Выбрать главу

Peter przyglądał jej się w milczeniu. Wang-mu czuła, że ocenia ją na nowo, godzi się z faktem, że jednak potrafi myśleć, że może być choćby marginalnie użyteczna. Brawo, Peter, pomyślała. Jakiż jesteś sprytny: zauważyłeś w końcu, że umiem myśleć analitycznie, nie tylko intuicyjnie, gnomicznie i mantyczenie, chociaż wcześniej uznałeś, że tylko do tego się nadaję.

Peter wstał z fotela.

— Chodźmy się z nią spotkać. I ją cytować. I spierać się z nią.

* * *

Królowa Kopca leżała nieruchomo. Na dzisiaj zakończyła już składanie jaj. Robotnice spały w ciemności, choć wcale nie ciemność unieruchomiła je w głębi jaskini, tylko chęć królowej, by zostać sama w swoim umyśle, by odsunąć na bok tysiące wezwań oczu i uszu, ramion i nóg robotnic. Wszystkie przynajmniej od czasu do czasu wymagały jej uwagi. Jednak sięgnięcie umysłem i wędrówka po sieciach, które ludzie nauczyli ją nazywać ‹filotycznymi›, wymagała całego potencjału myśli. Pequenino, ojcowskie drzewo imieniem Człowiek, wyjaśnił jej, że w jednym z ludzkich języków słowo to miało jakiś związek z miłością. Połączenia miłosne. Ale Królowa Kopca wiedziała, co to znaczy. Miłość to szaleńcze spółkowanie trutni. Miłość to geny wszystkich istot, żądające, żeby się mnożyć, mnożyć, mnożyć. Filotyczne sploty to coś innego. Mają składową wolnej woli, jeśli tylko istota jest prawdziwie świadoma. Może wtedy skierować swoją lojalność, gdzie zechce. To coś więcej niż miłość, ponieważ stwarza nie tylko przypadkowe potomstwo. Kiedy lojalność wiązała istoty ze sobą, stawały się czymś większym, czymś nowym, całym i niewytłumaczalnym.

‹Ja na przykład związana jestem z tobą› powiedziała Człowiekowi, otwierając ich dzisiejszą konwersację. Co noc rozmawiali w ten sposób, umysł z umysłem, choć nigdy się nie spotkali. Nie mogli — ona zawsze tkwiła w mroku swego domu, on zapuścił korzenie u wrót Milagre. Ale rozmowy umysłów były prawdziwsze niż toczone w dowolnym języku. Poznali się lepiej, niż gdyby używali zwykłego wzroku i dotyku.

‹Zawsze zaczynasz w środku jakiejś myśli› odpowiedział Człowiek.

‹A ty zawsze wszystko rozumiesz, więc co za różnica?›

Potem opowiedziała mu, co zaszło między nią, młodą Valentine i Miro.

‹Trochę słyszałem.›

‹Musiałam krzyczeć, żeby usłyszeli. Nie są jak Ender… Są tępi i mają słaby słuch.›

‹Więc możesz to zrobić?›

‹Moje córki są młode i niedoświadczone. Pochłania je składanie jaj w nowych domach. Jak zdołamy utworzyć sieć dla schwytania aiúa? Zwłaszcza takiej, która ma już mieszkanie. Ale gdzie mieszka? Gdzie jest ten most, który stworzyły moje matki? Gdzie jest ta Jane?›

‹Ender umiera› oznajmił Człowiek.

Królowa Kopca zrozumiała, że odpowiada na jej pytanie.

‹Który?› zapytała. ‹Zawsze sądziłam, że jest najbardziej do nas podobny. Nic dziwnego, że został pierwszym człowiekiem zdolnym sterować więcej niż jednym ciałem.›

‹Marnie› stwierdził Człowiek. ‹Właściwie tego nie potrafi. Odkąd pojawiły się dwa nowe, był niezręczny nawet we własnym ciele. Przez jakiś czas wydawało się, że poświęci młodą Valentine. Ale teraz to się zmieniło.›

‹Widziałeś?›

‹Przyszła do mnie jego adoptowana córka, Ela. Jego ciało zawodzi w niezwykły sposób. To żadna ze znanych chorób. Nie zachodzi wymiana tlenu. Ender nie jest w stanie wznieść się do świadomości. Jego siostra, stara Valentine, uważa, że całkowitą uwagę poświęca swoim dodatkowym jaźniom, nie może jej przerzucić na tu i teraz swojego starego ciała. Więc ono zaczyna się sypać. Najpierw płuca. Lub wszędzie po trochu, tylko płuca pierwsze to ujawniły.›

‹Powinien poświęcić uwagę sobie. Jeśli tego nie zrobi, umrze.›

‹Właśnie mówiłem› przypomniał jej łagodnie Człowiek. ‹Ender umiera.›

Królowa Kopca dokonała już skojarzenia, o które chodziło Człowiekowi.

‹Czyli potrzebujemy nie tylko sieci do złapania aiúa tej Jane. Musimy schwytać też aiúa Endera i umieścić ją w jednym z jego ciał.›

‹Albo umrą razem z nim› stwierdził. ‹Tak jak robotnice umierają w chwili śmierci królowej. ›

‹Niektóre z nich trwają jeszcze przez kilka dni, ale tak, zasadniczo masz rację. Umierają, bo nie mogą pomieścić umysłu królowej. ›

‹Nie udawaj. Nie próbowałyście jeszcze tego. Żadna z was.›

‹Nie. Nie boimy się śmierci.›

‹I dlatego wysłałaś wszystkie swoje córki do kolejnych światów? Bo śmierć nic dla ciebie nie znaczy?›

‹Ratuję swój gatunek, zauważ. Nie siebie.›

‹Tak jak ja› przyznał Człowiek. ‹Zresztą zbyt głęboko zapuściłem korzenie, żeby się przenosić.›

‹Ale Ender nie ma korzeni› przypomniała Królowa Kopca.

‹Zastanawiam się, czy on chce umrzeć. Chyba nie. Nie umiera dlatego, że utracił wolę życia. Jego ciało umiera, ponieważ straciło zainteresowanie życiem, jakie samo prowadzi. Ale on wciąż chciałby żyć życiem Petera. I życiem Valentine.›

‹Tak mówi?›

‹Nie może mówić. Nigdy nie znalazł drogi do filotycznych splotów. Nie nauczył się rozprzestrzeniać i łączyć, tak jak ojcowskie drzewa. I jak ty ze swoimi robotnicami, a teraz ze mną.›

‹Ale już raz go odnalazłyśmy. Połączyłyśmy się z nim przez pomost, tak dokładnie, że słyszałyśmy jego myśli i patrzyłyśmy jego oczami. W tamtych dniach śnił o nas.›

‹Śnił o was, ale nie dowiedział się, że chcecie pokoju. Nie odkrył, że nie powinien was zabijać.›

‹Nie wiedział, że gra toczy się naprawdę.›

‹Ani że sny są prawdziwe. Był mądry, w pewnym sensie, ale nie nauczył się wątpić we własne zmysły. ›

‹Człowieku› odezwała się Królowa Kopca ‹a gdybym cię nauczyła, jak łączyć się z siecią?›

‹Chcesz pochwycić Endera, kiedy umrze?›

‹Jeśli zdołamy go pochwycić i przenieść do innego ciała, może odkryjemy też, jak pochwycić Jane.›

‹A jeśli się nie uda?›

‹Ender umrze. Jane umrze. My umrzemy, kiedy przybędzie flota. Czym różni się to od drogi, którą podąża każde życie?›

‹Wszystko jest kwestią czasu› stwierdził Człowiek.

‹Spróbujesz włączyć się do sieci? Ty, Korzeniak i inne ojcowskie drzewa?›

‹Nie wiem, co masz na myśli, mówiąc o sieci, ani nawet czy różni się to jakoś od sposobu, w jaki my, ojcowskie drzewa, jesteśmy razem. Pamiętasz może, że jesteśmy też związani z matczynymi drzewami. Nie mogą mówić, ale są pełne życia i zakorzeniamy się w nich równie pewnie, jak robotnice w tobie. Znajdź sposób, żeby wpleść je w swoją sieć, a ojcowskie drzewa dołączą bez trudu.›

‹Zaczniemy dziś w nocy, Człowieku. Spróbuję spleść się z tobą. Powiedz mi, jak to wygląda dla ciebie, a ja postaram się wytłumaczyć, co robię i do czego zmierzam.›

‹Czy nie powinniśmy najpierw poszukać Endera? Żeby nam nie umknął.›

‹Wszystko w swoim czasie› odparła Królowa Kopca. ‹A poza tym nie jestem całkiem pewna, czy wiem, jak go znaleźć, kiedy jest nieprzytomnym›

‹Dlaczego? Kiedyś zsyłałyście mu sny. Spał wtedy›

‹Wtedy miałyśmy pomost.›

‹Może Jane słucha nas teraz.›

‹Nie. Wiedziałabym, czy jest złączona z nami. Została stworzona w takim kształcie, by pasować do nas. Pasować zbyt dobrze, bym jej nie rozpoznała›

* * *

Plikt stała przy łóżku Endera, ponieważ nie mogła nawet myśleć o tym, żeby usiąść czy odejść. On umrze, nie mówiąc do niej ani słowa. Podążała za nim, zrezygnowała z domu i rodziny, a co jej powiedział? Owszem, pozwalał jej czasem być swoim cieniem. Owszem, w ciągu minionych tygodni i miesięcy była milczącym obserwatorem wielu jego rozmów. Ale kiedy próbowała porozmawiać o sprawach bardziej osobistych, o odległych wspomnieniach, o znaczeniu jego czynów, on kręcił tylko głową i mówił — łagodnie, gdyż był łagodny, ale stanowczo, gdyż nie chciał, by źle go zrozumiała — mówił: „Plikt, nie jestem już nauczycielem”.