Na powierzchni Lusitanii czekała w statku samotna robotnica Królowej Kopca. Jane znalazła ją bez trudu. Chociaż na dzień czy dwa „zapomniała”, jak wykonać lot międzygwiezdny, odzyskała już pamięć. Z łatwością wypchnęła statek na Zewnątrz i sprowadziła do Wnętrza ułamek sekundy później i wiele kilometrów dalej, na polanę przy wejściu do gniazda Królowej Kopca. Robotnica wstała od terminala, otworzyła drzwi i wyszła. Oczywiście, nie było żadnej ceremonii. Królowa Kopca spojrzała przez oczy robotnicy, sprawdzając, że lot się powiódł, potem zbadała jej ciało i sam statek, by się upewnić, że w czasie lotu nic nie zostało stracone ani uszkodzone.
Jane usłyszała głos Królowej Kopca — jakby z oddali, gdyż instynktownie cofała się przed tak potężnym źródłem myśli. Dotarła do niej powtórzona wiadomość, głos Człowieka rozbrzmiewający w umyśle.
‹Wszystko dobrze. Działaj dalej.›
Wróciła wtedy na statek, gdzie leżało jej własne żywe ciało. Kiedy przenosiła innych ludzi, pilnowanie ciał i utrzymywanie ich pozostawiała indywidualnym aiúa. Rezultatem były chaotyczne kreacje Mira i Endera, spragnionych ciał innych niż te, w których żyli. Zapobiegała temu, pozwalając wędrowcom przebywać na Zewnątrz tylko przez moment, przez ułamek sekundy niezbędny, by się upewnić, że fragmenty wszystkiego i wszystkich są w jednym miejscu. Tym razem jednak musiała utrzymać statek i dodatkowo ciało Val, a także przeciągnąć Mira, Elę, Gasiognia, Quarę i robotnicę Królowej Kopca. Nie może popełnić błędu.
Udało się dość łatwo. Bez wysiłku zapamiętała kształt znajomego promu, ludzi, jakich miała przenieść, nosiła już wiele razy. Swoje ciało poznała tak dobrze, że bez trudu utrzymywała je razem ze statkiem. Nową okoliczność stanowiło to, że zamiast wypychać i ściągać innych, sama również się przeniosła. Jej aiúa też znalazła się na Zewnątrz.
To był zresztą jedyny problem. Na Zewnątrz nie mogła stwierdzić, jak długo tam przebywają. Może godzinę. Rok. Pikosekundę. Nigdy przedtem nie wyruszała na Zewnątrz. Czuła się niespokojna, zagubiona, wreszcie przerażona, nie znajdując punktu odniesienia ani znaku. Jak zdołam wrócić? Z czym jestem połączona?
Szukała, ogarnięta paniką, i nagle znalazła oparcie: gdy tylko jej aiúa obiegła ciało Val na Zewnątrz, przeskoczyła, by obiec sieć matczynych drzew. W tej samej chwili przywołała statek i umieściła go tam, gdzie chciała: na płycie lotniska na Lusitanii.
Zbadała ich pospiesznie. Wszyscy dotarli. Udało się. Nie zginą w przestrzeni. Wciąż jest zdolna do prowadzania lotów międzygwiezdnych, nawet ze sobą na pokładzie. I chociaż pewnie nieczęsto będzie wyruszać w takie podróże — to zbyt przerażające, mimo kontaktu z matczynymi drzewami — wiedziała, że bez trudu znowu pokieruje statkami.
Malu krzyknął i wszyscy spojrzeli na niego. Wszyscy widzieli twarz Jane nad terminalami, setki twarzy Jane w całej sali. Wszyscy wiwatowali i cieszyli się. Dlatego Wang-mu nie rozumiała, o co może teraz chodzić.
— Bogini przeniosła swój gwiezdny statek! — zawołał Malu. — Bogini odzyskała moc!
Wang-mu słuchała i zastanawiała się, skąd o tym wie. Peter zareagował bardzo gwałtownie. Objął ją, podniósł do góry i zakręcił się w koło.
— Znowu jesteśmy wolni! — krzyczał głosem tak radosnym, jak przedtem Malu. — Znowu możemy wędrować!
Wtedy właśnie Wang-mu uświadomiła sobie, że na najgłębszym poziomie świadomości ukochany człowiek był wciąż tym samym Enderem Wigginem, który przez trzy tysiące lat włóczył się ze świata do świata. Dlaczego siedział ponury i milczący, a dopiero teraz ogarnęła go euforia? Bo nie mógł znieść myśli, że musi całe życie przeżyć na jednej planecie.
W co ja się wplątałam? — myślała Wang-mu. Czy tak to będzie wyglądać? Tydzień tutaj, miesiąc tam?
A jeśli nawet? Jeśli przez ten tydzień będę z Peterem, jeśli miesiąc przeżyję u jego boku, wystarczy mi to za dom. A jeśli nie, znajdę dość czasu, żeby dojść do jakiegoś kompromisu. Nawet Ender osiadł w końcu na Lusitanii.
Poza tym sama mogę okazać się wędrowcem. Jestem jeszcze młoda — skąd mam wiedzieć, jakie życie chciałabym prowadzić? Skoro Jane potrafi w mgnieniu oka przenieść nas dokądkolwiek, możemy zobaczyć Sto Światów, nowe kolonie i wszystko, na co nam przyjdzie ochota. Potem dopiero pomyślimy o osiedleniu się gdzieś na stałe.
Ktoś krzyczał. Miro powinien pobiec na mostek i zostawić uśpioną Jane, ale nie potrafił wypuścić jej dłoni. Nie chciał odrywać od niej spojrzenia.
— Jesteśmy odcięci! — rozległo się znowu wołanie. To Quara, zagniewana, przestraszona i zła. — Odbierałam ich transmisje i nagle cisza!
Miro niemal parsknął śmiechem. Jak mogła nie zrozumieć? Nie odbierała przekazów descoladores, ponieważ prom nie krążył już nad ich planetą. Czy nie poczuła powrotu ciążenia? Jane dokonała tego: przeniosła ich do domu.
Ale czy przeniosła również siebie? Miro ścisnął jej dłoń, pochylił się, pocałował w policzek.
— Jane — szepnął. — Nie zgub się tam. Chodź tutaj. Bądź ze mną.
— Dobrze — odpowiedziała.
Odsunął się od niej i spojrzał w oczy.
— Udało ci się.
— I to dość łatwo, po tylu zmartwieniach. Ale moje ciało chyba nie jest przystosowane do tak głębokiego snu. Nie mogę się ruszyć.
Miro wcisnął klawisz zwalniający i pasy opadły.
— Aha — mruknęła. — Przypięliście mnie. Spróbowała usiąść, ale zaraz znowu się położyła.
— Osłabłaś? — domyślił się Miro.
— Cała kabina faluje — odparła. — Może potrafię sterować przyszłymi lotami, nie porzucając całkowicie ciała.
Drzwi otworzyły się z trzaskiem. Quara stanęła w progu. Trzęsła się ze złości.
— Jak śmiałaś to zrobić bez słowa ostrzeżenia? Ela stała za siostrą i próbowała ją uspokoić.
— Na miłość boską, Quaro! Sprowadziła nas do domu! Czy to nie dosyć?
— Mogłabyś okazać trochę przyzwoitości! — wrzeszczała Quara. — Mogłaś powiedzieć, że wykonujesz ten swój eksperyment!
— Przeniosła cię razem z nami, prawda? — zaśmiał się Miro. Ten śmiech rozwścieczył Quarę jeszcze bardziej.
— Ona nie jest człowiekiem! Dlatego ci się podoba, Miro! Nigdy byś się nie zakochał w prawdziwej kobiecie. Co masz na koncie? Kochałeś kobietę, która okazała się twoją przyrodnią siostrą, potem automat Endera, a teraz komputer kierujący ludzkim ciałem jak kukiełką. Oczywiście, że śmiejesz się w takiej chwili. Nie masz żadnych ludzkich uczuć.
Jane podniosła się i stanęła na nieco miękkich nogach. Miro z zadowoleniem stwierdził, że szybko wraca do siebie po godzinie w stanie śpiączki. Nie zwracał uwagi na oskarżenia Quara.
— Nie ignoruj mnie, zadowolony z siebie, zarozumiały sukinsynu! — wrzasnęła mu Quara prosto w twarz.