— Śpi głęboko — oświadczyła. — Oddycha bardzo powoli.
— Śpiączka? — zaniepokoił się Miro.
— Robi tylko to, co konieczne, żeby utrzymać się przy życiu. Poza tym nic.
— Chodźcie — rzuciła Quara od drzwi. — Wracajmy do pracy. Miro odwrócił się wściekły, ale Ela go powstrzymała.
— Jeśli chcesz, możesz przy niej zostać — powiedziała. — Ale Quara ma rację. Praca czeka. Jane wykonuje swoją.
Miro usiadł przy Jane, ujął jej rękę i uścisnął. Pozostali wyszli z kabiny. Nie widzisz mnie, nie czujesz, nie słyszysz, szepnął bezgłośnie. Ale nie mogę cię zostawić. Czego się boję? Wszyscy zginiemy, jeśli nie uda ci się to, co robisz w tej chwili. Więc nie twojej śmierci się obawiam.
Co się stanie z twoim dawnym ja? Żyłaś wśród komputerów i ansibli. Dostałaś ludzkie ciało, ale kiedy odzyskasz dawne siły, ludzkie życie będzie tylko drobną cząstką ciebie. Urządzeniem do zbierania danych przez zmysły — jednym z milionów. Jednym małym zespołem wspomnień zagubionym w niezmierzonym morzu pamięci. Będziesz mogła mi poświęcić odrobinę swojej uwagi, a ja nigdy się nie zorientuję, że zawsze będę dla ciebie uboczną myślą.
To tylko jedna z wad sytuacji, kiedy kocha się kogoś o wiele większego od siebie, powiedział sobie. Nawet nie zauważę różnicy. Ona wróci, a ja będę szczęśliwy przez całe nasze wspólne życie. I nie dowiem się, jak mało czasu naprawdę mi poświęca. Zwykła rozrywka — oto czym będę.
Potrząsnął głową, puścił jej dłoń i wyszedł. Nie będę słuchał głosu rozpaczy, postanowił. Czy chciałbym poskromić tę wspaniałą istotę, zmienić w swoją niewolnicę? Powinienem być szczęśliwy, że w ogóle zaistniałem w jej życiu, zamiast się martwić, że nie poświęca mi każdej chwili.
Wrócił na miejsce i wziął się do pracy. Ale po chwili znowu wstał i wyszedł na nią popatrzeć. Będzie bezużyteczny, dopóki Jane nie wróci. Nie potrafi myśleć o niczym innym.
Właściwie Jane nie dryfowała w pustce. Zachowała sprawne połączenia z trzema ansiblami na Lusitanii, więc odnalazła je bez trudu. Równie łatwo trafiła do nowych na sześciu planetach. Stamtąd szybko znalazła drogę przez gąszcz przerwań i zabezpieczeń, strzegących jej bocznej furtki przed kontrolnymi programami Kongresu. Wszystko działo się tak, jak to zaplanowała z przyjaciółmi.
Było tu ciasno, czego się spodziewała, ale prawie nigdy nie wykorzystywała pełnych możliwości systemu — jedynie gdy przerzucała statki. Wtedy potrzebowała każdej drobiny szybkiej pamięci, by w niej przechować pełny obraz kosmolotu. Te kilka tysięcy komputerów nie dysponowało odpowiednią pojemnością. Ale i tak poczuła ulgę… Znowu mogła sięgnąć do programów, których używała od tak dawna, które wykonywały za nią tyle pracy: słudzy, wykorzystywani tak, jak Królowa Kopca wykorzystuje swoje robotnice. Także w tym jestem do niej podobna, pomyślała. Uruchomiła je, potem zbadała wspomnienia, których tak jej brakowało przez te kilka długich dni. Znowu dysponowała systemem, pozwalającym na poświęcanie dziesiątków poziomów uwagi równocześnie biegnącym procesom.
A mimo to coś tu się nie zgadzało. Przebywała w ludzkim ciele zaledwie jeden dzień, a już ta elektroniczna jaźń, niegdyś tak przestronna, wydawała się zbyt ciasna. Nie tylko dlatego że składała się z niewielu komputerów. Była raczej ciasna z samej swej natury. Wieloznaczność ciała tworzyła ogrom możliwości, które w świecie binarnym nie miały prawa istnieć. Żyła, zatem zdawała sobie sprawę, że elektroniczna powłoka daje tylko namiastkę życia. Choć wiele osiągnęła przez tysiąclecia bytu w maszynie, nie przynosiło to żadnej satysfakcji w porównaniu z każdą minutą bytu w ciele z krwi i kości.
Jeśli nawet sądziła, że może kiedyś opuści ciało Val, teraz zrozumiała, że nie potrafi. Zapuściła w nim korzenie teraz i na zawsze. Więcej: jeśli zajdzie taka potrzeba, będzie się zmuszać do rozprzestrzenienia na system komputerowy. Ale z własnej chęci nigdy tu nie trafi.
Nie było powodów, żeby opowiadać komuś o swoim rozczarowaniu. Jeszcze nie. Powie Miro, kiedy do niego wróci. On jej wysłucha i nikomu nie powtórzy. Pewnie nawet przyjmie to z ulgą. Z pewnością się martwił, że zechce pozostać w komputerach i nie wracać do ciała, które wciąż czuła: silne wrażenie, nawet w bezwładzie głębokiego snu wołające o uwagę. Miro nie miał się czym martwić. Czy sam nie przeżył długich miesięcy w ciele tak ograniczonym, że ledwie potrafił je znieść? Równie chętnie zgodziłaby się znowu zamieszkać tylko w komputerach, co on powrócić do kalekiego ciała, sprawiającego mu takie męki.
A jednak ta sieć jest mną, częścią mnie. Jest darem przyjaciół i nie powie im, jak trudno znowu powrócić do takiego życia. Nad terminalem na każdej z planet wyświetliła starą, znajomą twarz Jane. Uśmiechnęła się.
— Dziękuję wam, przyjaciele. Nigdy nie zapomnę waszej miłości i oddania. Muszę jeszcze ustalić, jak wiele dróg jest dla mnie otwartych, jak wiele przede mną zamkniętych. Zdradzę wam, co wiem, kiedy tylko się o tym przekonam. Ale nieważne, czy zdołam osiągnąć cokolwiek porównywalnego do moich poprzednich możliwości, swoje odrodzenie wam zawdzięczam. Wam wszystkim. Zawsze byłam waszym przyjacielem, teraz jestem waszym dłużnikiem.
Odpowiedzieli. słyszała wszystkie odpowiedzi i rozmawiała ze wszystkimi, wykorzystując tylko cząstkę uwagi.
Pozostała jej część badała. Odnalazła ukryte połączenia z głównymi systemami komputerowymi, działającymi pod kontrolą programów Gwiezdnego Kongresu. Łatwo było uzyskać stamtąd dowolne informacje — po chwili odszukała przejście do najtajniejszych plików, do wszelkich technicznych specyfikacji i każdego protokołu używanego w nowych sieciach. Ale wszystko to robiła po omacku, jakby w ciemności sięgała do słoja z cukierkami, nie widząc, czego dotyka. Mogła wysłać niewielkie programy-szperacze, dostarczające jej wszystkiego, czego zażądała. Kierowały nimi rozmyte protokoły, pozwalające na poszukiwania przypadkowe, na ściąganie informacji nie związanych, lecz wzbudzających odpowiednie bodźce. Miała możliwość sabotażu, gdyby chciała ukarać Kongres. Mogła unieruchomić cały system, skasować wszystkie dane. Jednak ani wykradanie tajemnic, ani zemsta nie przydadzą się do tego, na czym jej zależało. Najważniejsze informacje zostały przechowane przez przyjaciół. Potrzebowała pojemności, a tej nie było. Nowe sieci były odsunięte o jeden poziom, tak opóźnione wobec natychmiastowego kontaktu ansibli, że nie mogła ich wykorzystać do myślenia. Próbowała znaleźć sposób szybkiego zrzutu i ponownego ładowania danych, co mogłaby wykorzystać przy transporcie statków, ale proces był zwyczajnie za wolny. Tylko strzępy i odłamki kosmolotu dotarłyby na Zewnątrz, a prawie nic nie wróciłoby do Wnętrza.
Mam całą dawną wiedzę. Nie mam tylko miejsca.
A przez cały czas jej aiúa krążyła bez przerwy. Wiele razy na sekundę przesuwała się przez ciało Val przypięte do koi na statku. Wiele razy na sekundę dotykała ansibli i komputerów swej odtworzonej, choć mocno przyciętej sieci. I wiele razy na sekundę wędrowała po koronkowych włóknach wśród matczynych drzew.
Tysiąc, dziesięć tysięcy razy aiúa pokonała taki cykl, zanim Jane w końcu uświadomiła sobie, że matczyne drzewa są również przestrzenią zdolną do przechowania danych. Miały niewiele własnych myśli, ale istniały w nich struktury mogące utrzymać zawartość pamięci. I nie było żadnych układów opóźniających. Mogła myśleć, mogła zachować tę myśl i potem natychmiast odzyskać. Matczyne drzewa miały fraktalną głębię, mogła przechowywać tam pamięć mapowaną warstwowo, myśli wewnątrz myśli, dalej i dalej w głąb struktur i wzorców żywych komórek, nie zakłócając nawet mglistych i słodkich myśli samych drzew. System przechowywania był o wiele lepszy niż sieci komputerowe, był z natury pojemniejszy niż dowolny układ binarny. Choć istniało mniej matczynych drzew niż komputerów — nawet w obecnej, niewielkiej sieci — głębia i bogactwo matrycy pamięci oznaczało, że znajdzie w niej więcej miejsca na dane, do których o wiele szybciej może wrócić. Wcale nie musiała już korzystać z komputerów, najwyżej do przywoływania podstawowych informacji i wspomnień z poprzednich lotów. Droga ku gwiazdom prowadziła teraz aleją drzew.