Выбрать главу

Mali ostrożnie uniosła się na łokciu, drugą ręką dotknęła niechcący leżącego obok ciała. Drgnęła przestraszona. Johan! Przez dłuższą chwilę miała w głowie pustkę, jakby wróciła z zaświatów. Teraz sobie wszystko przypomniała, odwróciła się ostrożnie do leżącego nieruchomo męża.

– Johan? – wyszeptała jego imię i trąciła go. – Johan?

Nie odpowiadał, a kiedy szturchnęła go nieco energiczniej, ciężko przewrócił się na plecy. Miał szeroko otwarte oczy, ślepo wpatrzone w sufit.

– O Boże – westchnęła Mali struchlała ze strachu i odsunęła się.

Z wielkim wysiłkiem wstała z łóżka. Zauważyła, że jest naga i drży z zimna. Przy piecu stała miska pełna wody, z której nie zdążyła skorzystać, ponieważ Johan wtargnął do pokoju. Widziała na poduszce ciemne plamy, czuła też zakrzepłą krew na twarzy. To z nosa, pomyślała. Kiedy popatrzyła po sobie, spostrzegła, że po wewnętrznej stronie ud sączy się śluz z domieszką krwi. Dziecko, pomyślała, straciłam dziecko…

Wzrokiem powędrowała ku mężczyźnie w łóżku, powoli zaczęło się jej rozjaśniać w głowie. Johan nie żyje! Pewnie miał zawał. Przypomniała sobie jego szeroko otwarte, przerażone oczy, sinoczerwoną twarz i nabrzmiałą, pulsującą tętnicę szyjną; jego prośby o pomoc, błaganie o pomoc. A ona po prostu położyła się i pozwoliła mu umrzeć w spokoju!

Ale przecież nie odebrała mu życia, pomyślała trwożnie. Gdyby jej nie skatował i nie doprowadził niemal do utraty świadomości, może by mogła mu pomóc. Albo chociaż sprowadzić pomoc. Tylko sobie może zawdzięczać, że leży teraz blady jak ściana, bez oznak życia, z wytrzeszczonymi oczami.

Znowu poczuła skurcz brzucha. Sama także nie jest bez winy, pomyślała ze skruchą. Gdyby nie doprowadziła… Nie, nie miała siły teraz się nad tym zastanawiać ani rozważać, co powinna zrobić w życiu inaczej. Gdyby była dobrą i posłuszną żoną, przypuszczalnie obaj by teraz żyli, Johan i Jo. Przyjrzała się Johanowi, jak leży z opuszczonymi spodniami i wzrokiem utkwionym w sufit. Nie czuła nic, nic poza ulgą.

Powoli odzyskiwała jasność myśli. Drżącymi rękami i z wielkim wysiłkiem wciągnęła mężowi spodnie i ułożyła równo na łóżku. Potem zamknęła mu oczy. Jego ciało było już zimne, ale jeszcze nie zesztywniało.

Zdjęła zakrwawioną poszewkę z poduszki i wepchnęła do komody. Potem naciągnęła czystą i wygładziła pościel, żeby posianie wyglądało porządnie. Dopiero wtedy zajęła się sobą. Zapaliła świecę łojową, umyła twarz i całe ciało. Nadal krwawiła, ale już trochę mniej. Założyła podpaskę -to powinno wystarczyć. Następnie włożyła szarą codzienną sukienkę, ogarnęła włosy i przejrzała się w lustrze. Twarz, która na nią patrzyła, była blada, a oczy nienaturalnie duże i ciemne. Ale ślady pobicia zniknęły, sińców nie było widać. Przynajmniej na razie, pomyślała. Nikt nie powinien się domyślić, co rozegrało się w tej sypialni tuż przed śmiercią Johana.

Narzuciła na ramiona szal i usiadła na krześle przy oknie. Teraz musiała wymyślić, co powinna mówić, znaleźć tak dobre wytłumaczenie, by nie dopuścić do powstania wątpliwości co do tego, że śmierć Johana była tragicznym wypadkiem, właśnie teraz, kiedy po raz drugi miał zostać ojcem.

Wtedy wpadł jej do głowy pewien pomysł. Mogłaby powiedzieć, że tylko ona i Johan wiedzieli o nienarodzonym dziecku. Woleli jednak poczekać z tą wiadomością, ponieważ Mali poważnie zachorowała. Wszyscy przecież widzieli. Oboje bardzo obawiali się, że mogą stracić to dziecko, dlatego Johan chodził ostatnio taki ponury. Mogłaby dodać, że wtedy po południu, kiedy wszyscy jej szukali, położyła się do łóżka, bo zaczęła krwawić. Johan odchodził od zmysłów ze strachu i rozpaczy, kiedy przyszedł do niej na górę i kiedy musiała mu wyznać, że plami. Ów wstrząs okazał się dla biedaka zbyt silny, ponieważ wiązał z tym wielkie nadzieje, że wreszcie będą mieli drugie dziecko!

Mogłaby wspomnieć, że musiał mieć jakąś wadę serca, o której oboje nie wiedzieli. Pewnie nie mógł znieść tego smutku i zwątpienia, chociaż go pocieszała, że wszystko będzie dobrze. Jednak on nadal był niepocieszony i nagle źle się poczuł. Kiedy zorientowała się, co się dzieje, było już za późno.

Jeszcze raz powtórzyła w myśli całą historię i doszła do wniosku, że wydaje się prawdopodobna, o ile ona dość przekonująco odegra rolę pogrążonej w smutku wdowy. A to powinno jej się udać, pomyślała i rzuciła okiem na zmarłego. Jeśli tylko wspomni Jo zamiast…

Czy zdoła donosić dziecko, tego nie mogła wiedzieć. To zresztą nie miało dla niej większego znaczenia. Najważniejsze, że ona i Shert zostali uwolnieni od mężczyzny, który mógłby zniszczyć oboje, i od życia, jakie mógł im zgotować. Teraz pozostaje zmierzyć się z tym, co przyniosą kolejne dni.

Mali powoli wstała i przygładziła włosy. W drzwiach odwróciła się jeszcze raz i spojrzała na człowieka, który był jej mężem. Przez moment poczuła ukłucie smutku – nie dlatego, że Johan nie żyje, ale dlatego, że oboje wyrządzili sobie nawzajem tyle zla. Zasłużył na lepsze życie, pomyślała. Ale i ona również!

Cicho zamknęła za sobą drzwi. Najpierw trzeba zawiadomić Beret, najbliższą Johanowi osobę, pomyślała i poczuła mrowienie na karku. Chwilę odczekała przed drzwiami do domu babci, potem wyprostowała się, nabrała powietrza i zapukała.

ROZDZIAŁ 11

Beret siedziała w fotelu na biegunach przy piecu i robiła na drutach, kiedy Mali weszła. Nawet nie podniosła wzroku.

– Co tam? – spytała krótko. – Potrzebujesz czegoś? – dodała, kiedy Mali nie odpowiedziała, tylko bez słowa nieproszona usiadła obok.

– Johan – zaczęła Mali. Nie bardzo wiedziała, jak ma przekazać teściowej wiadomość, z którą przyszła. W końcu uznała, że powinna powiedzieć wprost, co się stało. – Johan nie żyje.

Beret nie przerywała robić na drutach. Mali wydawało się, że upłynęła cała wieczność, zanim teściowa opuściła robótkę na kolana i spojrzała jej w oczy. Patrzyła na nią zbita z tropu, nie bardzo rozumiejąc.

– Co powiedziałaś? – szepnęła. – Że Johan…

– Leży na łóżku w sypialni na poddaszu – odparła Mali. – Przyszedł zajrzeć do mnie na górę, kiedy położyłam się po jedzeniu. I wtedy… Dostał chyba zawału, nie potrafię sobie tego inaczej wytłumaczyć. I zanim zdążyłam sprowadzić pomoc lub… Zmarł – stwierdziła i skierowała wzrok na matkę Johana.

Beret jakby zapadła się w fotelu, krew odpłynęła jej z twarzy.

– Skąd możesz wiedzieć, że nie żyje? Może po prostu zemdlał. Obawiałam się tego, ostatnio tak ciężko pracował dzień po dniu i od dawna nic dobrego go nie spotkało. Obawiałam się tego!

Jej głos wszedł na wysokie tony i stał się przenikliwy. Mali zrozumiała, że teściowa jest bliska histerii, co było do niej całkiem niepodobne. Najpierw mąż, Sivert, teraz Johan, to za dużo, nawet jak na taką kobietę jak Beret. Mali potrafiła to zrozumieć.

Wyciągnęła rękę i pogładziła ją uspokajająco po ramieniu.

– Posłuchaj mnie. Beret – zaczęła cicho. – Nie bez powodu Johan ostatnio był bardzo nerwowy i porywczy, a ja ciągle się źle czułam. Jednak nie chcieliśmy tego rozgłaszać. Jestem w ciąży i tylko my dwoje o tym wiedzieliśmy. Pragnęliśmy…

Przerwała, zlękła się, że może tak swobodnie łgać, gdy do domu zajrzała śmierć. Ale zdążyła się już wyćwiczyć w kłamaniu, pomyślała, a poza tym to, co zamierzała teraz opowiedzieć, miało uratować ich wszystkich, uratować honor rodziny i dworu, a po Johanie zostawić dobre wspomnienie. Nie zamierzała bowiem zdradzić się choć słowem, jakie piekło oboje ostatnio przeżywali. Chciała wszystko wygładzić, choćby za pomocą kłamstwa, i przedstawić w jak najlepszym świetle.