Poduszkowiec przemknął obok pól amarantu, uprawianych przez robali pod porannym słońcem Lusitanii. Z oddali nadciągały już chmury, wypiętrzające się w górę bryły cumulusów. A przecież nie nadeszło jeszcze południe.
— Dlaczego nie jedziemy na statek? — spytała Val. Miro pokręcił głową.
— Znaleźliśmy już dość planet.
— Jane tak uważa?
— Jane dzisiaj się na mnie irytuje — odparł. — Czyli jesteśmy w równowadze.
Val przyglądała mu się z uwagą.
— Wyobraź sobie zatem moją irytację — rzekła. — Nie zadałeś sobie nawet trudu, żeby mnie spytać o zdanie. Czy tak mało znaczę?
Zerknął na nią.
— Ty umierasz. Próbowałem porozmawiać z Enderem, ale niczego nie osiągnąłem.
— Kiedy to prosiłam cię o pomoc? I jak właściwie chcesz mi teraz pomóc?
— Jadę do Królowej Kopca.
— Równie dobrze mógłbyś powiedzieć, że jedziesz do twojej matki chrzestnej, dobrej wróżki.
— Twój problem, Val, polega na tym, że jesteś całkowicie zależna od woli Endera. Jeśli przestanie się tobą interesować, znikniesz. No więc zamierzam sprawdzić, jak mogłabyś zyskać własną wolę.
Val roześmiała się i odwróciła wzrok.
— Jesteś taki romantyczny, Miro… Ale za mało myślisz.
— Poświęciłem sporo czasu, żeby to sobie przemyśleć. Tylko działanie na podstawie moich przemyśleń jest trudne. Które powinienem wziąć pod uwagę, a które zignorować?
— Działaj opierając się na pomyśle, żeby kierować poduszkowcem i go nie rozbić — poradziła Val.
Miro skręcił, wymijając budowany kosmolot.
— Wciąż robi następne — zauważył. — Chociaż mamy już dosyć.
— Może wie, że kiedy zginie Jane, skończą się dla nas loty do gwiazd. Im więcej statków, tym więcej zdołamy osiągnąć przed jej śmiercią.
— Kto może wiedzieć, co myśli Królowa Kopca? — mruknął Miro. — Obiecuje, ale nawet ona nie potrafi przewidzieć, czy jej przepowiednie się spełnią.
— Więc dlaczego chcesz się z nią spotkać?
— Królowe stworzyły kiedyś most, żywy most, którym połączyły swoje umysły z umysłem Endera Wiggina, kiedy był jeszcze chłopcem i ich najgroźniejszym przeciwnikiem. Przywołały z ciemności i umieściły gdzieś pośród gwiazd aiúa. Była to istota, która miała naturę królowych kopców, ale też naturę ludzkich istot, a zwłaszcza Endera Wiggina… o ile mogły go zrozumieć. Kiedy most nie był już potrzebny… kiedy Ender wybił je wszystkie, z wyjątkiem jednej, którą zostawiły w kokonie, żeby na niego czekała… ten most pozostał żywy między delikatnymi, ansiblowymi łączami ludzi, magazynując pamięć w małej, słabej sieci komputerowej pierwszych ludzkich placówek. Sieć się rozrastała, a wraz z nią rósł most, ta istota biorąca z Endera swoje życie i charakter.
— Jane — domyśliła się Val.
— Tak, to Jane. Chcę się dowiedzieć, jak przenieść aiúa Jane do ciebie.
— Wtedy będzie to Jane, nie ja.
Miro uderzył pięścią w joystick poduszkowca. Pojazd zakołysał się, potem wyrównał automatycznie.
— Sądzisz, że o tym nie myślałem? — zapytał Miro. — Ale teraz też nie jesteś sobą. Jesteś Enderem… Jesteś marzeniem Endera, jego potrzebą albo czymś podobnym.
— Nie czuję się jak Ender. Czuję się jak ja.
— Zgadza się. Masz własne wspomnienia. Własne doświadczenia. Reagujesz. Nic z tego nie zginie. Nikt nie jest świadom swojej najgłębszej woli. Nie zauważysz różnicy.
Roześmiała się.
— Widzę, że jesteś teraz ekspertem od tego, co się stanie po czymś, czego nikt jeszcze nigdy nie robił.
— Tak — zgodził się Miro. — Ktoś musi postanowić, w co wierzyć, i na tej podstawie podjąć działanie.
— A jeśli ci powiem, że nie chcę?
— A chcesz umrzeć?
— Mam wrażenie, że właśnie ty chcesz mnie zabić — oświadczyła. — Czy też, żeby być sprawiedliwą, chcesz popełnić mniejszą zbrodnię, odciąć mnie od mojej najgłębszej jaźni i zastąpić ją inną.
— Ty umierasz. Twoja jaźń cię nie chce.
— Miro, pojadę z tobą na spotkanie z Królową Kopca, bo uważam to za ciekawe doświadczenie. Ale nie pozwolę ci wymazać mnie, żeby ratować mi życie.
— No dobrze. — Miro westchnął. — Ponieważ reprezentujesz altruistyczną stronę natury Endera, wyjaśnię ci to inaczej. Jeśli zdołamy umieścić w twoim ciele aiúa Jane, wtedy ona nie umrze. Skoro nie umrze, to kiedy odetną komputerowe łącza, w których żyje, a potem podłączą je znowu, może wtedy potrafi znowu w nich zamieszkać. I może natychmiastowe loty kosmiczne nie będą musiały się skończyć. Zatem jeśli umrzesz, to umrzesz, by ratować nie tylko Jane, ale nie znaną dotąd w historii moc i swobodę rozprzestrzeniania. Nie tylko naszego, ale też królowych kopców i pequeninos.
Val milczała.
Miro obserwował trasę przed sobą. Jaskinia Królowej Kopca w nabrzeżu nad strumieniem zbliżała się z lewej strony. Zszedł tam już kiedyś w swoim starym ciele. Znał drogę. Oczywiście, wtedy był z nimi Ender; dlatego Miro mógł się porozumieć z Królową. Mówiła do Endera, a ci, którzy go kochali i podążali za nim, byli z nim filotycznie spleceni, więc słyszeli echo ich rozmowy. Ale czy Val nie była częścią Endera? Potrzebował jej, żeby rozmawiać z Królową Kopca, nie chciał, żeby Val rozpadła się jak jego stare, kalekie ciało.
Wysiedli i oczywiście Królowa ich oczekiwała: samotna robotnica stała u wejścia do jaskini. Wzięła Val za rękę i w ciszy poprowadziła w ciemność. Miro trzymał Val, Val ściskała odnóże niezwykłej istoty. Miro był przerażony, tak jak za pierwszym razem, ale Val wydawała się całkiem obojętna.
Może jej nie zależy? Jej najgłębsza jaźń jest jaźnią Endera, a Ender nie dba o to, co się z nią stanie. Dlatego jest nieustraszona. Chce tylko utrzymać związek z Enderem… przez co z pewnością zginie. Sądzi może, że Miro próbuje ją wymazać; jednak jego plan to jedyna szansa ocalenia czegokolwiek. Jej ciała. Jej wspomnień. Jej przyzwyczajeń i manieryzmów. Przetrwają. Pozostanie wszystko, czego była świadoma lub co pamiętała. Dla Mira oznaczało to, że jej życie będzie ocalone. I kiedy już nastąpi przemiana, Val sama mu podziękuje.
Jane także.
I wszyscy.
‹Różnica między tobą a Enderem› odezwał się głos w jego myślach ‹polega na tym, że kiedy Ender tworzy jakiś plan, by ratować innych, siebie i tylko siebie wystawia na ryzyko.›
— Nieprawda — odpowiedział Królowej Kopca Miro. — Zabił Człowieka. To Człowieka wystawił na ryzyko.
Człowiek był jednym z ojcowskich drzew rosnących tuż za bramą wioski Milagre. Ender zabił go powoli, żeby mógł zapuścić korzenie w glebie i przejść do trzeciego życia, zachowując swoje wspomnienia.
— Właściwie Człowiek nie umarł — przyznał po chwili Miro. — Ale umarł Sadownik i Ender mu na to pozwolił. A ile królowych zginęło w ostatniej bitwie między waszą rasą a Enderem? Nie opowiadaj mi, że Ender sam płaci swoje rachunki. On tylko pilnuje, żeby były spłacone przez tego, kto ma na to środki.
Królowa odpowiedziała natychmiast.
‹Nie chcę, żebyś mnie znalazł. Zostań w ciemności.›
— Ale nie chcesz też, żeby umarła Jane — przypomniał Miro.
— Nie podoba mi się jej głos w mojej głowie — szepnęła Val.
— Nie zatrzymuj się. Idź za robotnicą.
— Nie mogę. Ona… puściła moją rękę.