Peter potrząsnął głową.
— Nie jestem nim. Naprawdę nie jestem.
— Kiedy się pierwszy raz spotkaliśmy, mówiłeś, że nie jesteś sobą. No więc teraz jesteś. Całym sobą, jednym człowiekiem zupełnym w swoim ciele. Niczego ci nie skradziono, nic nie zaginęło. Rozumiesz? Ender żył w cieniu popełnionego ksenocydu. Ty masz szansę być tym, kto do ksenocydu nie dopuści.
Na chwilę przymknął oczy.
— Jane — odezwał się. — Możesz nas przenieść bez statku? Nasłuchiwał.
— Problem w tym, jak uważa, czy my zdołamy się utrzymać. Ona przesuwa tylko statek i nasze aiúa. Swoje ciała podtrzymujemy sami.
— I tak robimy to przez cały czas. Czyli to żadna różnica.
— Jest różnica — zapewnił Peter. — Jane mówi, że wewnątrz statku mamy wizualne punkty zaczepienia, poczucie bezpieczeństwa. Bez tych ścian, bez światła, w otchłani pustki, możemy zagubić nasze miejsce. Możemy zapomnieć, że jesteśmy związani z własnymi ciałami. Naprawdę musimy się starać.
— Czy coś by pomogło, gdybyśmy byli ludźmi o silnej woli, upartymi, ambitnymi i egocentrycznymi, którzy zawsze pokonują przeszkody, niezależnie od okoliczności?
— Owszem, te cechy mają znaczenie.
— Więc do roboty. Tacy właśnie jesteśmy.
Odszukanie aiúa Petera nie sprawiło Jane kłopotu. Bywała już w jego ciele, podążała za aiúa — czy też ścigała ją — i teraz znalazła natychmiast. Wang-mu to całkiem inna sprawa. Jane nie wiedziała o niej zbyt wiele. Do tej pory zabierała ją w podróże statkiem, którego pozycję już znała.
Kiedy jednak znalazła aiúa Petera — czy też Endera — sprawa okazała się dość prosta. Peter i Wang-mu byli filotycznie złączeni. Maleńka sieć rozciągała się między nimi. Nawet bez puszki dookoła, Jane mogła utrzymać ich oboje równocześnie, jakby byli jednością.
Pchnęła ich na Zewnątrz i spostrzegła, że tym mocniej zwierają się razem — nie tylko ciała, ale też niewidoczne sploty najgłębszej jaźni. Razem znaleźli się na Zewnątrz, razem wrócili do Wnętrza. Jane poczuła ukłucie zazdrości — tak jak była zazdrosna o Novinhę, choć bez tego fizycznego wrażenia żalu i gniewu, których źródłem było jej ciało. Wiedziała jednak, że to absurd. Mira kochała tak, jak kobieta kocha mężczyznę. Ender był jej przyjacielem i ojcem, a teraz właściwie przestał już być Enderem. Stał się Peterem, pamiętającym tylko kilka miesięcy ich związku. Byli przyjaciółmi, ale nie miał praw do jej serca.
Znajoma aiúa Endera Wiggina i aiúa Si Wang-mu splotły się jeszcze mocniej, kiedy Jane ustawiła ich na powierzchni Lusitanii.
Stali pośrodku lądowiska. Ostatnie kilka setek ludzi gorączkowo usiłowało zrozumieć, dlaczego statki przestały odlatywać akurat w chwili, kiedy wystrzelono system DM.
— Statki są pełne — zauważył Peter.
— Przecież nie potrzebujemy statku — odparła Wang-mu.
— Potrzebujemy. Bez statku Jane nie przechwyci pocisku.
— Przechwyci? — zdziwiła się. — A zatem masz jakiś plan.
— Czy nie mówiłaś, że mam? Nie mogę pozwolić, żebyś z mojej winy okazała się kłamcą.
Przez klejnot zwrócił się do Jane.
— Jesteś? Możesz ze mną rozmawiać przez satelity na… Rozumiem. Dobrze. Jane, musisz opróżnić dla nas jeden statek. — Przerwał na moment. — Przenieś ludzi do którejś kolonii, poczekaj, aż wysiądą, a potem sprowadź statek do nas, z daleka od tego tłumu.
Jeden z kosmolotów zniknął z lądowiska. Ludzie krzyknęli radośnie i rzucili się do pozostałych. Peter z Wang-mu czekali… Czekali, wiedząc, że z każdą straconą na rozładunek minutą system DM zbliża się do celu.
Wreszcie oczekiwanie dobiegło końca, obok nich wyrosła puszka statku. Peter otworzył drzwi i wciągnął Wang-mu do środka, zanim ktokolwiek z ludzi zauważył, co się dzieje. Rozległy się krzyki, ale zamknął i uszczelnił właz.
— Jesteśmy — stwierdziła Wang-mu. — Ale gdzie teraz lecimy?
— Jane zgrywa prędkość z pociskiem.
— Myślałam, że bez statku go nie znajdzie.
— Odbiera namiary z satelity. Przewidzi, gdzie się znajdzie w określonym momencie, a potem przerzuci nas do Wnętrza dokładnie w tym punkcie, lecących dokładnie z taką samą prędkością.
— Pocisk znajdzie się wewnątrz statku? — zdumiała się Wang-mu. — Razem z nami?
— Cofnij się pod ścianę — polecił. — I trzymaj się mnie. Będziemy w nieważkości. Odwiedziłaś już cztery planety i ani razu tego nie doświadczyłaś.
— A ty przeżyłeś coś takiego?
— Nie w tym ciele. — Peter roześmiał się. — Ale chyba na jakimś poziomie pamiętam, jak sobie z tym radzić, ponieważ…
W tej właśnie chwili stracili ciężar, a w powietrzu przed nimi — nie dotykając ścian statku — znalazł się ogromny pocisk niosący system DM.
Peter zaczepił stopy o przymocowaną do ściany ławeczkę i sięgnął do powłoki.
— Musi dotknąć podłogi — oznajmił.
Wang-mu próbowała mu pomóc, ale natychmiast oderwała się od ściany i popłynęła w powietrzu. Poczuła mdłości, zmysły rozpaczliwie szukały jakiegoś kierunku, który mógłby posłużyć za dół.
— Wyobraź sobie, że pocisk jest w dole — rzekł z naciskiem Peter. — Jest w dole. Spadasz na pocisk.
Przeorientowała się. Pomogło. Kiedy podpłynęła bliżej, zdołała chwycić metalową powłokę i przytrzymać. Potem, wdzięczna losowi, że nie wymiotuje, już tylko patrzyła, jak Peter delikatnie popycha pocisk w stronę podłogi. Statek zadrżał, kiedy się zetknęły — masa pocisku była prawdopodobnie większa niż masa statku wokół niego.
— W porządku? — zapytał Peter.
— Już mi lepiej — odpowiedziała Wang-mu i zrozumiała, że zwracał się do Jane.
— Jane bada go teraz — wyjaśnił. — Tak jak statki, zanim gdziekolwiek je przeniesie. Jej aiúa robi coś w rodzaju obchodu całego urządzenia. Teraz, kiedy nastąpił fizyczny kontakt, może wyczuć wewnętrzną formę obiektu. Dostatecznie, żeby utrzymać go na Zewnątrz.
— Zabierzemy go tam i zostawimy?
— Nie. Albo przetrwa w całości i detonuje, albo się rozpadnie. Tak czy tak, kto wie, jakich narobi szkód? Ile jego kopii się pojawi?
— Ani jedna — stwierdziła Wang-mu. — Stworzenie czegoś nowego wymaga inteligencji.
— Jak myślisz, z czego on jest zrobiony? Jak każdy skrawek twojego ciała, jak każdy kamień i chmura, to wszystko aiúa. A tam będą inne, nie połączone, pragnące znaleźć swoje miejsce, imitować, rosnąć. Nie. Ta rzecz jest zła i nie wyniesiemy jej na Zewnątrz.
— Więc co z nią zrobimy?
— Odeślemy do nadawcy — odparł.
Admirał Lands stał ponury i samotny na mostku okrętu flagowego. Causo już wszystko powiedział: użycie systemu DM było bezprawne i wbrew rozkazom. Kiedy wrócą do cywilizacji, Stary stanie przed sądem wojennym albo i gorzej. Nikt z nim nie rozmawiał, nikt nie śmiał na niego spojrzeć. Lands wiedział, że musi zdać dowództwo i przekazać okręt Causo jako pierwszemu oficerowi, natomiast flotyllę swojemu zastępcy, admirałowi Fukudzie. Gest Causo, który nie aresztował go od razu, był miłosierny, ale bezużyteczny. Skoro poznali prawdę o buncie, oficerowie i żołnierze nie mogliby wykonywać jego rozkazów, a on nie mógłby tego od nich wymagać.
Lands odwrócił się, by wydać polecenie, i zauważył, że pierwszy już biegnie w jego stronę.
— Sir! — Causo zatrzymał się.
— Wiem — rzekł Lands. — Przekazuję panu dowództwo.
— Nie, sir. Proszę za mną.
— Co pan zamierza?