Выбрать главу

Oczami szukał Mali i syna. Zobaczył ją, jak stoi nieco niżej na pastwisku z płaczącym chłopcem mocno wtulonym w jej ramiona. Dostrzegł również jej błyszczący, przerażony wzrok. Przez chwilę zastanawiał się, czy może powinien Johanowi odmówić. Gospodarz wydawał się spokojny, ale Jo domyślał się, że pod pozornym opanowaniem kryje się niepohamowana, lodowata nienawiść. Może okazać się groźny, gdy przyjdzie co do czego, pomyślał, wyprowadzony z równowagi będzie w stanie zaatakować. W każdym razie trzeba go odciągnąć od Mali i Siverta, postanowił. Jeżeli poprowadzi Johana w góry, tamten być może trochę się opanuje, jeśli nawet nie, to przynajmniej przez jakiś czas Mali i dziecko będą bezpieczni. Jo uznał, że tych kilka godzin może mieć decydujące znaczenie. Ufał, że uda mu się przemówić Johanowi do rozsądku, jeżeli tamten w ogóle będzie chciał rozmawiać. A jeśli dojdzie do bójki… Jo rzucił szybkie spojrzenie na Johana. Ocenił, że ma nad nim przewagę zarówno pod względem siły, jak i zręczności, chociaż właściwie nie chciał się bić. Ale jeśli przyjdzie walczyć o życie…

Ponownie poszukał wzrokiem dwojga tych, których kochał. Potem wziął sweter i był gotów do drogi. Niezależnie od tego, co się stanie, musi chronić Mali i syna. Nie miał zatem innego wyjścia, niż pójść z Johanem. Tak mu się przynajmniej wydawało.

Mali widziała, jak Jo bierze sweter, i zrozumiała, że zamierza iść z Johanem. Znowu chciała krzyknąć, żeby tego nie robił, że nie wolno mu się na to zgodzić. Żeby po prostu zniknął, a ona weźmie na siebie konsekwencje. Jednak nie była w stanie nawet potrząsnąć głową.

– Dobrze, w takim razie chodźmy – rzekł Johan, odkładając tobołek, który miał na plecach. – Worek nie będzie mi potrzebny – dodał dziwnie ochrypłym głosem. – Nie wybieramy się daleko, jak sądzę.

Potem odwrócił się do Mali.

– Idź – powtórzył szorstko. – Idź już!

Mali postawiła Siverta na ziemi, podała mu rękę i wolno zaczęła schodzić w dół. Nogi ledwie ją niosły. Kiedy po chwili odwróciła się, zobaczyła, jak Jo i Johan kierują się w górę pastwiska. Ich dwie sylwetki wydawały się bardzo ciemne, niemal czarne. Poczuła, że jest jej zimno, i spostrzegła, że słońce skryło się za chmurą. Pewnie dlatego ich postacie wydały się takie ciemne, pomyślała ponieważ znalazły się w cieniu.

ROZDZIAŁ 8

Nigdy jeszcze droga z pastwiska nie była tak długa jak tego jesiennego dnia. Przez większość czasu Mali musiała nieść Siverta na rękach, gdyż pochlipywał i płakał, i nie chciał iść. Przenosiła go z jednego biodra na drugie, nigdy nie przypuszczała, że jest tak ciężki. A może tylko jej się wydawało, ponieważ sama nie miała siły w nogach. Ledwie ją niosły w dół zbocza.

– Dlacego tata jest zły, mamo? – łkał Sivert, wkładając kciuk do buzi i przytulając główkę do szyi matki.

Mali przełożyła synka na drugie biodro, pogładziła go po głowie i przełknęła.

– Tata nie jest zły na ciebie – odparła łamiącym się głosem. – Na pewno będzie miły, kiedy wróci do domu.

Na samą myśl o spotkaniu z Johanem przeszedł ją dreszcz. Nigdy przedtem nie widziała większej nienawiści. Czuła, że wprawiła w ruch potworny i niebezpieczny proces, którego teraz nie da się powstrzymać. Nie mogła już niczego wyznać, odpokutować w jakiś sposób – teraz, kiedy Johan o wszystkim wiedział. Nie miała nawet odwagi pomyśleć o tym, co on może zrobić, kiedy wróci do dworu. Zrujnowała jego życie, zdawała sobie z tego sprawę. Ponieważ to Sivert – syn i spadkobierca – był całym życiem i dumą Johana, zwłaszcza, że małżeństwo z nią nigdy nie spełniło jego marzeń. Chłopiec wyzwalał w nim wszystko, co dobre, dawał radość i łagodził jego szorstką naturę. A teraz nagle pan ze Stornes zrozumiał, że całe jego życiowe szczęście opierało się na kłamstwie i zdradzie.

Mali poczuła ciarki przebiegające jej po plecach. Nie, nie uda jej się z tego wytłumaczyć. Nie może posłużyć się kolejnym kłamstwem i ufać, że jeszcze raz wszystko się ułoży. Johan stanął wobec nagiej, zimnej prawdy i nigdy Mali nie wybaczy. Na tyle go zna. Ale co z nią zrobi? Bo chyba nie tknie Siverta. pomyślała w panice i mocniej przytuliła synka. Chłopiec jest przecież niewinny. Johan nie może go karać za grzech, którego ona się dopuściła… A jeśli tak? Jeśli doprowadziła go do takiego stanu, że nie zostało w nim nic poza nienawiścią i żądzą zemsty, nawet względem niewinnego dziecka? Myśl o tym wydała się tak potworna, że Mali jęknęła.

Powoli docierało do niej, że prowadziła niebezpieczną grę i przegrała. Sądziła, że panuje nad rozwojem wypadków, lecz jej własna tęsknota i pożądanie doprowadziły ich wszystkich na skraj przepaści. Jo nie powinien był przychodzić na pastwiska, pomyślała z goryczą, usiłując zrzucić winę na niego. Ale zaraz zreflektowała się: mogła przecież zażądać, by odszedł. Wtedy nikt by nie ucierpiał.

Dotarła do letnich obór, zatrzymała się na chwilę i oparła o ogrodzenie. Co powie, kiedy zjawi się w domu tak, jak stoi? Wszyscy bowiem wiedzieli, że trzeba konia, by zwieźć na dół rzeczy, a Johan poszedł pieszo. Prawdopodobnie wybrał się z zamiarem poszukiwania owiec i planował zaraz wrócić, żeby ponownie pojechać po nią i Siverta pod koniec tygodnia, tak jak się umówili.

– Nie chcę! – zawołał Sivert i złapał Mali za spódnicę. -Ponieś mnie. Ponieś mnie, mamo.

– Zaraz cię wezmę na ręce – obiecała Mali i usiadła na trawie. – Ale musimy trochę odpocząć. Mama jest taka zmęczona.

Malec wdrapał się na jej kolana i objął ją za szyję. Mali poczuła, że chłopiec drży, i pomasowała go po plecach.

– Zimno ci? – spytała, zdjęła szal i otuliła nim syna. – Zmarzłeś?

Sivert potrząsnął głową. Okręcał na paluszkach jej włosy, które się rozpuściły i luźno kładły na plecach.

– Tata jest zły – powtórzył. – Zły na nas. Dlacego, mamo? Nie żłobiłem nic złego… Zlobiłem?…

– Nie, nie, moje dziecko – zapewniła go Mali, pogładziła po policzku i pocałowała. – Nie zrobiłeś nic złego, a tato nie jest zły na ciebie. Pamiętaj o tym. Jesteś ojca ulubieńcem! Przecież o tym wiesz!

Czyżby? – zastanowiła się. Jak Johan potraktuje Siverta, skoro wie, że malec nie jest jego synem? I co zrobi z nią, która oszukała jego i wszystkich wkoło? Nagle przyszło jej do głowy, że powinna zejść do dworu, spakować najpotrzebniejsze rzeczy i razem z Sivertem uciec ze Stornes, zanim Johan wróci. Jeżeli nie zatłucze ich na śmierć w napadzie złości, to tak czy owak i ją, i syna czeka w Stornes ciężkie życie. Ale dokąd mają pójść? Dokądkolwiek się udadzą, wszędzie dotrze wieść, że Sivert nie jest synem Johana, a ona, Mali, przespała się z Cyganem i wszystkich wystrychnęła na dudka.

Gospodarz z Gjelstad wreszcie będzie miał się z czego cieszyć, pomyślała i wzdrygnęła się. Prawda przerośnie nawet to, o co on ją podejrzewał. Drań postara się o to, by sensacyjna nowina rozeszła się po wszystkich wioskach, a jeszcze i od siebie co nieco dołoży. Chociaż…

I tak było źle.

A może powinna mimo wszystko poczekać na Johana? Zejdzie mu pewnie do wieczora, a wtedy być może uda się porozmawiać z nim spokojnie, choć Mali nie miała na to wielkiej nadziei. Ale chyba warto poczekać, myślała dalej. Do tego czasu upłynie parę godzin i Johan zdąży się opanować. Opamięta się. Być może wybierze najprostsze rozwiązanie i by nie wywoływać sensacji i skandalu, zatrzyma ją i Siverta w Stornes, oczywiście pod warunkiem, że od tej pory będzie decydował o wszystkim. Nie mógł przecież w jednej chwili przestać chłopca darzyć uczuciem, pocieszała się Mali. Jeszcze niedawno był gotów poświęcić za niego życie. Miłości nie da się tak po prostu przekreślić jednym ruchem, a Sivert przecież niczemu nie zawinił. Stosunek synka do Johana przecież wcale się nie zmienił, rozważała Mali w duchu, malec o niczym nie wiedział i nie rozumiał zachowań dorosłych i ich zawiłych spraw. Kochał ojca, jak zawsze do tej pory, i Johan o tym wiedział. A ona sama? Czy zdoła pozostać po tym wszystkim w Stornes? To zależy, pomyślała. Była skłonna pójść na wiele ustępstw, jeżeli nie z innych względów, to przynajmniej dla Siverta, żeby jemu nie działa się krzywda. Lecz w głębi jej duszy tkwił lęk, że Johan uczyni piekłem zarówno życie jej, jak i Siverta.