Выбрать главу

Wang-mu z całego serca żałowała, że tak dużo zjadła. Czuła mdłości ze strachu, a gdyby teraz zaczęła wymiotować, z pewnością trwałoby to z pół godziny.

Peter jednak zachował spokój. Kiwnął głową.

— Nie rozumieliśmy, Grace, choć moja partnerka czytała niektóre z twoich prac. Sądziliśmy, że przybyliśmy tu porozmawiać z filozofem, jak Aimaina, albo z uczonym, jak ty. Teraz widzę, że przybyliśmy wysłuchać człowieka wielkiej mądrości, którego wiedza sięga w dziedziny, o jakich nie śniliśmy nawet. Wysłuchamy go w milczeniu, póki nie pozwoli nam pytać. Ufamy, że lepiej od nas samych wie, co naprawdę powinniśmy usłyszeć.

Wang-mu od razu zrozumiała, że to całkowita kapitulacja. Z radością spostrzegła, że wszyscy obecni przy stole z satysfakcją kiwają głowami i nikt nie czuje się zmuszony do opowiedzenia żartu.

— Jesteśmy też wdzięczni — dodała — że świątobliwy mąż tak wiele poświęcił wraz z innymi, by przybyć osobiście i pobłogosławić nas mądrością, której nie jesteśmy godni.

Ku jej przerażeniu Grace, zamiast pokiwać głową, roześmiała się głośno.

— Przegięłaś — mruknął Peter.

— Nie krytykuj jej — poprosiła Grace. — Jest Chinką. Z Drogi, tak? I założę się, że byłaś sługą. Skąd mogłaś się nauczyć odróżniać szacunek od uniżoności? Panom nigdy nie wystarcza zwykły szacunek ich sług.

— Mojemu panu wystarczał — zapewniła Wang-mu, starając się bronić Han Fei-tzu.

— Mojemu również wystarcza. Jak zobaczycie sami, kiedy już go spotkacie.

* * *

— Czas dobiegł końca — oznajmiła Jane.

Miro i Val odwrócili zaczerwienione oczy od danych, które studiowali na komputerze Mira. W powietrzu nad terminalem Val unosiła się wirtualna twarz Jane.

— Byliśmy biernymi obserwatorami tak długo, jak długo nam na to pozwalali — wyjaśniła. — Teraz trzy pojazdy przebijają górne warstwy atmosfery i zmierzają w naszą stronę. Nie sądzę, żeby któryś z nich był po prostu zdalnie sterowanym pociskiem, ale nie mam pewności. Wydaje się, że wysyłają do nas jakieś transmisje: ten sam powtarzany w kółko przekaz.

— Jaki przekaz?

— Znowu molekułę genetyczną. Mogę wam pokazać kompozycję jej składowych, ale nie mam pojęcia, co mogą oznaczać.

— Kiedy ich statki do nas dotrą?

— Mniej więcej za trzy minuty. Zygzakują intensywnie od chwili wyjścia ze studni grawitacyjnej. Miro pokiwał głową.

— Moja siostra Quara była przekonana, że spora część wirusa descolady zawiera dane językowe. Możemy chyba już uznać, że miała rację. Wirus rzeczywiście niesie jakąś wiadomość. Myliła się jednak co do jego inteligencji. Sądzę, że descolada dokonywała ciągłej rekompozycji tych fragmentów swojego kodu, które tworzyły raport.

— Raport… — powtórzyła Val. — To ma sens. Żeby zawiadomić twórców, co zrobiła ze światem, który… badała.

— Pytanie zatem brzmi: czy przeskoczymy natychmiast i pozwolimy im zastanawiać się nad naszym cudownym pojawieniem i zniknięciem? Czy też niech najpierw Jane przekaże im pełny, hm… tekst wirusa?

— Ryzykowne. Przekaz może zdradzić tej rasie wszystko, co chcą wiedzieć o ludzkich genach. W końcu jesteśmy jednym z gatunków, na jakie oddziaływała descolada. Wiadomość ujawni nasze strategie walki z wirusem.

— Z wyjątkiem ostatniej — poprawił ją Miro. — Ponieważ Jane nie prześle im descolady takiej, jaka istnieje teraz, całkowicie opanowanej i oswojonej. To byłoby zwykłym zaproszeniem do przebudowy wirusa albo wyminięcia wprowadzonych przez nas barier.

— Nie prześlemy im wiadomości i nie wrócimy na Lusitanię — wtrąciła Jane. — Nie mamy czasu.

— Nie mamy czasu, żeby nie wracać — odparł Miro. — Choćbyś uważała tę sprawę za bardzo pilną, nic nikomu nie przyjdzie ze mnie i z Val, tkwiących tutaj bez żadnej pomocy. Ela na przykład rozumie, co się dzieje w tych wirusach. I Quara, mimo że jest drugą w kolejności najbardziej upartą osobą we wszechświecie… Val, nie dopraszaj się pochlebstw pytając, kto jest pierwszą. Quara przydałaby się tutaj.

— Bądźmy uczciwi — dodała Val. — To spotkanie z kolejną rozumną rasą. Dlaczego tylko ludzie mają być obecni? Dlaczego nie pequenino? Dlaczego nie królowa kopca albo przynajmniej robotnica?

— Zwłaszcza robotnica — stwierdził Miro. — Jeśli tutaj utkniemy, obecność robotnicy pozwoli na zachowanie łączności z Lusitanią. Z ansiblem czy bez, z Jane czy bez, można będzie przekazać…

— Zgoda — przerwała mu Jane. — Przekonaliście mnie. Chociaż niedawne zamieszanie w Kongresie sugeruje, że lada chwila wygaszą sieć ansibli.

— Będziemy się spieszyć — zapewnił Miro. — Każemy jak najszybciej ściągnąć właściwe osoby.

— I zapasy — dodała Val. — I…

— No to bierzcie się do roboty — zachęciła Jane. — Właśnie zniknęliście z orbity wokół planety. Nadałam niewielki fragment kodu descolady. Jeden z oznaczonych przez Quarę jako język, który uległ najmniejszym zmianom w kolejnych mutacjach. Powinno im to wystarczyć do określenia, który z ich próbników do nas dotarł.

— To świetnie. Będą mogli wysłać flotę.

— Sprawy układają się tak — odparła oschle Jane — że zanim ich flota dotrze na sensowną odległość, Lusitania będzie najbezpieczniejszym adresem, jaki można przekazać. Bo przestanie już istnieć.

— Umiesz pocieszać… Wracam z ludźmi za godzinę. Val, ty zbierz zapasy.

— Na jak długo?

— Weź tyle, ile zdołasz załadować. Jak ktoś już powiedział, życie jest misją samobójczą. Nie wiemy, jak długo będziemy tam uwięzieni, więc nie mamy szans zgadnąć, ile nam wystarczy.

Otworzył luk kabiny i zszedł na lądowisko w pobliżu Milagre.

OFIARUJĘ JEJ TO NĘDZNE STARE NACZYNIE

W jaki sposób pamiętamy? Czy mózg jest słojem, który mieści w sobie nasze wspomnienia?

A kiedy umieramy, czy stój pęka? Czy wspomnienia rozlewają się po ziemi i znikają?

Czy może mózg jest mapą, która prowadzi po krętej ścieżce ku ukrytym zakątkom?

Kiedy umieramy, mapa zostaje zagubiona, jednak jakiś badacz zdoła może przewędrować przez ten niezwykły pejzaż i odszukać kryjówki naszych zagubionych wspomnień.

Z „Boskich szeptów Han Qing-jao”