Głowa jej niemal eksplodowała, kiedy w nią wniknął.
Zdusiła krzyk, wygięła się w luk, by być bliżej, i jeszcze mocniej przyciągnęła Jo ku sobie. Wychodziła naprzeciw każdemu pchnięciu. Jedyną jej jasną myślą było to, by ją kochał, by zaspokoił cztery lata tęsknoty.
Oboje zbyt szybko doszli, ale żadne z nich nie chciało tego zatrzymać. Jo uniósł się na łokciach i spojrzał na Mali. Uśmiechnął się. Zapadł jej w pamięć ten uśmiech. Nie zapomniała go. Kiedy wargi Jo zamknęły się na jednej z jej stwardniałych brodawek, jęknęła z rozkoszy i objęła go za szyję. Zatopiła palce w jego kręconych włosach. I poddała mu się, pozwoliła mu robić z sobą, co chciał. Przez moment pomyślała o nienarodzonym życiu, które nosiła, że może nie powinna… Ale myśl szybko uleciała w potoku szalonych uczuć.
Czy było tak dobrze za pierwszym razem? – zastanowiła się. Potem zapomniała o wszystkim, jęczała z rozkoszy, kiedy przesuwał językiem po jej skórze i ssał wrażliwe miejsca, czym doprowadzał ją niemal do utraty świadomości. Kiedy wreszcie wniknął w nią ponownie, nie śpieszył się. Pragnął jej dać wszystko, o czym marzyła, wszystko, za czym tęskniła tak desperacko przez ten zbyt długi czas rozłąki. Mali czuła, że płacze i śmieje się jednocześnie. Ale najwspanialsza była świadomość, że tym razem to nie tylko sen i fantazja. Był tutaj, jak najbardziej żywy, mężczyzna, którego kocha, kochała i zawsze będzie kochać! Jo!
Potem już nic więcej nie pamiętała.
Długo leżeli w milczeniu przytuleni do siebie. Wreszcie Mali uniosła głowę i spojrzała na Jo.
– Masz inną kobietę – zaczęła niepewnie. – Prawda?
Nie od razu odpowiedział. Na moment uciekł wzrokiem, ale zaraz popatrzył jej w oczy.
– Tak, mam inną kobietę – przyznał. – Dałaś mi jasno do zrozumienia, że nigdy nie będziemy mogli być razem. Mimo to długo żyłem w przekonaniu, że któregoś dnia do mnie jednak przyjdziesz – dodał i pieszczotliwie przesunął palcem po jej twarzy. – Ale ty nie przyszłaś…
– Jak mogłeś związać się z inną? – szepnęła Małi rozgoryczona. – Mówiłeś, że zawsze będziesz na mnie czekał. Jak możesz… jak możesz robić to z inną? Po tym, co przeżyliśmy razem…
– Pragnąłem tylko ciebie – zaczął smutno. – Zaklinałem cię, żebyś jechała ze mną, kiedy opuszczałem Stornes, ale ty nie chciałaś. Inne sprawy znaczyły dla ciebie więcej niż ja. I taka jest prawda, wiesz? Gdybyś czuła to samo co ja, kochała tak bardzo, bezwarunkowo, wyruszyłabyś ze mną. Bez względu na wszystko. Nic cię tu nie trzymało, ale ty zostałaś…
Jego słowa smagały niczym bicz. Mali jęknęła cicho. Przez dłuższą chwilę w niewielkiej izbie rozlegał się jedynie słaby trzask ognia z pieca.
– Mimo to wierzyłem, że przyjdziesz – mówił dalej. – Łudziłem się nadzieją, że jeśli będzie ci tak samo źle, to nie będziesz mogła żyć bez… Tak długo wierzyłem, że jednak się zjawisz, ale ty nie przyszłaś – powtórzył. – Nawet gdy się zorientowałaś, że nosisz pod sercem moje dziecko. Jak mogłaś żyć dalej w Stornes? Dzielić łoże i stół z Johanem? Kłamać każdego dnia…
Jego ciałem wstrząsnął bolesny szloch. Mali poczuła się nieswojo. Pełne wyrzutów słowa Jo paliły jak ogień. Ogarnął ją wstyd i wielki żal do siebie; musiała przyznać, że postąpiła źle.
Bo rzeczywiście, nie mogła chyba zachować się gorzej. Skruszona położyła głowę na piersi ukochanego mężczyzny.
– Byłem chory z tęsknoty – mówił dalej, bawiąc się jej włosami. – Moja stara ciotka poradziła mi w końcu, że powinienem trzeźwo spojrzeć na rzeczywistość, tłumaczyła, że nikt nie może przeżyć życia, uciekając w świat marzeń. Rozumiała wiele, przekonała mnie, że nie mogę snuć się niczym żywy trup. Miałem dopiero dwadzieścia pięć lat, Mali. I wtedy zjawiła się Maria…
Na dźwięk tego imienia Mali jakby otrzymała cios. Maria. A więc tak ma na imię, pomyślała, a jej oczy nabiegły łzami.
– Desperacko szukałem ciepła i pociechy – szeptał nad jej głową. – Maria żądała tak niewiele, a dawała tak dużo. Jest dobrą kobietą…
Nagle Jo uniósł twarz Mali i popatrzył jej w oczy.
– Jak myślałaś, Mali? Że ty będziesz żyła z innym mężczyzną, zabierzesz mi syna, podczas gdy ja… Mówisz, że nie kochasz Johana, ale mimo to pewnie cały czas z nim sypiałaś, jak sądzę. Pozwalałaś mu, by cię brał. Wykorzystywał – dodał z goryczą. – Uważam, że mój grzech nie jest cięższy od twego. Ty okłamywałaś wszystkich, nawet naszego syna. Ja zaś wyznałem Marii, że gdzieś istnieje inna kobieta, której nigdy nie zapomnę, którą zawsze będę kochał. Zaakceptowała to i nie pyta mnie o nic, bo wie, że nigdy nie otrzyma odpowiedzi. Jesteś moja i żyjesz w moim sercu, pozostaniesz w nim na zawsze.
Delikatnie odgarnął Mali włosy z czoła i przyjrzał się jej w słabym drgającym świetle świecy łojowej. Potem objął ją ramionami i mocno przytulił.
– Dlaczego tak się stało? – szepnął ochryple. – Zawsze tylko ciebie pragnąłem…
Mali płakała, płakała nad utraconą miłością, z tęsknoty, ze smutku, nad swoim grzechem i winą. Jednak ciotka Jo miała rację, pomyślała, trzeba mocno stąpać po ziemi. Sama też posłuchała rozsądku. Dlatego została w Stornes.
Jo pocałował ją ponownie. Mali poczuła w ustach słony smak łez obojga. Ogarnął ją niewypowiedziany smutek.
– Masz dzieci?
Pytanie niczym słaby oddech musnęło ucho Jo. Musiała wiedzieć, chociaż właściwie nie chciała. Nie zniosłaby myśli, że jakaś inna kobieta nosiła jego dziecko, że dzieli z nim rodzicielską dumę i radość.
– Tak – odparł cicho, nie patrząc na nią. – Mam.
Nie pytała więcej. Ile, jakiej płci. Nie mogła. Wtuliła się tylko jeszcze mocniej w jego ramiona i płakała.
– Mali, Mali – szeptał i ostrożnie ułożył ją na poduszce. – Nie płacz. Nie stało się tak, jak sobie wymarzyliśmy. Nigdy nie będziemy należeli do siebie. Nie muszę nawet pytać po raz drugi o twój wybór. Pozostałaś w Stornes. Gdybyś chciała być ze mną, przyszłabyś dawno temu.
Okręcał wokół palców jej jasne kosmyki włosów i otarł czule ciepłą ręką łzy z jej policzków.
– A teraz jest za późno – dodał. – Teraz nie chcę odejść od Marii, nie zasłużyła na to. Mieliśmy naszą szansę, ty i ja, Mali, ale nie wykorzystaliśmy jej. Tak się stało i nie możemy tego cofnąć. Lecz życie dało nam tę dzisiejszą noc i być może podaruje jeszcze cały dzień i noc. Przyjmijmy tę jałmużnę. Chyba nie zabronisz mi spotkać się jutro z moim synem?
Mali pokręciła głową.
– Nie, naturalnie możesz się z nim zobaczyć i spędzić z nim ten dzień – zgodziła się. – Ale nie wolno ci się przyznać, kim jesteś. To jest cena. A nam zostanie jeszcze jedna noc, jeśli chcesz. Johan nie pojawi się tu wcześniej niż za parę dni, zajrzy dopiero koło soboty – rzekła niepewnie.
– Czyżby Sivert nigdy nie miał się dowiedzieć, kto jest jego prawdziwym ojcem? – spytał Jo i spojrzał z wyrzutem na Mali. Odwróciła wzrok. – Czy nie każdy człowiek ma prawo wiedzieć, kim jest? Mali…
– Nie wiem – szepnęła z rozpaczą. – Być może powiem mu o tym pewnego dnia, gdy będzie wystarczająco duży, by to zrozumieć. Nie wiem, Jo. Boję się, jak zareaguje, co zrobi. A jeśli mnie potępi i jeśli i jego stracę? Jeżeli Sivert odwróci się ode mnie, nie przeżyję tego. Żyję tylko dla niego, nie rozumiesz tego, Jo? Kiedy już zaczęło się kłamać… Nie potrafię powiedzieć, co zrobię. Nie pytaj mnie więcej i nie żądaj niczego. Nie mam pojęcia, jeszcze nie…