Выбрать главу

— To ty zawsze wykrzykujesz mi żarty do ucha, ojcze. — Syn uśmiechnął się. — Jak mógłbym usłyszeć żarty Boga? Ale teraz ojciec się nie roześmiał.

— Mój syn ma drewniane ucho na humor. Myślał, że to był żart.

Wang-mu zerknęła na Petera, który uśmiechał się, jakby rozumiał, co ich tak bawi. Zastanowiła się, czy w ogóle zauważył, że nikt nie przedstawił im mężczyzn inaczej, niż określając ich pokrewieństwo z Grace Drinker. Czyżby nie mieli imion?

Zresztą to nieważne. Jedzenie jest dobre, a nawet jeśli się nie rozumie dowcipu Samoańczyków, ich śmiech i wesołość są tak zaraźliwe, że nie sposób nie czuć się dobrze w tym towarzystwie.

— Czy sądzicie, że zjedliśmy już dosyć? — zapytał ojciec, kiedy jego córka wniosła ostatnie danie z ryby: duże morskie stworzenie o różowym mięsie, pokrytym czymś błyszczącym. Wang-mu pomyślała, że to lukier, ale kto by tak traktował rybę?

Dzieci odpowiedziały natychmiast, jakby był to rodzinny rytuał:

— Ua lava!

Nazwa kierunku filozoficznego? Czy samoański slang, oznaczający „już dosyć”? A może jedno i drugie?

Dopiero kiedy ostatnie danie było w połowie zjedzone, weszła sama Grace Drinker. Nie przepraszała, że nie odezwała się, mijając ich dwie godziny temu.

Podmuch wiatru od morza chłodził pokój o przewiewnych ścianach, a na zewnątrz lekki deszcz padał i ustawał na przemian, gdy słońce bezskutecznie usiłowało zanurzyć się w wodę na zachodzie. Grace zasiadła przy niskim stole między Peterem a Wang-mu, którzy sądzili, że siedzą obok siebie i nie ma tam miejsca na jeszcze jedną osobę. Zwłaszcza na osobę o tak pokaźnych gabarytach jak Grace Drinker. Ale jakoś znalazło się miejsce, jeśli nie kiedy zaczynała siadać, to z pewnością kiedy już zakończyła tę czynność. I gdy dobiegły końca powitania, zdołała dokonać tego, co nie udało się rodzinie: skończyła ostatnie danie, a potem oblizała palce. I śmiała się szaleńczo z każdego żartu męża.

A potem nagle nachyliła się do Wang-mu i spoważniała.

— No dobrze, Chinko… Jakie bzdury mi opowiesz? — spytała.

— Bzdury? — zdziwiła się Wang-mu.

— Czy to znaczy, że muszę uzyskać zeznanie od białego chłopca? Wiesz przecież, że uczą ich kłamstwa. Jeśli jesteś biała, nie pozwolą ci osiągnąć dojrzałości, póki nie opanujesz sztuki udawania, mówienia jednego, gdy w istocie chcesz powiedzieć drugie.

Peter był wzburzony.

I nagle cała rodzina wybuchnęła śmiechem.

— Niegościnność! — wykrzyknął mąż Grace. — Widziałaś ich miny? Myśleli, że mówisz poważnie.

— Bo mówię poważnie — odparła Grace. — Oboje zamierzaliście mnie okłamać. Wczoraj przylecieliście? Statkiem z Moskwy?

I nagle wyrzuciła z siebie strumień słów w całkiem przekonującym rosyjskim, być może w dialekcie używanym na Moskwie.

Wang-mu nie wiedziała, jak zareagować. Na szczęście nie musiała. Peter miał w uchu łącze z Jane i odpowiedział natychmiast.

— Liczę na to, że wykorzystam pracę na Pacifice, żeby nauczyć się samoańskiego. Nie osiągnę tego, paplając po rosyjsku, choćbyś próbowała mnie sprowokować okrutnymi aluzjami do miłosnych zwyczajów i braku urody moich rodaków.

Grace roześmiała się.

— Widzisz, Chinko? Kłamstwa, kłamstwa, kłamstwa. A z jaką wyniosłością je wypowiada. Oczywiście, ma klejnot w uchu do pomocy. Powiedzcie prawdę: żadne z was nie zna ani słówka po rosyjsku.

Peter sposępniał i wyglądał, jakby nagle źle się poczuł. Wang-mu wybawiła go z nieszczęścia, choć ryzykowała, że go tym rozzłości.

— Naturalnie, że to kłamstwo — przyznała. — Prawda jest po prostu zbyt niewiarygodna.

— Prawda jest jedyną rzeczą godną wiary. Zgodzisz się chyba? — spytał syn Grace.

— Jeśli można ją poznać. Ale jeśli nie uwierzycie w prawdę, ktoś musi wam pomóc znaleźć rozsądne kłamstwo.

— Sama potrafię je wymyślić — odparła Grace. — Przedwczoraj biały chłopak i chińska dziewczyna odwiedzili mojego przyjaciela Aimainę Hikariego na planecie odległej co najmniej o dwadzieścia lat drogi. Powiedzieli mu rzeczy, które zburzyły jego równowagę i z trudem może teraz normalnie pracować. Dzisiaj biały chłopak i chińska dziewczyna, głoszący inne kłamstwa niż te, które powtarzali jego goście, ale i tak kłamiący aż się kurzy, przychodzą do mnie. I chcą mojej pomocy lub rady, żeby spotkać się z Malu.

— Malu znaczy „być spokojnym” — wtrącił wesoło mąż Grace.

— Jeszcze nie usnąłeś? — spytała. — Nie byłeś głodny? Nie najadłeś się?

— Jestem pełny, ale zafascynowany. No dalej, rozpracuj ich.

— Chcę wiedzieć, kim jesteście i jak się tu dostaliście — oświadczyła Grace.

— Trudno będzie to wyjaśnić — rzekł Peter.

— Mamy przed sobą minuty i minuty. Miliony minut. To wy sprawiacie wrażenie, że macie ich tylko kilka. Tak się spieszycie, że w ciągu nocy przeskakujecie otchłań między gwiazdami. Trudno w to uwierzyć, naturalnie, jako że prędkość światła jest podobno nieprzekraczalną barierą. Ale równie trudno jest nie uwierzyć, że jesteście tymi samymi ludźmi, których mój przyjaciel widział na planecie Boskiego Wiatru. Czyli wracamy do punktu wyjścia. Przypuśćmy jednak, że potraficie podróżować szybciej niż światło. Co nam to mówi o miejscu, skąd przybywacie? Aimaina przyjął za pewnik, że przysłali was do niego bogowie, a konkretnie jego przodkowie. Może mieć rację, leży bowiem w naturze bogów nieprzewidywalność i podejmowanie z nagła działań, jakich nie podejmowali nigdy przedtem. Ja jednak uważam, że racjonalne wyjaśnienia zawsze są bardziej skuteczne, zwłaszcza w pracach, jakie mam nadzieję opublikować. Można więc racjonalnie stwierdzić, że przybywacie ze zwykłego świata, a nie z jakiejś niebiańskiej Nibylandii. A że umiecie przeskoczyć ze świata do świata w jednej chwili, czy też w ciągu jednego dnia, możecie przybywać skądkolwiek. Jednak moja rodzina i ja sądzimy, że przybyliście z Lusitanii.

— Ja nie — wtrąciła Wang-mu.

— Ja pochodzę z Ziemi — dodał Peter. — A właściwie zewsząd lub znikąd.

— Aimaina sądzi, że przyszliście z Zewnątrz — podjęła Grace i przez moment Wang-mu zdawało się, że kobieta odgadła, w jaki sposób zaistniał Peter. Ale zaraz uświadomiła sobie, że określenie Grace miało znaczenie teologiczne, nie dosłowne.

— Z krainy bogów. Ale Malu twierdzi, że nigdy was tam nie widział, a jeśli widział, to nie poznał, że to wy. Problem zatem pozostaje. Kłamiecie na każdy temat, więc jaki jest sens w zadawaniu wam pytań?

— Powiedziałam prawdę — zaprotestowała Wang-mu. — Pochodzę z Drogi. A korzenie Petera, choć można je przeprowadzić do każdej planety, tkwią na Ziemi. Za to pojazd, którym tu przybyliśmy… tak, on pochodzi z Lusitanii.

Peter zbladł. Wiedziała, co sobie myśli: dlaczego od razu nie założyć sobie pętli na szyję i nie wręczyć im końca sznura? Ale Wang-mu musiała polegać na własnych sądach, a według nich ze strony Grace Drinker i jej rodziny nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Przecież gdyby chciała wydać ich władzom, już by to zrobiła.

Grace spojrzała Wang-mu w oczy i milczała przez chwilę.

— Dobra ryba, prawda? — rzuciła wreszcie.

— Zastanawiałam się, co to za glazura. Był w niej cukier?

— Miód, kilka ziół i trochę świńskiego tłuszczu. Mam nadzieję, że nie jesteś rzadkim połączeniem Chinki i żydówki czy muzułmanki. Gdyby tak, to jesteś teraz rytualnie nieczysta. Byłoby mi przykro z tego powodu. Oczyszczenie się jest bardzo kłopotliwe, tak mi mówiono. W naszej kulturze jest przykre z całą pewnością.