Выбрать главу

Powoli wstała i wzięła syna na ręce. Nagle poczuła mdłości, jakby znalazła się na wzburzonym morzu. Oparła się o ogrodzenie i zwymiotowała. Skurcze brzucha były tak silne, że zgięła się wpół i jęknęła.

– Mama chola? – spytał Sivert i pociągnął ją za włosy, żeby zobaczyć jej twarz. Jego nieszczęśliwe oczy były pełne troski.

– Nie, tylko zrobiło mi się niedobrze – szepnęła Mali i przetarła dłonią usta. – To przejdzie. Już mi dużo lepiej.

Ale to wcale nie przejdzie, pomyślała bezsilna. W całej tej beznadziejnej sytuacji, do której doprowadziła, dostrzegła promyk nadziei: nosiła pod sercem dziecko Johana. Czy to mogłoby ich uratować? Czy Johan łaskawie pozwoli im zostać, gdy się dowie, że wreszcie będzie miał potomka z własnej krwi i kości? Mali ponownie postanowiła, że powinna poczekać do powrotu męża, przekonana, że na pewno uda się porozmawiać.

– Co się stało? – zdumiała się Ane, kiedy Mali chwiejnie weszła do kuchni. – Wróciłaś sama z Sivertem? Johan właśnie wybrał się w góry, żeby się z wami zobaczyć i rozejrzeć za owcami, które zginęły. Nie spotkałaś go?

– Spotkałam. Poszedł dalej szukać owiec, a ja zeszłam na dół, bo się źle poczułam. Wrócę tam posprzątać i wszystko pozamykać, jak mi przejdzie. Do końca jesieni jest jeszcze trochę czasu. Zostanę w Stornes parę dni, żeby trochę odpocząć. Johan tak chciał.

– I niosłaś chłopca całą drogę, gdy jesteś taka chora?

– Nic się nie stało – odparła Mali wymijająco. – Gdzie jest Ingeborg?

– Dzisiaj dostała wolne. A Beret pojechała z wizytą do 0ra i wróci dopiero jutro. Ale ty powinnaś się położyć – zauważyła i przyjrzała się Mali. – Wyglądasz jak upiór.

– Tata jest zły – szepnął Sivert i popatrzył na Ane oczami mokrymi od łez. – Baldzo zły, na mnie i na mamę.

Ane spojrzała na Mali zdumiona.

– Nie, wcale nie – zaprzeczyła Mali pośpiesznie. – Siwert źle zrozumiał… Ponieważ Johan kazał nam natychmiast wracać na dół, skoro tak źle się czuję. Nic poza tym…

Trzeba jakoś wywabić Ane z domu, zanim Johan wróci, pomyślała. Nie chciała mieć świadków tej rozmowy, która czekała ją wieczorem.

– Ty też weź sobie wolne – zaproponowała, usiłując się uśmiechnąć. – Poradzę sobie sama, a wiem, że już dawno nie widziałaś się z Aslakiem – dodała.

– Nie mogę tak po prostu wyjechać i zostawić cię samej, ktoś musi się tobą opiekować w chorobie – sprzeciwiła się Ane nieśmiało. – Spotkam się z Aslakiem kiedy indziej – zaczerwieniła się.

– Nie, chcę, żebyś zrobiła, jak mówię – nie ustępowała Mali. – Chora i chora. Wymiotowałam po drodze i zaraz zrobiło mi się lepiej. Poza tym zaraz przyjdzie Johan i nie będę już sama. Ale jeśli możesz, przebierz Siverta i daj mu coś do jedzenia, a ja w tym czasie pójdę na górę, umyję się i zmienię ubranie. Być może położę się też na chwilę – dodała. – Możesz jechać, jak zejdę na dół.

– W stodole są Cyganie – przypomniała sobie nagle Ane. – Całkiem zapomniałam ci o tym powiedzieć. Naostrzyli nożyce i noże i naprawili dno w twoim dużym czajniku. O ile wiem, jutro wyjeżdżają.

– Dobrze, poradzą sobie bez ciebie – stwierdziła Mali. -Idę na górę.

Na górze w sypialni osunęła się na krzesło przy oknie, ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się. Całym jej ciałem wstrząsał szloch, musiała zacisnąć rękę na ustach, żeby odgłos płaczu nie dotarł aż do salonu na dole.

– O Boże, pomóż mi – szeptała zrozpaczona. – Pomóż nam albo wszyscy zginiemy. O Boże, ze względu na Siverta! On nie jest niczemu winien…

Powoli płacz ustawał, mimo to Mali nie wstała. Czuła, że nie jest w stanie się podnieść, że nogi jej nie udźwigną, mimo że próbowała. Od strony stodoły dobiegł ją śmiech, płacz dzieci i śpiewy. Wyjrzała przez okno. Cyganie bawili się w najlepsze. Mali usiłowała wypatrzyć w nim ciotkę Jo, ale jej nie widziała. Przez mgnienie oka zastanawiała się, że może powinna zejść na dół, odszukać ją i opowiedzieć, co się wydarzyło. Pomyślała, że staruszka i tak sporo już wie, chociaż nie znała prawdy o Sivercie. Pokusa, by znaleźć kogoś, komu by mogła zaufać, na kogo by mogła zrzucić część swojego strachu i winy, była ogromna. Jednak Mali szybko odrzuciła ten pomysł. Im mniej osób się dowie o całym zajściu, tym lepiej. I tak nikt jej nie pomoże. Z tym, co się stanie, będzie musiała poradzić sobie sama.

Johan gnał w górę pastwiska jak szalony, lecz Jo bez trudu za nim nadążał. Żaden z mężczyzn nie odezwał się słowem, kiedy brnęli przez trzęsawiska, wysokie do kolan zarośla, krzewy i wrzosy. Jo nie miał pojęcia, dokąd Johan zmierza, ale z kierunku, w którym szli, wywnioskował, że prowadzi go na Stortind. Nie wybrał jednak tradycyjnej drogi na szczyt, lecz strome, cieniste zbocze. Pewnie słyszał, że owce właśnie tam zbłądziły, zastanawiał się Jo.

Przez cały czas miał przed oczami obraz Mali z synkiem. Nie opuszczał go widok nieszczęśliwego, zagubionego chłopca i przerażonej Mali. Co się z nimi stanie? Już podczas pierwszej wizyty w Stornes zauważył, że stosunki między Mali a Johanem nie układają się najlepiej. Najwyraźniej nie poprawiły się wraz z upływem lat. Pewnie dzieliła łoże ze swym mężem z czystego obowiązku, a Johanowi to się nie podobało, myślał dalej. A teraz ta historia z Sivertem… Mali opowiadała mu, że Johan po prostu „ma bzika" na punkcie syna, i z pewnością tak jest, skoro na trzecie urodziny podarował mu konia. Wspomniała też o wypadku z krową, kiedy Johan uratował chłopcu życie, narażając własne.

Jo nigdy nie darzył Johana szczególną sympatią, kiedy gościł w Stornes. Obawiał się, że bogaty gospodarz regularnie „kupował" Mali, że wykorzystując jej zależność, mógł ją posiąść, kiedy tylko miał na to ochotę, nawet wbrew jej woli. Co z niego za człowiek?

Jo nie podobało się również pełne wyższości zachowanie Johana i sposób, w jaki traktował zarówno Mali, jak i służbę. On i jego matka stanowili niebezpieczną i złą sforę. Jednak gdy Johanowi urodził się spadkobierca, pan ze Stornes ponoć zupełnie się zmienił. Ubóstwiał syna, jak twierdziła Mali. A teraz… Jo przypomniał sobie dzikie, nienawistne spojrzenie Johana, gdy ten zrozumiał prawdę, że został oszukany. Lęk o Mali i Siverta ciążył Jo w żołądku jak kamień. Co zrobi Johan, kiedy wróci do domu? Wygląda na całkiem oszalałego z nienawiści, pomyślał Jo. Jak gdyby zupełnie postradał zmysły.

Nagle wpadł na pomysł, by zabrać ze sobą Mali i Siverta, gdy razem z taborem wyruszą jutro rano w dalszą drogę. Już nie ma znaczenia, czy Mali się zgodzi, kiedy liczy się bezpieczeństwo obojga. Jeszcze nie wiedział, jak rozwiąże problem z Marią i swymi dziećmi. Zdawał sobie sprawę tylko z tego, że musi ratować Mali i syna, ponieważ za nich także ponosił odpowiedzialność. Rozumiał, że Johan w obecnym stanie może być niebezpieczny. To, że urodził mu się spadkobierca i dziedzic Stornes, uratowało jego honor i małżeństwo, pomyślał Jo. Podświadomie czuł, jak istotne to musi mieć znaczenie dla Johana. Na tyle go poznał, gdy przebywał we dworze, że wiedział, że opinia we wsi, w ogóle wśród ludzi, liczy się bardziej niż cokolwiek innego. Jeżeli się wyda, że spadkobierca Stornes nie jest dzieckiem gospodarza, lecz został spłodzony z Cyganem… Jo zadrżał.