Выбрать главу

Najwidoczniej nie zapomniał tego, co zobaczył w pralni, ale wyglądało na to, że tamto doznanie nie wyrządziło mu większej szkody, jak się Mali obawiała. Jednak to nie zasługa Johana, pomyślała z goryczą. Sama musiała uspokajać syna i cierpliwie tłumaczyć to, co widział. Jeśli to kłamstwo pomogło mu uporać się z trudnym przeżyciem, to warto było kłamać.

– No proszę – uśmiechnął się Johan i podrzucił Siwerta w górę. – Nie można ciągle chodzić bez ubrania, rozumiesz.

Mimo wszystko często im się zdarzało rozbierać. Stało się to, czego Mali się obawiała: kiedy Johan odzyskał ją na powrót w swoim łóżku, odebrał z nawiązką to, co, jak pewnie uważał, stracił w ciągu trzech lat. Wieczorów, kiedy udało jej się jakoś wywinąć, było niewiele, poza krótkim tygodniem raz w miesiącu. Wtedy Johan trzymał się z daleka, ale ciągle narzekał, że jej krwawienia trwają tak długo i że zdarzają się wyjątkowo często.

Nie miał racji. Krwawiła regularnie, jak w zegarku. Tak było zawsze, już od pierwszego razu. Jednak nie dyskutowała z mężem, poddała się. Najważniejszy był spokój w domu. Zauważyła, że Sivert z coraz większą czujnością obserwuje relacje między nią i Johanem, a dla niej najważniejsze było to, żeby chłopiec czuł się bezpiecznie. Zawsze przed pójściem do łóżka wybierała się do wychodka i stało się to jej nawykiem. Tam każdego wieczoru zabezpieczała się tłuszczem, tak na wszelki wypadek. Johan był zadowolony i promieniał jak słońce. Wreszcie miał to, czego chciał: syna w osobnej sypialni i żonę w swoim łóżku. Tak upływały kolejne dni lata w pozornym spokoju i zgodzie, poza tym, że roboty było mnóstwo przy żniwach i innych pracach, jak zwykle o tej porze roku.

Beret odzyskała wreszcie trochę kolorów na twarzy. Nie była już tak milcząca i zamknięta w sobie jak podczas pierwszych miesięcy po śmierci męża. Zaczęło się od tego, że dała się namówić na wyjazd na chrzciny do Innstad; tam trochę odżyła. Teraz znowu udzielała się w działalności koła kobiet i znowu zaczęła dbać o wygląd salonu. Zupełnie jak za dawnych czasów, pomyślała Mali.

Mali cieszyła poprawa samopoczucia Beret, ale starała się nie wchodzić jej w drogę. Po prostu nauczyła się żyć obok. Tak postępowała zarówno wobec teściowej, jak i wobec jej syna, którzy byli dla niej uosobieniem zła. Wreszcie zrozumiała, że skoro musi razem z nimi mieszkać, to lepiej nie wywoływać zbyt wielkiego szumu wokół żadnego z nich i nie szukać powodu do kłótni. Jednak nie podobało jej się to życie, zresztą od samego początku.

Od czasu do czasu wykradała chwilę dla siebie i sama szła na przystań, zwykle wieczorem, gdy położyła Siverta spać. Nieraz kąpała się w fiordzie i siadała nago oparta o ścianę szopy na łodzie, pozwalając łagodnej wieczornej bryzie osuszyć ciało i włosy. Nieuchronnie jej myśli wędrowały w takich chwilach ku Jo. Tego lata nie zawitał jeszcze do Stornes żaden Cygan, nie słyszała też, by pojawił się w którymś z sąsiednich gospodarstw. Ale przyjdą, jak tylko ich bieda przyciśnie.

Kiedy tak siedziała mokra i naga przy szopie na łodzie, odżywały w jej pamięci wspomnienia. Czasem obrazy były tak wyraziste i żywe, że aż ją przerażały. W takich chwilach uświadamiała sobie, jak wygląda jej życie. Zdała sobie sprawę, że żyje w ciągłym napięciu i niezadowoleniu, pozwala mężczyźnie, którego nie kocha, by ją brał i posiadł na własność, a przy tym udaje, że tak jest dobrze, choć nienawidzi każdej spędzonej z nim sekundy. Łatwiej chyba znosić to zimą, pomyślała. Ale kiedy przychodziło lato, wracały przeżycia sprzed paru lat i marzenia. I ta dręcząca tęsknota, która sprawiała, że czuła się chora, gdy pragnienia stawały się zbyt silne, chociaż za wszelką cenę usiłowała je stłumić. Nie miała już na nic nadziei, nie miała za czym tęsknić. Ale marzenia…

Odchyliła głowę i przymknęła oczy. Ujrzała w wyobraźni obraz Jo. I poddała się wspomnieniom o tamtym wieczorze, który spędzili razem tu nad fiordem; doznanie było tak silne, że niemal czuła zapach nagiego ciała Jo, jego ciężar, ciepło pożądliwych dłoni. Jego usta, język.

Westchnęła rozmarzona i położyła się na trawie. Nie zdając sobie dobrze sprawy z tego, co robi, zaczęła pieścić swoje ciało. Przesunęła dłońmi po piersiach, w dół brzucha, wzdłuż bioder. Nagle drgnęła. Jedna dłoń znalazła drogę między nogami, a dwa palce wślizgnęły się głębiej. Jęknęła z rozkoszy i rytmicznie wsuwała i wysuwała palce. W jednej chwili poczuła, jak coś w niej narasta, pozazmysłowa przyjemność i błogość, uczucie, którego nie dało się powstrzymać. Było silniejsze niż wszystko inne i porwało ją w wirującą otchłań czystej rozkoszy, jakiej nie doznała od czasu, kiedy była z Jo. Tylko on potrafił doprowadzić ją do tego stanu. Z drżeniem poddała się, skuliła, czując w podbrzuszu rytmiczne skurcze.

Kiedy oprzytomniała, przeraziła się. Gwałtownie usiadła i rozejrzała się wokół ze strachem w oczach. Nasłuchiwała. Wszędzie panowała cisza. Mali słyszała jedynie bicie własnego serca i cichy plusk fiordu. Od czasu do czasu znad szkierów zaskrzeczał kulik. Popatrzyła wzdłuż swego ciała i podciągnęła kolana pod brodę. Co ona zrobiła? Twarz paliła ją z podniecenia i ze wstydu.

Nie wiedziała, że tak można, że tak też… Pośpiesznie wstała, sięgnęła po ręcznik, wytarła się i włożyła ubranie. To, czego się dopuściła, na pewno jest grzechem, pomyślała. Obraza boska! Nic innego. Być może to nawet nie jest normalne. Mimo to nie żałowała. Ciepłe, odprężające uczucie zadowolenia nie opuszczało jej. Po raz pierwszy od chwili, gdy kochała się z Jo, zdała sobie sprawę, jak desperacko jej ciało łaknęło dokładnie tego, owego cudownego, w pełni niekontrolowanego przeżycia, które przeszyło ją niczym błyskawica, i całkowitego zaspokojenia, które ją potem ogarnęło. Czuła się jak nowo narodzona, drżąco łagodna i odprężona.

Szybko przebiegła przez ogród w obawie, że jednak ktoś ją widział. Ale wokół panowała zupełna cisza, nie dochodziły odgłosy rozmów ani ludzkich kroków. Mali zatrzymała się, odwróciła i spojrzała w dół na przystań. Wiedziała, że zrobi to znowu. To było najbliższe spotkanie z Jo od chwili, kiedy wyjechał. Nawet jeśli to grzech, zrobi to jeszcze wiele razy, skoro już wie, że wystarczy zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że to Jo zabiera ją w oszałamiającą podróż rozkoszy i pożądania. Nikt się o tym nie dowie, a jeden grzech więcej czy mniej? Jakie to ma znaczenie? Żadnego, skoro to takie cudowne: można żyć długie lata, karmiąc się w ten sposób, pomyślała i zdała sobie sprawę, że się uśmiecha.

Żniwa w dolinie dobiegły końca, a siano z górskich pastwisk skoszono i zwieziono pod dach. Wszyscy wybierali się na hale, Mali, Johan, Sivert i parobcy. Ingeborg również miała w tym roku im towarzyszyć, żeby uczyć się rozmaitych prac od Ane. Zostało już bowiem ustalone, że Ane i Aslak pobiorą się na jesieni, i należało się liczyć z tym, że Ane będzie przy nadziei i w związku z tym będzie musiała zostać we dworze. Niewykluczone, że w przyszłym roku jej obowiązki na pastwiskach przejmie zatem Ingeborg. Nikt nie wiedział tego na pewno, ale mogło się tak ułożyć. W każdym razie należało się przygotować na taką ewentualność. Johan podtrzymał swą obietnicę, że w prezencie ślubnym podaruje młodym niewielką działkę w górach przy letnich oborach wraz z niedużym otaczającym ją poletkiem, pod warunkiem jednak, że Ane zostanie na służbie w Stornes również po ślubie, nawet gdy zostanie matką. Dziewczyna obiecała, że nie odejdzie, czerwieniąc się przy tym i spuszczając wzrok. Mali stwierdziła, że jeśli Ane urodzi dziecko, mimo wszystko będą musieli się rozejrzeć za nową służącą, przynajmniej na jakiś czas, żeby odciążyć Ane tuż przed, a także zaraz po porodzie. Nie wiadomo zresztą, czy starczy jej zdrowia. Ale zajmą się tym, gdy przyjdzie pora, nie warto martwić się na zapas, pomyślała. Szczerze życzyła jej tego szczęścia, które Ane najwyraźniej znajdowała u boku Aslaka.