Mały Sivert długo się nie odzywał. Mali zauważyła, że wsunął kciuk do buzi i dla otuchy przyłożył skrawek jej fartucha do policzka. Potem podniósł głowę i spojrzał na matkę, na jej twarz mokrą od łez i ciemne, smutne oczy. I nagle wybuchnął płaczem. Objął Mali rączkami i przywarł do niej z całej siły.
– Dziadek – szlochał. – Mój dziadziuś.
Mali nie powiedziała nic więcej. Siedziała w milczeniu, kołysząc dziecko. Trzymała je mocno w ramionach i całowała jego ciemną główkę. O Boże, pomyślała, gdybym tylko mogła unieść jego troski. Nie tylko teraz, ale zawsze. Niestety, każdy musi sam dźwigać swój smutek, nawet małe dzieci. Ona może tylko starać się łagodzić to cierpienie, najlepiej jak umie. Jedyna pociecha w tym, że Mały Sivert być może szybko przeboleje stratę. Dzieci już takie są. Poza tym potrafił godzić się z pewnymi rzeczami, już wcześniej to dostrzegła. Jak gdyby rozumiał, że w niektórych sytuacjach nic się nie da zrobić. Po prostu, jest, jak jest.
Malec powoli się uspokajał. Płacz przeszedł w żałosne łkanie, które od czasu do czasu wstrząsało maleńkim, kruchym ciałem. Mali gładziła szczupłe plecy chłopca, jednak nie odzywała się. Wiszące nisko zimowe słońce kryło się za górami. Na południowym krańcu nieba pojawiła się ledwie widoczna blada gwiazda. Przez mgnienie oka Mali zastanowiła się, czy dobrze robi, zwodząc syna, opowiadając mu o aniołach i gwiazdach, szybko jednak odrzuciła wątpliwości. Według Biblii opowieści o aniołach nie są kłamstwem. A gwiazdy…
Wszyscy przecież potrzebują jakiejś pociechy, a cóż może być piękniejszego niż cudowne gwiaździste niebo? Chłopiec nie będzie tak bardzo rozpaczał po stracie dziadka, pomyślała Mali. wierząc, że może go zobaczyć jako jedną z wielkich migocących gwiazd na nocnym rozgwieżdżonym niebie. W ten sposób malec zawsze będzie czuł, że dziadek jest gdzieś w pobliżu. Nie, czuła, że nie postępuje źle, opowiadając mu te niestworzone historie.
– Popatrz, Mały Sivercie – powiedziała cicho, wskazując na niebo. – Dziadek nie chce, żebyś się smucił. On już poszedł do aniołków, widzisz?
Chłopiec podniósł głowę i spojrzał przez okno. Długo siedział nieruchomo, wpatrując się w bladą gwiazdę. Potem odwrócił zaczerwienioną, zapłakaną twarz w stronę matki i uśmiechnął się.
– Widzę cię, dziadku – zawołał z nosem przyklejonym do lodowatej szyby. – Widzę.
Kiedy Mali zeszła na dół z Małym Sivertem, Maria już była w salonie. Zdążyła nawet kupić materiał. Siedziała przy starej maszynie do szycia i szyła pośmiertną szatę dla Siverta. Stół stał nakryty do obiadu i Mali poprosiła Ingeborg, by zawołała wszystkich na posiłek oraz przyprowadziła parobków i stolarza, który pracował w stodole. Ale czy będzie chciał jeść?
Sama zabrała Małego Siverta i wyszła do domu babci, gdzie Johan został z matką. Skoro tylko mały zobaczył ojca, puścił rękę Mali i pobiegł do niego. Zarzucił mu rączki na szyję, aż Johanowi zaszkliły się oczy.
– Dziadek umalł – rzekł i popatrzył poważnie na ojca. – Jest telaz aniołem. Widziałem go.
Johan musiał odchrząknąć, zanim zdołał odpowiedzieć.
– Tak, dziadek jest teraz aniołem – przytaknął i poklepał chłopca po głowie. – A gdzie go widziałeś?
– Na niebie – odparł Mały Sivert i uśmiechnął się szeroko. – Chodź, pokazę ci.
Zeskoczył na podłogę i chwycił Johana za rękę. Wtedy zauważył babcię, siedzącą nieruchomo w bujanym fotelu, i złapał ją drugą ręką. Babcia, o dziwo, wstała i razem z wnukiem i synem podeszła do okna. Mały Sivert spojrzał w górę i nagle dostrzegł ową bladą gwiazdę na południowym niebie.
– Tam! – zawołał i pokazał. – Dziadek widzi nas.
Przez chwilę stali tak we troje w milczeniu. Mali przyglądała się ramionom Beret, zobaczyła, że teściowa walczy z płaczem.
– Myślę, że masz rację – przyznała Beret ochrypłym głosem i położyła dłoń na główce wnuka. – Jak dobrze, że mamy ciebie, Mały Sivercie. Teraz, gdy dziadka nie ma już wśród nas, lecz przebywa w niebie u Boga i aniołów, ty nie będziesz już Małym Sivertem. Teraz został tylko jeden Sivert tu w Stornes i ty nim jesteś. Odtąd będziemy cię nazywać Sivertem – powiedziała i znowu wzięła go za rękę. – Sivercie Stornes.
Johan odwrócił się i napotkał spojrzenie Mali. Skinął nieznacznie głową, a ona odpowiedziała mu skinieniem.
– Tak, teraz ty jesteś Sivertem Stornes – potwierdził i wziął syna na ręce. – To wielkie dziedzictwo i odpowiedzialność, ale jestem przekonany, że sobie poradzisz.
Mały Sivert spoglądał zdezorientowany to na babcię, to na ojca. Nie rozumiał, co Johan ma na myśli, ale zaraz się uśmiechnął.
– Mały Sivelt duzy – rzekł dumnie.
– Uważam, że Mały Sivert powinien wziąć udział w czuwaniu – zwrócił się Johan do Mali, kiedy po obiedzie na krótko zostali sami.
– Za nic w świecie! – zaprotestowała głosem bardziej ostrym, niż zamierzała. – Jest jeszcze za mały, Johan. Nie narażajmy go na coś takiego, skoro nie wiemy, jak to zniesie. Dopiero dał się przekonać, że Sivert jest w niebie z aniołami. Nie ma nawet mowy, żeby zobaczył dziadka w trumnie, przyglądał się płaczącym… Za nic w świecie -powtórzyła stanowczo.
Johan nie od razu odpowiedział. Mali nie wiedziała, jak daleko się może posunąć, ale nie chciała się zgodzić, by malec był obecny podczas czuwania przy zwłokach, kiedy trumna zostanie zniesiona na dół. Nie podda się, niezależnie od tego, co o tym sądzi Johan, ale też nie zamierzała w tej chwili dyskutować ani tym bardziej sprzeczać się z mężem.
– Poprosimy Gudmunda, żeby zawiózł małego do Innstad, do Olausa, by mogli się razem pobawić – zaproponowała i prosząco położyła rękę na ramieniu Johana. – Pozwól, by jechał do Innstad, Johan. Jest tylko dzieckiem… Tak wrażliwym – dodała cicho.
– Może masz rację – przyznał Johan z wahaniem. – Być może czuwanie razem z nami wyrządzi mu więcej złego niż dobrego. Każ Gudmundowi zawieźć go do Margrethe.
– Dziękuję – szepnęła Mali. – Dziękuję, Johan.
Uroczystość czuwania przebiegła skromnie i cicho. Tak, jak Sivert by sobie tego życzył, pomyślała Mali, stojąc przy ścianie i słuchając, jak Nikolai czyta z Biblii. Złożyła ręce, a oczy utkwiła w człowieku spoczywającym w trumnie. Sivert wydawał się taki spokojny w białej pośmiertnej szacie. Gdyby tak ktoś mógł podać mu rękę i nakazał wstać, pomyślała Mali, ale takie rzeczy miały miejsce tylko w czasach Jezusa, o ile wiedziała. Teraz już cuda się nie zdarzają. W każdym razie nie w Stornes.
– Módlmy się zatem – zakończył Nikolai i pochylił głowę.
Wszyscy wstali. Tu i ówdzie rozlegał się cichy płacz, lecz nie zakłócał podniosłej atmosfery, która panowała w pomieszczeniu. Sivertowi nie podobałaby się jakakolwiek przesada, pomyślała Mali, ani zbyt głośne zachowanie. Nie znała człowieka, który zachowywałby się z większą godnością niż Sivert, w każdej możliwej sytuacji, pomyślała i wytarła dłonią oczy.
Był dobrym człowiekiem. Kiedyś niemal go nienawidziła, za to, że dał się przekonać, by kupili ją do Stornes, ale nawet to mu wybaczyła. To był jeden z nielicznych fałszywych kroków, jakie uczynił w życiu. Mali wiedziała też, że codziennie tego żałował, mimo że nigdy się do tego głośno nie przyznał. Nie poprosił jej o przebaczenie, nie słowami. Ale jego oczy wiele razy o to prosiły. I wybaczyła mu, mimo że i ona nigdy tego nie powiedziała. Nie słowami.
– Ojcze nasz, któryś jest w niebie. Święć się imię Twoje. Przyjdź królestwo Twoje…
Po modlitwie przez chwilę panowała zupełna cisza. Wszyscy stali z pochylonymi głowami. Następnie Johan podszedł do trumny i zamknął wieko. Mali przyłożyła dłoń do ust, by stłumić gorzki szloch.