Выбрать главу

Wzruszyła ramionami i odwróciła głowę.

— O co ci chodzi? — zapytał.

— Nie mam zamiaru tłumaczyć ci się przez całe życie — oznajmiła. — Każdy człowiek ma przywilej, żeby odczuwać coś czasami albo robić i nie analizować tego. A jak myślisz, o co mi chodzi? Przecież to ty jesteś geniuszem i ekspertem ludzkiej natury.

— Przestań! — Peter udawał, że żartuje, ale naprawdę chciał, żeby przestała. — Pamiętam, że rozmawialiśmy o tym i pewnie się przechwalałem, ale… teraz już tak nie uważam. Czy to efekt posiadania w sobie Endera? Wiem, że nie rozumiem ludzi aż tak dobrze. Odwróciłaś głowę i wzruszyłaś ramionami, kiedy powiedziałem, że między nami istnieje więź. Trochę mnie to uraziło.

— Dlaczego?

— Aha… Ty możesz pytać dlaczego, tylko ja nie mogę. To są te nowe reguły?

— Zawsze takie były — stwierdziła Wang-mu. — Tyle że ich nie przestrzegałeś.

— Uraziło mnie to, bo chciałem, byś była zadowolona, że jestem związany z tobą, a ty ze mną.

— A ty jesteś?

— To ocaliło mi życie. Musiałbym być wyjątkowym durniem, żeby przynajmniej nie uznać tego za przydatne.

— Czujesz ten zapach?! — zawołała nagle i poderwała się na nogi.

Jest taka młoda, pomyślał.

Potem, wstając, ze zdumieniem spostrzegł, że on także jest młody, ciało ma zwinne i sprawne.

Z równym zdumieniem uświadomił sobie, że Peter nie może pamiętać niczego innego. To Ender doświadczył starego ciała, które sztywniało po nocy przespanej na ziemi, ciała, które z trudem podnosiło się na nogi. Naprawdę mam w sobie Endera. Mam pamięć jego ciała. Dlaczego nie pamięć jego umysłu?

Może dlatego że ten mózg zawiera tylko mapę wspomnień Petera. Wszystkie pozostałe ukrywają się tuż poza zasięgiem.

I może będę na nie trafiał od czasu do czasu, połączę je, wyznaczę do nich nowe szlaki…

Tymczasem podnosił się, stawał obok Wang-mu, wciągał w nozdrza powietrze. I znowu zdumiało go, że obu tym czynnościom poświęca pełną uwagę. Bez przerwy myślał o Wang-mu, o wąchaniu tego, co ona wąchała, zastanawiał się, czy może położyć rękę na jej drobnym ramieniu, które zdawało się potrzebować dłoni akurat tak dużej jak jego, a równocześnie całkowicie zajmował go problem, czy i w jaki sposób zdoła odzyskać wspomnienia Endera.

Nigdy tego nie potrafiłem, pomyślał. A przecież musiałem to robić od chwili, gdy zostało stworzone to ciało i ciało Valentine. Koncentrować się nawet na trzech rzeczach równocześnie, nie na dwóch.

Nie miałem dość siły, żeby myśleć o trzech rzeczach. Jedna z nich zawsze szwankowała. Przez jakiś czas Valentine. Potem Ender, póki nie umarło jego ciało. Ale dwie… Mogę myśleć o dwóch rzeczach naraz. Czy to niezwykłe? Czy może potrafiłoby to wielu ludzi, gdyby tylko mieli okazję się nauczyć?

Skąd ta próżność? Czemu ma mnie obchodzić, czy ta zdolność czyni mnie wyjątkowym? Bo zawsze byłem dumny, że jestem sprytniejszy i zdolniejszy od ludzi wokół. Nie pozwalałem sobie na przyznawanie się do tego głośno, czy nawet przed samym sobą, ale bądź uczciwy choć teraz, Peter! Dobrze jest być mądrzejszym od innych. A skoro potrafię myśleć o dwóch rzeczach naraz, gdy oni potrafią tylko o jednej, dlaczego nie mieć z tego jakiejś przyjemności?

Oczywiście, myślenie o dwóch rzeczach jest bezużyteczne, jeśli oba ciągi myśli są głupie. Przez chwilę bawił się rozmyślaniem o próżności i swojej skłonności do współzawodnictwa, a także obserwował Wang-mu, jego dłoń w samej rzeczy uniosła się i dotknęła jej. Przez chwilę dziewczyna przytuliła się do niego, akceptując ten dotyk, oparła mu głowę na piersi. A potem, bez ostrzeżenia ani najmniejszej prowokacji, odsunęła się i ruszyła w stronę Samoańczyków zebranych na plaży wokół Malu.

— Co ja takiego zrobiłem?! — zawołał Peter. Odwróciła się zdziwiona.

— Postąpiłeś doskonale — odparła. — Nie dałam ci w twarz ani nie wsadziłam kolana w kintamas, prawda? Ale zaraz śniadanie. Malu się modli, a mają więcej żywności niż dwa dni temu, kiedy myśleliśmy, że umrzemy z przejedzenia.

Peter w obu niezależnych torach swych myśli zauważył, że jest głodny — oddzielnie, ale równocześnie. Poprzedniego wieczoru ani on, ani Wang-mu niczego nie jedli. Szczerze mówiąc, nie pamiętał, żeby schodził z plaży i kładł się z Wang-mu na tych matach. Ktoś musiał ich przenieść. To zresztą nic dziwnego. Każdy z zebranych na brzegu wyglądał tak, jakby mógł chwycić Petera i złamać go jak ołówek. Co do Wang-mu — patrzył, jak biegnie lekko w stronę górskiego łańcucha Samoańczyków nad wodą — pomyślał, że wygląda jak ptak lecący do stada bydła.

Nie jestem już dzieckiem i nigdy nie byłem, pomyślał. Nie w tym ciele. Nie wiem, czy w ogóle jestem zdolny do dziecinnych tęsknot, do wspaniałych romansów okresu dorastania. A po Enderze odziedziczyłem to poczucie wygody w miłości: nie spodziewam się już wielkich, namiętnych porywów. Czy miłość, jaką czuję do ciebie, Wang-mu, okaże się wystarczająca? Sięgnąć po ciebie, kiedy cię potrzebuję, i być tu dla ciebie, kiedy ja z kolei będę ci potrzebny. I doświadczać takiej czułości, kiedy na ciebie patrzę, że chciałbym stanąć między tobą a całym światem, a także by unieść cię i podźwignąć ponad porywistymi prądami życia. A równocześnie chętnie pozostałbym zawsze tak jak teraz, w oddali, patrząc na ciebie, na twoje piękno, twoją energię, kiedy spoglądasz na tych ludzi jak góry, rozmawiasz z nimi jak równa, choć każdy gest twoich dłoni, każda muzyczna sylaba twojego głosu krzyczy, że jesteś dzieckiem… Czy takie uczucie ci wystarczy? Bo dla mnie to dosyć.

Wystarczyło, że kiedy położyłem ci dłoń na ramieniu, wsparłaś się o mnie, a kiedy poczułaś, że odpływam, zawołałaś moje imię.

* * *

Plikt siedziała samotna w pokoju, pisała i pisała. Przez całe życie przygotowywała się do tego dnia, do pisania tej mowy pogrzebowej. Będzie Mówić o śmierci Andrew Wiggina… Ma dość wiedzy, mogłaby przemawiać przez tydzień i nie wyczerpać dziesiątej części tego, co o nim wie. Ale nie będzie przemawiać przez tydzień. Będzie mówić przez jedną godzinę. Mniej niż godzinę. Rozumiała go, kochała go, z innymi, którzy go nie znali, podzieli się wiedzą, jaki był, jak kochał, w jaki sposób bieg historii zmienił się z powodu tego człowieka: inteligentnego, niedoskonałego, choć pełnego dobrych chęci i miłości dostatecznie silnej, by wzbudzać cierpienie, kiedy było potrzebne… Jak historia zmieniła się, ponieważ on żył, a także jak dziesiątki tysięcy, setki tysięcy, miliony indywidualnych żywotów także się zmieniły, wzmocniły, oczyściły, uniosły, rozjaśniły, a przynajmniej stały się bardziej zgodne, prawdziwsze z powodu tego, co on powiedział, czego dokonał i co napisał.

Czy powie i o tym? Czy powie, jak gorzko pewna kobieta rozpaczała w swoim pokoju, jak płakała nie dlatego, że Ender odszedł, ale ze wstydu, gdyż w końcu zrozumiała siebie? Choć bowiem kochała i podziwiała go… nie, czciła go… to jednak kiedy umarł, poczuła nie ból, ale ulgę i podniecenie. Ulgę: czekanie dobiegło końca. Podniecenie: moja godzina nadeszła.

Oczywiście, że to właśnie czuła. Nie była taka głupia, żeby oczekiwać u siebie nadludzkiej siły moralnej. A że nie rozpaczała tak jak Novinha i Valentine… Przecież wyrwano im właśnie wielką część ich życia. A co mnie wyrwano? Ender poświęcił mi odrobinę swej uwagi, ale prawie nic poza tym. Przeżyliśmy razem kilka miesięcy, kiedy był moim nauczycielem na Trondheim, potem, o jedno pokolenie później, linie naszego życia znowu się przecięły. W obu przypadkach był zajęty, miał ważniejsze sprawy i ludzi, którymi się zajmował. Nie byłam jego żoną. Nie byłam jego siostrą. Byłam tylko jego wyznawczynią i studentką… człowieka, który zerwał ze studentami i nigdy nie pragnął wyznawców. Dlatego nie utraciłam wielkiej części życia — on był dla mnie tylko marzeniem, nigdy towarzyszem.