Выбрать главу

— Tak? Zdawało mi się, że o tym wiesz.

— Wiem. Bo cokolwiek innego jest nie do pomyślenia, a zatem jest niepoznawalne. Rzeczywistość, w której żyję, to rzeczywistość, w której ty możesz ocalić Jane, a ona może ocalić ciebie.

— Chcesz powiedzieć, że ty możesz ocalić nas obie.

— Ja zrobiłem już wszystko, co mogłem. Wszystko. Skończyłem. Poprosiłem Królową Kopca. Ona się nad tym zastanawia. Musi uzyskać twoją zgodę i zgodę Jane. Ale to już nie moja sprawa. Będę tylko obserwatorem. Albo zobaczę, że przeżyjecie, albo że umieracie.

— Przyciągnął ją do siebie i objął. — Chcę, żebyś żyła.

Pozostała w jego ramionach sztywna i obojętna. Po chwili ją puścił, odsunął się.

— Zaczekaj — powiedziała. — Zaczekaj, aż Jane dostanie to ciało, a potem rób z nim wszystko, na co ci ona pozwoli. Ale mnie nie dotykaj. Nie zniosę dotyku człowieka, który chce mojej śmierci.

Te słowa zbyt go zabolały, by mógł odpowiedzieć. Za bardzo, żeby mógł je przyjąć. Uruchomił silnik. Poduszkowiec uniósł się lekko, przechylił do przodu i ruszył. Okrążyli las do miejsca, gdzie ojcowskie drzewa o imionach Człowiek i Korzeniak znaczyły dawną bramę Milagre. Wyczuwał obecność Val obok siebie, jak człowiek kiedyś porażony prądem wyczuwa bliskość linii energetycznej. Nie dotyka jej, ale ona rozbudza mrowienie bólu, który w sobie niesie. Uczynił coś, czego nie da się cofnąć. Val myliła się, kochał ją i nie chciał jej śmierci, ale żyła w świecie, w którym on pragnął jej unicestwienia. I tego nie mogła mu wybaczyć. Mogą wspólnie jechać poduszkowcem, mogą wspólnie wyruszyć do kolejnego gwiezdnego systemu, ale już nigdy nie znajdą się w tym samym świecie. Tej świadomości nie mógł znieść, budziła ból, zbyt głęboki, by w tej chwili nawet go odczuwać. Pozostanie w nim, wiedział, i będzie go dręczył jeszcze przez lata. Ale teraz był niedostępny. Miro nie musiał analizować swoich emocji. Pamiętał je z dnia, kiedy stracił Ouandę, kiedy legł w gruzach sen o wspólnym życiu. Nie mógł o tym myśleć, nie mógł zaleczyć tej rany, nie mógł nawet rozpaczać po tym, co właśnie odkrył, o czym marzył i co znowu utracił.

— Ależ z ciebie męczennik — szepnęła mu do ucha Jane.

— Zamknij się i spadaj!

— Nie tak powinien się wyrażać człowiek, który chce być moim kochankiem.

— Nie chcę być twoim nikim — oświadczył Miro. — Nie ufasz mi nawet na tyle, żeby zdradzić, o co ci chodzi w tym naszym poszukiwaniu planet.

— Ty też mi nie powiedziałeś, co planujesz, kiedy jechałeś się zobaczyć z Królową Kopca.

— Wiedziałaś, co robię.

— Nie, nie wiedziałam — oznajmiła Jane. — Jestem bardzo inteligentna… o wiele bardziej niż ty i Ender, nie zapominaj o tym… ale wciąż nie potrafię odgadnąć waszych zamiarów; waszych, istot z mięsa, z tymi waszymi tak wychwalanymi „intuicyjnymi skokami”. Podoba mi się, jak czynicie cnotę z waszej głębokiej ignorancji. Zawsze działacie irracjonalnie, ponieważ do racjonalnego działania brakuje wam informacji. Ale nie lubię, kiedy mówisz, że jestem nieracjonalna. Nigdy nie jestem. Nigdy.

— Na pewno masz rację — odparł bezgłośnie Miro. — Masz rację we wszystkim. Zawsze masz rację. Idź sobie.

— Już mnie nie ma.

— Nie, zostaniesz. Dopóki mi nie powiesz, o co chodzi z moimi i Val wyprawami. Królowa Kopca twierdzi, że światy nadające się do kolonizacji to tylko produkt uboczny.

— Bzdura — stwierdziła Jane. — Potrzebujemy więcej niż jednej planety, jeśli chcemy mieć pewność, że zdołamy ocalić dwie nieludzkie rasy. Nadmiarowość.

— Ale posyłasz nas bez przerwy.

— Ciekawe, prawda?

— Mówiła, że chodzi o niebezpieczeństwo większe niż Flota Lusitańska.

— Sprytnie to wymyśliła.

— Powiedz — poprosił.

— Jeśli ci powiem, możesz nie polecieć.

— Uważasz mnie za tchórza?

— Ależ skąd, mój dzielny chłopczyku. Mój śmiały i piękny bohaterze.

Nie znosił, kiedy tak się do niego zwracała, nawet w żartach. A w tej chwili nie miał ochoty na żarty.

— Więc czemu uważasz, że nie chciałbym lecieć?

— Uznałbyś, że zadanie cię przerasta — wyjaśniła Jane.

— A przerasta?

— Prawdopodobnie. Ale przecież ja będę przy tobie.

— A gdyby nagle cię zabrakło?

— No cóż, musimy podjąć ryzyko.

— Wytłumacz mi, co robimy. Na czym polega nasza misja.

— Och, nie bądź głuptasem. Zgadniesz, jeśli się chwilę zastanowisz.

— Nie lubię zagadek, Jane. Powiedz.

— Zapytaj Val. Ona wie.

— Co?

— Szuka dokładnie takich danych, jakie są mi potrzebne. Musi wiedzieć.

— To znaczy, że wie Ender — stwierdził Miro. — Na pewnym poziomie.

— Podejrzewam, że masz rację. Chociaż Ender nie jest już dla mnie tak interesujący i niewiele mnie obchodzi, co wie.

Tak, Jane, jesteś taka racjonalna…

Musiał z przyzwyczajenia subwokalizować tę myśl, ponieważ odpowiedziała mu, tak jak odpowiadała na jego świadome uwagi.

— Powiedziałeś to ironicznie — rzekła. — Twoim zdaniem tylko mówię, że Ender już mnie nie interesuje, bo moje uczucia rani świadomość, że wyjął z ucha klejnot. Ale w rzeczywistości Ender nie jest już źródłem danych i nie uczestniczy w pracy, którą próbuję wykonać. Dlatego zwyczajnie przestałam się nim interesować. Chyba że tak, jak ktoś pragnie czasem usłyszeć, co słychać u starego przyjaciela, który wyjechał.

— Moim zdaniem brzmi to jak racjonalizacja po fakcie — stwierdził Miro.

— A po co w ogóle wspominałeś o Enderze? — spytała Jane. — Czy ma znaczenie jego wiedza o zadaniu, jakie wykonujecie z Val?

— Tak, ponieważ Ender przestał się nią interesować i Val się rozpada. A twierdzisz, że zna sens naszej misji, która przecież dotyczy zagrożenia większego niż Flota Lusitańska.

Chwila milczenia. Czy Jane naprawdę zastanawiała się nad odpowiedzią tak długo, że opóźnienie było dostrzegalne dla człowieka?

— Przypuszczam, że Val jednak nie wie — oświadczyła w końcu. — Myślałam, że zgadła, ale teraz widzę, że mogła mi podawać dane, które uznała za istotne z powodów zupełnie nie powiązanych z waszą misją. Tak, masz rację. Nie wie.

— Czyżbyś przyznawała, że się pomyliłaś? Przyznajesz, że wyciągnęłaś fałszywe, irracjonalne wnioski?

— Kiedy otrzymuję dane od ludzi, moje racjonalne wnioski bywają błędne, ponieważ opierają się na fałszywych przesłankach.

— Jane… — odezwał się Miro. — Straciłem ją, prawda? Czy przeżyje, czy umrze, czy zdołasz zamieszkać w jej ciele, czy też zginiesz w kosmosie lub gdzie tam mieszkasz, nigdy mnie już nie pokocha. Prawda?

— Nie mnie powinieneś pytać. Ja nigdy nikogo nie kochałam.

— Kochałaś Endera.

— Poświęcałam mu wiele uwagi i byłam zdezorientowana, kiedy wiele lat temu rozłączył się ze mną po raz pierwszy. Od tego czasu zdążyłam naprawić ten błąd i z nikim nie wiążę się tak blisko.

— Kochałaś Endera — powtórzył. — Wciąż go kochasz.

— Ależ z ciebie mądrala… Twoje życie uczuciowe to politowania godny ciąg żałosnych porażek, ale o moim wiesz wszystko. Najwyraźniej lepiej sobie radzisz ze zrozumieniem procesów emocjonalnych całkowicie odmiennych istot elektronicznych niż ze zrozumieniem, powiedzmy, siedzącej obok ciebie kobiety.

— Trafiłaś — przyznał Miro. — To właśnie historia mojego życia.

— Wyobraziłeś sobie także, że ciebie kocham.