— Chcesz powiedzieć, że jesteśmy tu zagubieni? Val milczała. W ciemności mocno trzymali się za ręce, bojąc się postąpić choćby o krok w dowolnym kierunku. ‹Nie mogę zrobić tego, czego ode mnie żądasz.›
— Kiedy byłem tu poprzednio — przypomniał Miro — opowiedziałaś nam, jak wszystkie królowe kopców stworzyły sieć, żeby pochwycić Endera. Ale nie mogły, więc zbudowały most, przywołały z Zewnątrz aiúa, uczyniły z niej pomost i wykorzystały, żeby przemówić do Endera poprzez jego umysł, poprzez grę fantasy w komputerach Szkoły Bojowej. Kiedyś się wam udało: sprowadziłyście aiúa z Zewnętrza. Dlaczego nie możesz odnaleźć tej samej aiúa i umieścić jej gdzie indziej? Połączyć jej z czymś innym?
‹Most był częścią nas samych. Był w części nami. Wołałyśmy tę aiúa tak, jak wołamy aiúa, by tworzyć nowe królowe. Tobie chodzi o coś innego. Tamten pomost ma teraz pełną jaźń, nie jest wędrującym, wygłodniałym samotnikiem, spragnionym połączenia.›
— Mówisz tylko tyle, że chodzi o coś nowego. Nie wiesz, jak tego dokonać. Ale nie wiesz, czy to niemożliwe.
‹Ona nie chce, żebyś to zrobił. Nie możemy pomóc, jeśli ona sobie nie życzy, by to się stało.›
— A więc możesz mnie powstrzymać — mruknął Miro do Val.
— Ona nie mówi o mnie — odpowiedziała. ‹Jane nie chce kraść cudzego ciała.›
— To ciało Endera. Ma jeszcze dwa inne. To jest dodatkowe. Nawet on sam go nie chce.
‹Nie możemy. Nie zrobimy tego. Odejdź.› ’
— Nie możemy stąd wyjść po ciemku. Miro poczuł, że Val wyrywa mu rękę.
— Nie! — krzyknął. — Nie puszczaj! ‹Co robisz?›
Wiedział, że pytanie nie jest skierowane do niego. ‹Dokąd idziesz? W ciemności jest niebezpiecznie.› Miro usłyszał głos Val… z bardzo daleka. Musiała szybko się poruszać w atramentowym mroku.
— Jeśli ty i Jane tak się martwicie o moje życie — powiedziała — to przyślij Miro i mnie przewodnika. Kogo obchodzi, czy spadnę do jakiegoś szybu i skręcę kark? Nie Endera. Nie mnie. Z pewnością nie Mira.
— Nie ruszaj się! — krzyczał Miro. — Stój, Val!
Nagle poczuł, że jakaś dłoń szuka jego ręki. Nie… pazur. Chwycił przednie odnóże robotnicy, która poprowadziła go przez ciemność. Niezbyt daleko. Skręcili i stało się jaśniej, skręcili znowu i mogli już widzieć, jeszcze raz, i jeszcze, aż znaleźli się w komorze oświetlonej blaskiem wpadającym przez szyb sięgający powierzchni. Val już tam była, siedziała przed Królową.
Kiedy Miro widział Królową poprzednio, składała jaja — jaja, z których w procesie brutalnym, okrutnym i zmysłowym narodzić się miały nowe królowe. Teraz po prostu leżała na wilgotnej ziemi tunelu i jadła to, co dostarczał jej nieskończony szereg robotnic. Gliniane naczynia wypełnione mazią amarantu z wodą. Od czasu do czasu owoc, od czasu do czasu mięso. Ani chwili przerwy, robotnica za robotnicą. Miro jeszcze nigdy nie widział, nie wyobrażał sobie, żeby ktoś mógł tyle jeść.
‹A jak myślisz, z czego się biorą jaja?›
— Bez natychmiastowych lotów nie powstrzymamy floty — oświadczył Miro. — A oni lada dzień zabiją Jane. Odłączą sieć ansibli i ona umrze. Co wtedy? Na co przydadzą się twoje statki? Flota Lusitańska przyleci i zniszczy tę planetę.
‹We wszechświecie grożą nieskończone niebezpieczeństwa. Tym szczególnym nie powinieneś się martwić.›
— O wszystko się martwię. Wszystkim się przejmuję. Poza tym wykonałem swoje zadanie. Skończyłem. Znamy już dość planet. Więcej, niż zdołamy zasiedlić. Potrzebujemy więcej statków i więcej czasu, a nie kolejnych celów.
‹Jesteś głupcem? Czy sądzisz, że Jane i ja wysyłamy cię na próżno? Nie szukasz już światów do kolonizacji.›
— Naprawdę? A kiedy nastąpiła ta zmiana rozkazów? ‹Światy zdatne do zamieszkania to tylko dodatek. Produkt uboczny. ›
— Więc po co Val i ja zabijamy się od tygodni? Val zresztą dosłownie: ta praca jest tak nudna, że nie interesuje Endera, ona się rozpada.
‹To gorsze niebezpieczeństwo niż flota. Flotę już pokonaliśmy. Rozproszyliśmy się. Czy ma znaczenie, że zginę? Moje córki mają wszystkie moje wspomnienia.›
— Widzisz, Val? — Miro obejrzał się. — Królowa Kopca wie, twoje wspomnienia to ty sama. Jeśli one przetrwają, ty przeżyjesz.
— Akurat — odparła Val cicho. — A o jakim większym niebezpieczeństwie ona mówi?
— Nie ma gorszego — oznajmił Miro. — Po prostu chce, żebym odszedł, ale ja nie odejdę. Twoje życie warte jest ocalenia, Val. I życie Jane. I Królowej Kopca, jeśli to możliwe. Skoro Jane mogła być pomostem między Enderem i królowymi, to dlaczego Ender nie mógłby zostać pomostem pomiędzy Jane a tobą?
‹Jeżeli powiem, że spróbuję, czy wrócisz do swoich zadań?›
To był problem. Ender już dawno ostrzegł Mira, że Królowa Kopca uznaje swoje zamiary za fakty — tak samo jak wspomnienia. Ale kiedy zamiary się zmieniają, to nowe intencje są nowymi faktami i nawet nie pamięta, że kiedyś planowała coś innego. Dlatego też obietnice Królowej Kopca były pisane patykiem na wodzie. Dotrzymywała tylko takich, których dotrzymanie nadal uważała za sensowne.
Mimo to lepsza taka obietnica niż żadna.
— Spróbujesz?
‹Już w tej chwili próbuję odkryć, jak można tego dokonać. Naradzam się z Człowiekiem, Korzeniakiem i innymi ojcowskimi drzewami. Naradzam się ze wszystkimi swoimi córkami. Naradzam się z Jane, która uważa to wszystko za bzdurę.›
— A czy w ogóle masz zamiar mnie zapytać o zdanie? — wtrąciła Val.
‹Ty już odpowiadasz: tak.›
Val westchnęła.
— Chyba rzeczywiście — przyznała. — Gdzieś w głębi duszy, gdzie naprawdę jestem starym mężczyzną, który ma w nosie, czy jego młoda, nowa kukiełka przeżyje, czy zginie… Sądzę, że na tym poziomie naprawdę mi nie zależy.
‹Przez cały czas mówisz: tak. Ale się boisz. Boisz się, że utracisz to, co posiadasz, nie wiedząc, kim się staniesz.›
— Trafiłaś. I nie powtarzaj mi już tych głupich kłamstw, że nie przejmujesz się śmiercią, bo twoje córki mają wszystkie twoje wspomnienia. Też nie chcesz umierać i jeśli ocalenie Jane może ci uratować życie, spróbujesz.
‹Weź moją robotnicę za rękę i wyjdźcie do światła. Lećcie do gwiazd i wykonujcie swoje zadanie. A ja tutaj postaram się uratować ci życie. Życie Jane. Życie każdego z nas.›
Jane się dąsała. Miro próbował z nią rozmawiać w drodze powrotnej do Milagre, a potem do statku. Milczała jednak, podobnie jak Val.
— Więc to ja jestem ten zły — stwierdził Miro. — Żadna z was nie próbowała palcem kiwnąć w tej sprawie, ale że ja spróbowałem coś zrobić, jestem zły, a wy zostałyście ofiarami.
Val potrząsnęła głową i milczała.
— Umierasz! — zawołał, przekrzykując szum powietrza opływającego pojazd i huk silników. — Jane mają niedługo uśmiercić! Czy to cnota, zachować bierność w tej sytuacji? Czy ktoś nie może przynajmniej spróbować?
Val powiedziała coś, czego Miro nie usłyszał.
— Co? Odwrócił głowę.
— Mówiłaś coś, więc może powtórzysz? Głos, który mu odpowiedział, nie należał do Val. To Jane przemówiła mu do ucha.
— Powiedziała: nie możesz mieć jednego i drugiego naraz.
— Co to znaczy: jednego i drugiego? — Miro zwrócił się do Val, jakby to ona powtórzyła swoje słowa. Val spojrzała na niego.
— Chcesz ocalić Jane, żeby zachowała pamięć o całym swoim życiu. Nic ci nie da, jeśli przeniesiesz ją we mnie jako nieświadome źródło woli. Musi pozostać sobą, żeby mogła wrócić, kiedy znowu uruchomią sieć ansibli. Tak więc ja muszę zniknąć. Albo ja przetrwam, przetrwają moje wspomnienia i moja osobowość. Wtedy co za różnica, czy Ender, czy Jane kierują moją wolą? Nie możesz ocalić nas obu.