozwiewaj moich złudzeń. Nie jadłem jeszcze śniadania.
— Nie. Wykorzystujesz fakt, że rozdzieliłeś się na trzy części. Ta tutaj, ten podstarzały mężczyzna, może sobie pozwolić na całkowite poświęcenie dla żony… jedynie dlatego, że ma dwie młode kukiełki, wykonujące pracę, która naprawdę go interesuje.
— Wcale mnie nie interesuje — odparł Ender. — Nie obchodzi mnie.
— Ciebie jako Endera nie obchodzi, ponieważ wszystkim zajmujesz się ty jako Peter i Valentine. Ale z Valentine nie jest najlepiej. Nie dbasz dostatecznie o to, co ona robi. Dzieje się z nią to, co z moim dawnym kalekim ciałem. Wolniej, ale to samo. Tak uważa. Myśli, że to możliwe. Ja również. I Jane.
— Powiedz Jane, że ją kocham. I że mi jej brakuje.
— To ja ją kocham, Enderze. Ender skrzywił się.
— Gdyby mieli cię rozstrzelać, Miro, przed egzekucją opiłbyś się wody, żeby po śmierci musieli przenosić ciało zalane moczem.
Miro nie pozwolił się zwieść zaczepkom Endera.
— Valentine nie jest snem ani iluzją — oświadczył. — Jest prawdziwa, a ty ją zabijasz.
— Bardzo dramatycznie opisujesz tę sytuację.
— Gdybyś widział, jak dziś rano wyrwała sobie pasmo włosów…
— Dość teatralny gest, jak rozumiem. No cóż, ty również miałeś skłonności do teatralnych gestów. Nie dziwi mnie, że dałeś się przekonać.
— Andrew, próbuję ci wytłumaczyć, że musisz… Twarz Endera nabrała nagle surowości. I choć Ender wcale nie mówił głośno, jego głos zagłuszył słowa Mira.
— Pomyśl trochę. Czy twoja decyzja, żeby przeskoczyć ze starego ciała do nowego modelu, była świadoma? Czy zastanowiłeś się i powiedziałeś sobie: „Hm… Nowe ciało jest o wiele lepsze, więc chyba pozwolę, żeby ten stary trup rozpadł się na molekuły”?
Miro zrozumiał natychmiast. Ender nie potrafił świadomie zapanować nad ukierunkowaniem swojej uwagi. Jego aiúa, choć była najbardziej wewnętrzną jaźnią, nie słuchała poleceń.
— Odkrywam, czego naprawdę chcę, obserwując, co robię — wyjaśnił Ender. — Wszyscy tak postępujemy, jeśli tylko uczciwie umiemy się do tego przyznać. Mamy jakieś uczucia, podejmujemy jakieś decyzje, ale w końcu spoglądamy wstecz na nasze życie i widzimy, jak niekiedy ignorowaliśmy te uczucia, a większość decyzji była pozorna, ponieważ w głębi serca postanowienia dawno już zapadły. Choćbyśmy świadomie nie zdawali sobie z tego sprawy. Nic nie poradzę, że część mnie, kierująca tą dziewczyną, w której towarzystwie przebywasz, nie jest tak ważna dla mojej jaźni, jak byś tego pragnął. Jak ona by potrzebowała. Nic nie mogę zrobić.
Miro skłonił głowę.
Słońce wzeszło nad drzewami. Światło zalało ławkę. Miro podniósł głowę i zobaczył, że promienie słońca zmieniły w aureolę rozczochrane po nocy włosy Endera.
— Czy czesanie jest wbrew klasztornym regułom? — zapytał.
— Ona cię pociąga, prawda? — powiedział Ender. Właściwie nie było to pytanie.
— I czujesz się trochę niepewnie wiedząc, że ona jest mną.
Miro wzruszył ramionami.
— To korzeń na ścieżce. Myślę, że potrafię nad nim przeskoczyć.
— A jeśli ty mnie nie pociągasz? — spytał z uśmiechem Ender. Miro rozłożył ręce.
— Nie do pomyślenia — stwierdził.
— Rzeczywiście, jesteś słodki jak króliczek. Nie wątpię, że młoda Valentine śni o tobie. Ja sam nic o tym nie wiem. Mnie nawiedzają tylko sny o wybuchających planetach i odchodzących w nicość ludziach, których kocham.
— Wiem, Andrew, że nie zapomniałeś tutaj o świecie. To miały być przeprosiny, ale Ender tylko machnął ręką.
— Nie mogę zapomnieć, lecz mogę go ignorować. Ignoruję ten świat, Miro. Ignoruję ciebie, ignoruję te moje dwie ożywione psychozy. W tej chwili staram się ignorować wszystko prócz twojej matki.
— I Boga — podpowiedział Miro. — Nie zapominaj o Bogu.
— Ani przez chwilę. Szczerze mówiąc, nie potrafię zapomnieć o nikim ani o niczym. Ale owszem, ignoruję Boga. Chyba że Novinha chce, bym go zauważał. Usiłuję stać się mężem, jakiego potrzebuje.
— Dlaczego, Andrew? Wiesz przecież, że mama jest całkiem obłąkana.
— Nic podobnego — zaprzeczył Ender z wyrzutem. — A jeśli nawet… tym bardziej powinienem.
— Co Bóg złączył, człowiek niech się nie waży rozłączać. Popieram to, filozoficznie, ale nie wiesz nawet…
Fala zmęczenia zalała Mira. Nie umiał znaleźć właściwych słów dla tego, co chciał wyrazić. Ponieważ — wiedział to — usiłował wytłumaczyć Enderowi, co to znaczy być Mirem Ribeira w tej właśnie chwili. Nie miał doświadczenia w określaniu własnych uczuć, a tym mniej w ich wyrażaniu.
— Desculpa — wymruczał. Przeszedł na portugalski, gdyż był to język dzieciństwa, język emocji. Odruchowo wytarł łzy cieknące po policzkach. — Se nao posso mudar nem voce, nao ha nada que possa, nada.
Jeśli nie potrafię nawet skłonić cię do zmiany, to nic już nie mogę zrobić.
— Nem eu? — odpowiedział Ender. — W całym wszechświecie, Miro, nie ma człowieka, którego trudniej zmienić niż mnie.
— Mama tego dokonała. Odmieniła cię.
— Nie, nie odmieniła. Pozwoliła mi tylko być tym, kim chciałem i powinienem się stać. Jak teraz, Miro. Nie mogę uszczęśliwić wszystkich. Nie mogę uszczęśliwić siebie, niewiele robię dla ciebie, a w wielkich sprawach też jestem właściwie bezużyteczny. Ale może zdołam uczynić szczęśliwą twoją matkę… a choćby szczęśliwszą, choćby na pewien czas. Spróbuję.
Ujął dłonie Mira i przycisnął do swojej twarzy. Kiedy je odsunął, nie były suche.
Wstał i odszedł w stronę słońca, do jasnego sadu. Z pewnością tak wyglądałby Adam, myślał Miro, gdyby nie zjadł owocu. Gdyby został, w rajskim ogrodzie. Przez trzy tysiące lat Ender prześlizgiwał się po powierzchni czasu. W końcu się związał z moją matką. Całe dzieciństwo próbowałem się od niej uwolnić, a on pojawia się i lgnie do niej…
A z kim ja jestem związany, oprócz niego? Z nim w ciele kobiety. Z nim kładącym garść włosów na kuchennym stole.
Miro wstawał już, kiedy Ender nagle odwrócił się i pomachał, żeby zwrócić jego uwagę. Miro ruszył ku niemu, ale Ender nie czekał. Zwinął dłonie przy ustach i krzyknął:
— Powiedz Jane! Jeśli wymyśli, jak to zrobić! Może sobie wziąć to ciało!
Dopiero po kilku sekundach Miro zrozumiał, że Ender mówi o młodej Val.
Ona nie jest tylko ciałem, ty egocentryczny niszczycielu planet. Nie jest starym ubraniem, które oddajesz, bo jest za ciasne albo moda się zmieniła.
Po chwili gniew minął i Miro uświadomił sobie, że właśnie to uczynił ze swoim starym ciałem. Odrzucił je bez namysłu.
A sam pomysł był intrygujący. Czy to możliwe? Gdyby jej aiúa mogła jakoś zamieszkać w młodej Val, czy ludzkie ciało pomieści dostateczną część umysłu Jane, by ją ocalić, kiedy Gwiezdny Kongres spróbuje wyłączyć ansible?
— Wy, chłopcy, jesteście tacy powolni — wymruczała mu Jane do ucha. — Rozmawiałam z Królową Kopca i Człowiekiem, próbowałam zrozumieć, jak to się dzieje, jak związać aiúa z ciałem. Królowe kopców dokonały tego kiedyś, stwarzając mnie. Ale nie wybierały wtedy konkretnej aiúa. Wzięły, co się pojawiło. Ja jestem bardziej wybredna.