Tyle że teraz sama tej drogi nie znam. Jestem załamana, a ta spragniona miłości dziewczyna wciąż pozostała krucha i delikatna. silne, niegodziwe monstrum nadal rządzi moim życiem. Jane umrze, gdyż niczego nie mogę Peterowi ofiarować. On potrzebuje kavy, a ja jestem tylko zwykłą wodą. Nie, jestem morską wodą, zmieszaną z piaskiem przy brzegu i słoną, będzie mnie pił i zginie z pragnienia.
A potem ona także płakała, także leżała na piasku z rękami wyciągniętymi ku morzu, ku miejscu, skąd kanoe Malu odpływało w dal niby statek odlatujący w przestrzeń.
Stara Valentine wpatrywała się w holograficzny wyświetlacz nad terminalem komputera: miniaturowi Samoańczycy szlochając leżeli na piasku. Patrzyła, aż zapiekły ją oczy.
— Wyłącz to, Jane — poleciła wreszcie. Obraz zniknął.
— I co mam z tym zrobić? — spytała Valentine. — Powinnaś to pokazać mojej imienniczce, mojej młodej bliźniaczce. Powinnaś obudzić Andrew i jemu pokazać. Co to ma ze mną wspólnego? Wiem, że chcesz żyć. Chcę, żebyś żyła. Ale co mogę zrobić?
Nad terminalem pojawiła się ludzka twarz Jane.
— Sama nie wiem — odparła. — Ale właśnie wydano rozkaz. Zaczynają mnie odłączać. Tracę pamięć. Już teraz nie potrafię myśleć o tylu rzeczach równocześnie. Muszę znaleźć sobie jakieś miejsce, ale nie ma żadnego, a gdyby nawet było, nie znam do niego drogi.
— Boisz się?
— Nie wiem. Myślę, że zabijanie mnie zajmie im wiele godzin. Jeśli przed końcem dowiem się, co czuję, powiem ci, jeśli zdołam.
Valentine ukryła twarz w dłoniach, przez chwilę tkwiła w bezruchu. Potem wstała i wyszła z domu.
Jakt widział, jak wychodzi, i pokręcił głową. Dziesiątki lat temu, kiedy Ender opuścił Trondheim, Valentine została, by wyjść za niego, by stać się matką jego dzieci. Cieszył się widząc, że nabrała życia pozbawiona brzemienia, jakie Ender nieświadomie składał na jej barki, a ona nieświadomie dźwigała. A kiedy zapytała go, czy poleci z nią na Lusitanie, zgodził się i teraz wszystko było po staremu: znowu uginała się pod ciężarem życia Endera, pod ciężarem tego, jak jej potrzebował. Jakt nie miał pretensji — w końcu żadne z nich nie planowało tego ani nie chciało, żadne nie próbowało ukraść Jaktowi życia. Ale wciąż cierpiał, widząc ją zgiętą pod brzemieniem i wiedząc, że mimo swej miłości w żaden sposób nie potrafi jej pomóc.
Miro stał w luku statku i spoglądał na Elę i Quarę. Wewnątrz czekała już młoda Valentine w towarzystwie pequenino imieniem Gasiogień i bezimiennej robotnicy przysłanej przez Królową Kopca.
— Jane umiera — stwierdził Miro. — Musimy lecieć natychmiast. Jeśli będziemy zwlekać, braknie jej pamięci, żeby przerzucić statek.
— Jak możesz nas o to prosić? — zaprotestowała Quara. — Przecież kiedy Jane umrze, nigdy nie zdołamy powrócić. Przetrwamy, dopóki wystarczy tlenu na statku. Najwyżej kilka miesięcy. Potem zginiemy.
— Ale czy przez ten czas coś osiągniemy? — spytał Miro. — Czy nawiążemy kontakt z descoladores, tymi obcymi, którzy wysyłają próbniki niszczące planety? Czy przekonamy ich, żeby przestali? Czy ocalimy rasy, które znamy, i tysiące, miliony innych, których jeszcze nie poznaliśmy, od straszliwej i nieuleczalnej choroby? Jane dała nam najlepsze programy, jakie potrafiła stworzyć. Mają nam pomóc z nimi rozmawiać. Czy to wystarczy na twoją pracę dyplomową? Na dzieło życia?
Ela spojrzała z wyrzutem.
— Myślałam, że wykonałam pracę dyplomową, kiedy stworzyłam wirusa, który zwalczył descoladę.
— To prawda — przyznał. — Zrobiłaś dosyć. Ale zostało więcej i tylko ty możesz pomóc. Proszę cię, Elu, żebyś poleciała i zginęła ze mną, ponieważ bez ciebie moja śmierć na nic się nie przyda. Bez ciebie Val i ja nie osiągniemy tego, co konieczne.
Ani Quara, ani Ela nie poruszyły się nawet. Obie milczały.
Miro pokiwał głową, odwrócił się i zniknął we wnętrzu statku. Zanim jednak zdążył zamknąć i uszczelnić właz, obie siostry ruszyły za nim, obejmując się ramionami.
LICZY SIĘ TYLKO TO, W KTÓRĄ FIKCJĘ UWIERZYSZ
Ojciec powiedział mi kiedyś, że nie ma bogów, jedynie okrutna manipulacja złych ludzi, którzy udawali, że ich władza jest dobrem, a ich motywem jest miłość.
Ale jeśli bogów nie ma, to dlaczego tak pragniemy w nich wierzyć?
To, że źli kłamcy stają między nami a bogami i zasłaniają nam widok, nie oznacza, że jasna aureola, otaczająca każdego kłamcę, to nie zewnętrzne obrzeża boga, czekającego, aż znajdziemy sposób ominięcia kłamstwa.
‹To nie działa› stwierdziła Królowa Kopca.
‹A czego jeszcze możemy spróbować?› zapytał Człowiek. ‹Stworzyliśmy najsilniejszą sieć. Połączyliśmy się z tobą i ze sobą nawzajem jak nigdy przedtem, aż wszyscy drżymy, jakby wiatr tańczył z nami i sprawiał, że nasze liście pięknieją w blasku słońca, a blaskiem tym jesteś ty i twoje córki. Całą naszą miłość dla maleńkich matek i ukochanych niemych matczynych drzew oddaliśmy tobie, nasza Królowo, nasza siostro, nasza matko, nasza prawdziwa żono. Jak Jane może nie widzieć tego, co sprawiliśmy, jak może nie pragnąć stać się tego częścią?›
‹Nie potrafi odnaleźć drogi do nas› odparła Królowa Kopca. ‹Powstała między innymi z tego, czym jesteśmy, ale już dawno odwróciła się od nas, by bez końca spoglądać na Endera i do niego należeć. Była naszym pomostem do niego. Teraz on jest jej jedynym pomostem do życia.›
‹Co to za most? On sam przecież umiera.›
‹Stare jego ciało umiera. Ale pamiętaj, to człowiek, który was, pequeninos, kochał i najlepiej rozumiał. Czy nie jest możliwe, by z konającego ciała jego młodości wyrosło drzewo, które przeniesie go do trzeciego życia, jak on przeniósł ciebie?›
‹Nie pojmuję twojego planu› odparł Człowiek. Przepłynęła do niej też inna wiadomość, ukryta pod tą świadomą: ‹Moja ukochana Królowo› mówił, a ona słyszała: ‹Moja najsłodsza i święta.›
‹Nie mam planu› przyznała. ‹Mam tylko nadzieję.›
‹Powiedz mi więc o nadziei› poprosił Człowiek.
‹To właściwie sen o nadziei› odpowiedziała. ‹Pogłoska o sugestii snu o nadziei.›
‹Powiedz.›
‹Ona była naszym pomostem do Endera. Czy Ender może teraz stać się jej pomostem do nas, poprzez ciebie? Całe życie, bez ostatnich kilku lat, nasłuchiwała głosów jego serca, jego najskrytszych myśli, pozwalała, by jego aiúa nadawała sens jej istnieniu. Jeśli on ją zawoła, usłyszy go, choć nas nie może usłyszeć. To ją do niego przyciągnie.›
‹Do ciała, w którym teraz najbardziej przebywa› dokończył Człowiek. ‹To znaczy do ciała młodej Valentine. Będą walczyć ze sobą, choć tego nie chcą. Nie mogą oboje władać tym samym królestwem.›
‹Dlatego pogłoska o nadziei jest tak niepewna› zgodziła się Królowa Kopca. ‹Ale Ender was także kochał. Ciebie, ojcowskie drzewo imieniem Człowiek, i was, wszystkich pequeninos i ojcowskie drzewa, żony, siostry i matczyne drzewa, wszystkich, nawet drewniane drzewa pequeninos, którzy nigdy nie zostali ojcami, choć kiedyś byli synami. Kochał was i kocha. Czy nie mógłby podążyć za tym filotycznym splotem i trafić do naszej sieci poprzez ciebie? A ona, czy nie mogłaby podążyć za nim i odnaleźć drogę do nas? Zdołamy ją utrzymać, zdołamy przechować całą tę część, która nie zmieści się w młodej Valentine.›