– Wiem, że chciała dla wszystkich najlepiej – zauważył Jo. – Owszem, to, co zrobiliśmy, było złe, ale ona chciała mimo wszystko zostać przy tobie. Chciała, by Sivert był twoim synem, w przeciwnym razie przyszłaby do mnie, skoro okazało się…
– Do ciebie – prychnął Johan. – Myślisz, że jest głupia, ta szmata! Nie, chciała złapać dwie sroki za ogon. Dała ci wszystko, co mnie się należało, lecz mimo to została w Stornes. Ponieważ posiadam dwór, który mogę zostawić w spadku jej synowi, jak wiesz. A co ty jej możesz dać innego, diable, poza tym swoim przeklętym przyrodzeniem!
Jo gwałtownie wstał. Odwrócił się plecami do Johana i ruszył wąską półką, na której siedzieli. Bolała go głowa, mdliło go ze strachu o Mali i Siverta, którzy mieli żyć dalej z tym szaleńcem. Słońce zaczynało zanurzać się w morzu na horyzoncie. Niebo wyglądało jak strumień barw, które przeglądały się w wodach fiordu głęboko w dole i powodowały, że wyglądał, jakby stał w płomieniach.
Nagle Jo usłyszał jakiś odgłos tuż za sobą i odwrócił głowę. Za nim stał Johan. Zachodzące słońce sprawiało, że wyglądał, jakby miał czerwone oczy. A może naprawdę na-biegły krwią, ponieważ Johan całkiem oszalał? Zanim Jo zrozumiał, co się dzieje, Johan runą! na niego i z całej siły pchnął go w plecy. Jo zachwiał się, lecz za wszelką cenę usiłował odzyskać równowagę. Wymachiwał rękami, fechtował energicznie w powietrzu, próbując złapać Johana za rękę. Lecz Johan zrobił unik, a po chwili znów był tuż obok. Zamachnął się na rywala dużym kamieniem, który ukrył w dłoni, i z ogromną silą trafił Jo w skroń.
Jo zdążył jeszcze tylko zobaczyć czerwone słońce, które wirowało i wirowało. Potem wydał przeciągły krzyk, a góry przekazywały ten krzyk strasznym echem, które raz za razem powracało. Potem zrobiło się cicho. Przerażająco cicho…
ROZDZIAŁ 9
Poniżej w Stornes dzień powoli przechodził w wieczór. Ane po wielu „czy" i „ale" w końcu pojechała i Mali została w domu sama z Sivertem. Parobcy zaszli na chwilę do kuchni, zjedli kolację i wrócili do pralni. Rzadko się zdarzało, by wyjeżdżali w środku tygodnia, kiedy następnego dnia czekało ich mnóstwo pracy. Ane i Ingeborg też pewnie nie zabawią długo poza dworem, pomyślała Mali. Miała tylko nadzieję, że Johan wróci wcześniej.
Wreszcie udało jej się uśpić Siverta. Nie chciał jeść kolacji i ciągle popłakiwał. Mali położyła się razem z nim, śpiewała mu, rozmawiała, aż wreszcie chłopiec usnął, obejmując ją mocno za szyję. Jednak nawet przez sen jego ciałem od czasu do czasu wstrząsało łkanie.
Mali chodziła niespokojnie od okna do okna, obserwowała wydeptaną ścieżkę, biegnącą w górę wzdłuż pól aż do letnich obór. Raz wydawało jej się, że kogoś tam widzi, ale musiało to być jakieś zwierzę lub cień. Nikt nie przychodził. Cienie się wydłużały, słońce schowało się, wielkie i czerwone. Coraz trudniej było cokolwiek wypatrzyć, lecz mimo to Mali nie przerywała swej wędrówki od okna do okna. Wreszcie go dostrzegła. Przeszedł przez dziedziniec w swych wielkich kaloszach, w spodniach ochlapanych na mokradłach. Serce w piersi Mali zamarło, bezwiednie dotknęła dłonią szyi. Kiedy wszedł do domu, stała wyprostowana na środku salonu. Uderzyło ją, że wszedł w brudnych kaloszach. Nigdy do tej pory nie zdarzyło mu się coś podobnego.
– Znalazłeś owce? – spytał cicho.
Spojrzał na nią, aż się cofnęła. Jego przekrwione oczy płonęły nienawiścią. Nie odpowiedział na jej pytanie, tylko szybko rozejrzał się wkoło.
– Gdzie jest służba? – ryknął.
– Mężczyźni zjedli i wrócili do pralni, a Ane i Ingeborg dałam wolny wieczór. Pomyślałam sobie… pomyślałam, że moglibyśmy porozmawiać bez świadków. Twoja matka jest w Øra i przyjedzie dopiero jutro – dodała.
Johan rzucił się na krzesło i szeroko rozstawił nogi. Popatrzył na Mali.
– A więc ciekawi cię, czy znaleźliśmy owce? Sądziłem raczej, że bardziej cię zainteresuje, co się stało z twoim Cyganem.
W jego wzroku pojawił się błysk zła. Mali poczuła, jakby lodowate kleszcze ścisnęły ją za serce.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytała ledwie słyszalnie.
– Co chcę powiedzieć? Myślałem, że chciałabyś usłyszeć, jak on się miewa, ten, z którym się łajdaczyłaś od pierwszej chwili, kiedy ujrzałaś go w Stornes. A ja, niech mnie diabli, zakochałem się w takiej dziwce: zgodziłaś się zostać panią w Stornes, a potem ściskałaś się z jakimś cholernym Cyganem i spłodziłaś z nim bachora.
Jego oczy płonęły, a głos brzmiał ochryple i drżał z napięcia.
– A jeszcze nie dość tego! Gdyby przynajmniej starczyło ci przyzwoitości, by zabrać tego bękarta i zniknąć, ale nie… nie zdobyłaś się na to. Mali. Udawałaś, że to mój syn, ponieważ chciałaś mieć ten dwór. Prawda?
Mali trzęsła się na całym ciele. Nie odważyła się spojrzeć Johanowi w oczy.
– Chciałam wtedy wyjechać – wyznała cicho. – Ale… Nie zdobyła się, by mieszać w to bagno babcię, więc zamilkła.
– Jesteś zwykłą dziwką! – krzyknął Johan i nagle wstał. – Co robiłaś dziś w nocy? Opowiadaj, co z nim robiłaś, Mali!
Złapał ją mocno za ramiona, przyciągnął brutalnie do siebie i potrząsnął niczym szmacianą lalką. Potem chwycił ją za podbródek i zwrócił jej twarz ku sobie.
– Pozwoliłaś Cyganowi używać do woli, oto, co zrobiłaś! Wszystko, czego mi nie dałaś, wszystko, na co mi nie pozwoliłaś, dostał ten włóczęga! Sama też nie byłaś obojętna, jak twierdził, lecz gorąca i chętna, i nie odmawiałaś tego i owego.
– Jo nigdy by tego nie powiedział – rzuciła Mali z naciskiem i spojrzała Johanowi w oczy. – On nie jest taki. Domyślam się, że mnie nienawidzisz, Johan. Przyniosę Siverta i zrobię to, co dawno powinnam była uczynić: wyjedziemy ze Stornes.
Uderzył ją z taką siłą, że zatoczyła się na krzesło, po czym przyciągnął ją mocno z powrotem, złapał za włosy i odchylił jej głowę do tyłu, aż jęknęła z bólu.
– Tak, świetnie to wymyśliłaś – charczał. – A ja niby miałbym tu zostać z całym wstydem, pozwolić, by cały świat się dowiedział, że moja żona łajdaczyła się z Cyganem i dziedzic Stornes nie jest moim synem, tylko cholernym cygańskim bękartem! O nie, nigdy na to nie pozwolę! Ty i Sivert zostaniecie tu jak dotychczas, a ty będziesz mi posłuszna we wszystkim. Słyszysz! Nikt się nie dowie, jaką sobie sprawiłem żonę i że sam nie zdołałem spłodzić potomka.
Mali spróbowała zaprzeczyć. Poczuła smak krwi w ustach i zrozumiała, że Johan rozciął jej wargę, kiedy ją uderzył.
– Ale Sivert – szepnęła zbolała. – On nie zrobił ci nic złego, Johan. Dla niego jesteś jedynym ojcem i kocha cię, wiesz o tym. Będziesz dla niego dobry? Chyba nie zrobisz chłopcu krzywdy…
– Jeżeli myślisz, że będę kochał tego twojego bachora, to jesteś głupsza, niż sądziłem – syknął. – Z trudem zniosę jego widok, odkąd poznałem jego ojca. Co sobie wyobrażałaś, że o wszystkim po prostu zapomnę…
– Nie możesz zniszczyć Sivertowi życia – broniła synka Mali. – On jest niewinny i nie zrozumie tego, jeśli teraz… Lepiej będzie, gdy zabiorę go z sobą i znikniemy, Johan.
Znowu ją uderzył. Przyłożyła dłoń do palącego policzka, a z oczu trysnęły jej łzy. Zanim pojęła, co Johan zamierza zrobić, pchnął ją na twardą podłogę i rzucił się na nią. Oszalały z nienawiści zrywał z niej ubranie z taką złością, że Mali paraliżowało ze strachu.