Выбрать главу

– Bóg jest surowym Panem – powtórzyła Beret. – Ale nam pozostaje tylko podporządkować się Jego woli, choć nie zawsze rozumiemy…

Sięgnęła po skraj fartucha i otarła oczy. Mali domyśliła się, że teściowa znowu płakała, lecz tym razem stłumiła szloch, jak przystało na Beret Stornes. Pewnie nigdy nie pogodzi się ze stratą syna, stwierdziła Mali, ale też nigdy nic jej nie zniszczy. Była zbyt silną i zimną kobietą, zbyt trzeźwą, gotową ratować, co się da, co mimo wszystko można uratować. Ponieważ już teraz Beret zaczęła myśleć o przyszłości, o tym, żeby utrzymać dwór i zapewnić ciągłość rodu. Mali uderzyło, że nawet w takiej chwili jak ta dla pogrążonej w rozpaczy z powodu śmierci syna Beret sprawa przetrwania rodu i dziedzictwa jest najważniejsza.

To okropne, pomyślała Mali, jak można przywiązywać do tego aż taką wagę? Lecz być może właśnie dlatego katastrofa jest tak ogromna, gdy coś zagrozi tej ciągłości. Mali wiedziała, że Johan wyznawał tę samą zasadę. Dlatego kiedy zobaczył, że jego życiowe marzenie legło w gruzach, zupełnie postradał zmysły. Zaślepiła go nienawiść do niej, ponieważ dopuściła się zdrady i urodziła dziecko, którego nie był ojcem. Właściwie potrafiła i to zrozumieć, w pewnym sensie…

– Chwała Bogu, że mamy Siverta – zauważyła Beret i popatrzyła na Mali. – I że… że znowu jesteś w ciąży. Powinnaś leżeć, skoro krwawisz. Musimy zrobić wszystko, by uratować to dziecko. Dla mnie… byłaby to wielka pociecha w smutku, gdyby na świat przyszedł nowy potomek Johana. Teraz, gdy straciłam jedynego syna – dodała.

– Jeszcze może się udać – zapewniła Mali, nie patrząc na Beret.

– A jak się teraz czujesz? – spytała teściowa. – Krwawisz jeszcze? – zaniepokoiła się i przyjrzała Mali badawczo.

– Nie wiem, nie sprawdzałam od chwili, kiedy zeszłam do ciebie. Ale nie mogę się tak po prostu położyć, Beret. Jest tyle spraw do… Jeżeli wolą Boga jest, żeby dziecko urodziło się zdrowe, to wszystko będzie dobrze. Mój mąż nie żyje, nie mogę teraz bezczynnie leżeć.

Beret nie odpowiedziała. Jej oczy patrzyły gdzieś w dal. Migotliwe światło połyskiwało w srebrnoszarych pasmach jej gęstych włosów i podkreślało cienie na szczupłej twarzy. Mali zauważyła, że Beret w krótkim czasie postarzała się. Nawet na takiej kobiecie smutek i żałoba po stracie męża odcisnęły swój ślad.

Pierwszej nocy po śmierci Johana Mali spala z Sivertem. Wieczorem tego samego dnia nie zdążyły z Beret zrobić nic więcej poza rozesłaniem wiadomości o nagłym zgonie do krewnych i przyjaciół. Stolarz miał przyjść następnego ranka, zatem Johan został na noc w sypialni na poddaszu. Dopiero następnego dnia ubrano go w pośmiertną szatę, złożono do trumny, a potem, po czuwaniu przy zwłokach, na które zjechało tylu gości, że niektórzy musieli stać w korytarzu, wyniesiono ciało do stodoły.

Sypialnia została dokładnie wymyta, a materace i pościel wytrzepane i wywietrzone. Mali zastanawiała się, czy zdoła się położyć do tego łóżka, w którym umarł Johan, ale zniosła to lepiej, niż się obawiała. Wzięła do siebie Siverta i pozwoliła mu spać u swego boku. Po raz pierwszy od wielu miesięcy przespała całą noc spokojnie i nic jej się nie śniło.

Długo jednak musiała uspokajać Siverta, który bardzo mocno przeżył śmierć ojca i trudno go było pocieszyć. Mali skorzystała z okazji, by mu wyjaśnić, dlaczego ojciec w ostatnim czasie był taki oschły i nieprzystępny. Tłumaczyła, że tak się zachowywał, ponieważ miał chore serce, a nie dlatego, że nie kochał swojego synka. Mali zauważyła, że chłopiec chłonął każde słowo. Najwyraźniej udało jej się dodać mu otuchy, choć i tym razem uciekła się do kłamstwa. Przestała już liczyć, ile razy kłamała. Najważniejsze, żeby uniknąć ludzkiego gadania, domysłów i skandalu. Kiedy przyszło co do czego, Mali niczym Beret walczyła z równą jej energią o zachowanie dobrego imienia i wielkości Stornes oraz o przetrwanie rodu. Jak powiedział, tak zrobił, pomyślała ironicznie.

Zdarzało się, że nie mogła zasnąć w nocy i zastanawiała się, co zrobi, jeżeli i tym razem urodzi się syn. Szybko jednak odegnała te myśli. W swoim czasie znajdzie jakieś rozwiązanie. Miała przed sobą jeszcze wiele lat. Właściwie nie ma się czego obawiać, myślała dalej. Jeżeli drugi syn miałby ewentualnie odziedziczyć Stornes, to tylko w takim przypadku, jeśli prawda o Sivercie kiedyś wyjdzie na jaw. A tak się nigdy nie stanie!

Od tej pory to ona będzie zarządzać w Stornes i nie pozwoli nikomu wtykać nosa w swe sprawy. Nawet Beret.

Stypa była wspaniała. Zewsząd napływali ludzie z wieńcami i kondolencjami, a gospodarze ze Stornes musieli zaprosić na uroczystość sporo osób spoza najbliższego kręgu znajomych. Nie dało się tego uniknąć.

– Tak nagle i całkiem nieoczekiwanie – szeptali ludzie wstrząśnięci. – Wystarczy już tych nieszczęść, które was dotknęły tu w Stornes. To jakieś przekleństwo…

Po pogrzebie wielu podchodziło, by uścisnąć rękę wychudłej, poszarzałej na twarzy, ubranej na czarno wdowie, która wyprostowana stała przy grobie, mocno przytulając syna. Nie zważała na lodowaty wiatr, który dmuchał znad fiordu. Krążyły plotki, że była chora – teraz wszyscy mogli zobaczyć, jak źle wyglądała. Uznali za oczywiste, że powinna zostać w łóżku, zamiast stać na wietrze, ale ona nie chciała nawet o tym słyszeć, szeptali. Niezależnie od tego, co jej dolega lub dolegało, zażądała, by mogła odprowadzić męża do grobu. Nawet ci, którzy nigdy nie pogodzili się z tym, że Mali Buvik poprzez małżeństwo z Johanem osiągnęła pozycję i majątek, kłaniali się jej tego dnia z szacunkiem i ściskali jej rękę w powadze i milczeniu.

Ktoś zauważył, że Mali znowu jest w ciąży i że wreszcie w Stornes pojawi się drugie dziecko. A tu Johan zmarł, zanim potomek przyszedł na świat, to niepojęte, szemrali -jeżeli plotki głosiły prawdę. Ludzie nie byli pewni, czy Mali jest w błogosławionym stanie, ale zamierzali w najbliższym czasie śledzić losy pani ze Stornes. Wcześniej czy później sami się będą mogli przekonać.

Mali stała z Sivertem, przytulała go i poklepywała czule po plecach. Tym razem nie przeciwstawiła się jego obecności podczas pochówku, ponieważ zwyczaj nakazywał, że kiedy gospodarz umierał, dziedzic powinien odprowadzić go do grobu, o ile był wystarczająco duży, by samodzielnie iść. Udało się jej jednak zaprotestować przeciw obecności syna podczas czuwania przy zwłokach. Powiedziała, że ze względu na swój stan nie może mu pozwolić przez to przechodzić. Beret ustąpiła, chociaż Mali widziała, że przyszło jej to z trudem.

Ratowanie nienarodzonego dziecka stało się bowiem dla Beret niemal obsesją. Przyszłe narodziny traktowała niemal jak pewnego rodzaju odrodzenie się Johana i dlatego ustąpiła synowej. Zażądała również, by Mali część odpowiedzialności za zorganizowanie stypy przekazała jej samej i służbie oraz żeby kładła się kilka razy w ciągu dnia, nawet jeśli już nie krwawi.

To niemal cud, pomyślała Mali, że nie poroniła. Leżała z ręką na brzuchu, patrzyła w sufit i zastanawiała się, jakie dziecko nosi pod sercem. W każdym razie będzie odporne na złamanie, jak wierzbowa gałązka, wytrwale i odważne, stwierdziła i poczuła ogarniającą ją niepewność.

Gdy tak stała z Sivertem nad grobem, Mali postanowiła, że jej syn nigdy się nie dowie, kto jest jego ojcem. Jo nie żyje, Johan nie żyje, a tylko ona jedna, poza ciotką Jo, zna prawdę. Ciotka dochowa tajemnicy, tak samo jak babcia, tego Mali była pewna, chociaż żałowała teraz, że pokazała jej Siverta i wyznała, jak było. Zwykle nikomu się nie zwierzała, ale wtedy czuła się chora i zrozpaczona i miała ogromną potrzebę, by podzielić się z kimś swoim cierpieniem. Dlatego nie zachowała się ostrożnie. Ale i tak wszystko się dobrze ułoży, przekonywała samą siebie. Ciotka Jo jest już stara i nie pożyje zbyt długo.