Выбрать главу

Wybaczam sobie, a jednak nie umiem powstrzymać zawstydzenia i smutku — nie z powodu zgonu Andrew Wiggina, wstydzę się, bo w godzinie jego śmierci pokazałam sobie, jaka jestem naprawdę: egoistyczna, zajęta jedynie własną karierą. Postanowiłam być mówcą śmierci Endera. Zatem moment jego śmierci może być tylko zwieńczeniem mojego życia. Jakim sępem mnie to czyni? Jakim pasożytem, pijawką…

Mimo łez spływających po policzkach, wciąż pisała zdanie po zdaniu. W pobliżu, w domu Jakta, Valentine rozpaczała ze swym mężem i dziećmi. Dalej, w domu Olhada, Greg, Olhado i Novinha pocieszali się wzajemnie po stracie człowieka, który był im mężem i ojcem. Oni mają osobiste wspomnienia, moje staną się publiczne. Przemówię, a potem opublikuję to, co powiedziałam. I to, co teraz piszę, nada nowy kształt, nowy sens życiu Endera Wiggina w myślach każdego mieszkańca Stu Światów. Ender Ksenobójca, Andrew, Mówca Umarłych, Andrew, człowiek samotny i współczujący; Ender, błyskotliwy analityk, który potrafił przebić się do sedna problemu i serca człowieka, nie dając się zwieść ambicji ani… ani litości. Człowiek sprawiedliwy i człowiek miłosierny, współistniejący w jednym ciele. Człowiek, któremu miłosierdzie pozwoliło zobaczyć i pokochać królowe kopców, zanim jeszcze którejś z nich dotknął własną ręką. Człowiek, któremu gorące poczucie sprawiedliwości pozwoliło zniszczyć je wszystkie, gdyż wierzył, że są jego wrogami.

Czy Ender surowo by mnie osądził za moje dzisiejsze uczucia? Oczywiście, że tak… Nie oszczędziłby mnie, dostrzegłby wszystko, co najgorsze w moim sercu.

Ale kiedy by mnie osądził, pokochałby mnie także. Powiedziałby: Co z tego? Wstań i Mów o mojej śmierci. Gdybyśmy czekali na ludzi bez skazy jako mówców umarłych, wszystkie pogrzeby odbywałyby się w milczeniu.

Pisała więc i płakała, a gdy przestała płakać, pisała nadal. Kiedy włosy, jakie po sobie zostawił, zostaną zapieczętowane w urnie i pogrzebane pod murawą u korzeni Człowieka, wstanie i przemówi. Jej głos przywoła go z krainy zmarłych, na nowo ożywi we wspomnieniach. Także będzie miłosierna i także będzie sprawiedliwa. Przynajmniej tyle się od niego nauczyła.

CZY ZDRADZAM ENDERA?

Dlaczego ludzie zachowują się, jakby wojna i zabijanie były czymś nienaturalnym?

Nienaturalne jest raczej przejść przez życie, ani razu nie podnosząc ręki w akcie przemocy.

Z „Boskich szeptów Han Qing-jao”

— Źle się do tego bierzemy — stwierdziła Quara.

Miro poczuł, że ogarnia go fala znajomej irytacji. Quara miała talent do denerwowania innych. W dodatku — co też nie pomagało — chyba wiedziała o tym i to ją bawiło. Ktokolwiek inny na statku mógłby powiedzieć dokładnie to samo zdanie, a Miro z uwagą wysłuchałby jego argumentacji. Lecz Quara potrafiła mówić takim tonem, jakby wszystkich na świecie — oprócz siebie — uważała za głupców. Miro kochał siostrę, ale nic nie mógł poradzić, że nienawidził kolejnych, nieskończonych godzin w jej towarzystwie.

Quara jednak najlepiej z nich wszystkich orientowała się w problemach języka, jaki odkryła kilka miesięcy temu w wirusach descolady. Dlatego Miro nie pozwolił sobie westchnąć zbyt głośno. Odwrócił się tylko w fotelu, żeby jej wysłuchać.

Pozostali zrobili to samo, tylko Ela z mniejszym przekonaniem starała się ukryć irytację. Właściwie wcale się nie starała.

— A dlaczegóż to, Quaro, nie byłaś taka mądra, żeby wcześniej dostrzec naszą głupotę?

Quara była odporna na sarkazm Eli — a przynajmniej postanowiła za taką uchodzić.

— Jak możemy tak znikąd rozszyfrować ich język? Nie mamy żadnych odniesień. Mamy za to kompletne zapisy kolejnych wersji wirusa descolady. Wiemy, jak wyglądał, zanim przystosował się do ludzkiego metabolizmu. Wiemy, jak się zmieniał po każdej naszej próbie jego likwidacji. Niektóre z tych zmian były funkcjonalne: adaptował się. Ale inne miały charakter zapisu: notował, co robimy.

— Tego nie wiemy — stwierdziła Ela, okazując może zbyt wielką satysfakcję z możliwości poprawienia Quary.

— Ja wiem — odparła Quara. — A w każdym razie daje nam to znany kontekst, prawda? Wiemy, o czym mowa, nawet jeśli nie potrafiliśmy rozszyfrować języka.

— No cóż, kiedy już nam to wszystko wyjaśniłaś, nadal nie mam pojęcia, w jaki sposób ta nowa wiedza ma pomóc w dekodowaniu języka. Przecież nad tym chyba męczyłaś się od miesięcy?

— Istotnie. Pracowałam. Ale brakowało mi jednego: możliwości wypowiadania słów, jakie zapisał wirus descolady, i sprawdzania, jakie otrzymam odpowiedzi.

— Zbyt ryzykowne — stwierdziła natychmiast Jane. — Absurdalnie niebezpieczne. Oni są zdolni do tworzenia wirusów całkowicie niszczących biosfery; i są dostatecznie okrutni, żeby ich używać. A ty proponujesz, żebyśmy oddali im broń, którą zniszczyli planetę pequeninos i która prawdopodobnie zawiera nie tylko pełny zapis metabolizmu pequeninos, ale i naszego. Może od razu poderżniemy sobie gardła i wyślemy im krew.

Miro zauważył, że kiedy Jane się odzywa, pozostali sprawiają wrażenie oszołomionych. Ta reakcja mogła po części wynikać z różnicy między pokorą Val i śmiałym zachowaniem Jane. Po części z tego, że Jane, którą znali, była bardziej „komputerowa”, mniej władcza. Miro jednak rozpoznawał jej nie znoszący sprzeciwu ton — w ten sposób często zwracała się do niego przez klejnot w uchu. W pewnym sensie przyjemnie było znowu go słyszeć, chociaż lęk budził fakt, że dobiega z ust kogoś innego. Val odeszła, Jane wróciła. To było straszne i było wspaniałe.

Ponieważ styl Jane nie działał na niego tak silnie, to właśnie on odpowiedział.

— Quara ma rację, Jane. Nie mamy lat na rozwiązanie problemu. Może zostało nam kilka tygodni. Albo nawet mniej. Musimy sprowokować lingwistyczną reakcję. Uzyskać odpowiedź i przeanalizować różnice językowe między początkowymi i późniejszymi wypowiedziami.

— Zbyt wiele zdradzamy.

— Kto nie ryzykuje, nie wygrywa — przypomniał Miro.

— Kto ryzykuje za wiele, ginie — uzupełniła złośliwie Jane.

Ta złośliwość była znajoma, rodzaj ironii, który mówił: „Tylko się bawię”. I to pochodziło nie od Jane — nigdy taka nie była — ale od Val. Przyjemnie było ją usłyszeć. Dwojakie reakcje Mira na wszystko, co pochodziło od Jane, bezustannie go niepokoiły. Kocham cię, tęsknię za tobą, opłakuję ciebie, cicho bądź… Z każdą minutą miał wrażenie, że zwraca się do kogoś innego.

— Stawiamy na szalę zaledwie przyszłość trzech inteligentnych ras — dodała Ela.

Wszyscy obejrzeli się na Gasiognia.

— Nie patrzcie tak na mnie — powiedział. — Jestem tylko turystą.

— Daj spokój — zaprotestował Miro. — Jesteś tu, ponieważ twoja rasa ryzykuje tyle samo co nasza. To trudna decyzja i musisz zabrać głos. Może ryzykujesz więcej, ponieważ nawet najwcześniejsze kody descolady mogą zdradzić całą biologiczną historię twojego ludu. Przecież wirus najpierw pojawił się wśród was.

— Z drugiej strony — zauważył Gasiogień — może to znaczyć, że już wiedzą, jak nas zniszczyć. Czyli nie mam nic do stracenia.