Выбрать главу

Przez dłuższą chwilę stał w milczeniu, przyglądając się Mali, pochłaniał wzrokiem jej piękną twarz, złociste włosy, które coraz bardziej wymykały się i opadały na ramiona, ciemnobrązowe oczy, miękkie, zmysłowe usta. Zdawał sobie sprawę, że tylko jej pragnie, żadnej innej, i cieszył się, że wreszcie jest wolna. Jednak czuł również jej siłę i wiedział, że nie będzie łatwo jej kształtować, jeśli w ogóle kiedyś jeszcze komuś na to pozwoli. Doświadczenia, które zdobyła w małżeństwie z Johanem, najwyraźniej nie zachęcały, by je powtórzyć. Poza tym znał ją dobrze i wiedział, że to nie jedyny powód.

Mali należała do silnych kobiet, które nie potrzebowały mężczyzny, w którym szukałyby oparcia. Doskonale poradzi sobie bez niego. Jednocześnie jednak wiedział, że nie była nieczuła. W jej żyłach płynęła gorąca krew, przekonał się o tym niejeden raz. Nawet jeśli nie chciała wychodzić za mąż, to z czasem będzie może potrzebowała znaleźć ujście dla innych potrzeb. W dużym stopniu dlatego zgodził się przeprowadzić do Stornes, do tego przyznawał się przed sobą, żeby być tu tego dnia, kiedy Mali nie zdoła już dłużej tłumić tęsknoty za mężczyzną. Jeżeli nawet okazałoby się, że potrzebowałaby go tylko po to, by zaspokoić to pragnienie, to również nie miał nic przeciwko temu. Trawiła go tęsknota, żeby ją mieć, kochać się z nią i tulić. Pocieszał się, że nigdy nie wiadomo, jak to się może skończyć, jeśli tylko będzie cierpliwy. Rozumiał też, że przez długi czas będzie musiał trzymać się od niej z daleka i respektować umowę, w przeciwnym razie Mali wyrzuci go za drzwi – bardziej obawiając się swych własnych uczuć niż jego. Pogładził ją po włosach i uśmiechnął się.

– Zawarliśmy umowę – rzekł i puścił Mali. – Przyjąłem ją i będzie tak, jak chcesz.

Odwzajemniła uśmiech i przytuliła swój policzek do jego policzka.

– Dziękuję – szepnęła mu do ucha. – Wszystko będzie dobrze. Tak się cieszę, że zechciałeś przyjść, Havard – wyznała cicho i podeszła do drzwi.

Mogę czekać, pomyślał Havard, patrząc na szczupłe, proste plecy Mali. Mogę czekać ze sto lat, Mali Stornes jest tego warta.

ROZDZIAŁ 14

Pod wieloma względami było to niezwykłe Boże Narodzenie.

Sivert bardzo przejął się tym, że Havard zamieszka w Stornes i że dzieje się coś nowego. Przez pierwsze dni głównie krążył wokół przybysza, oceniał go, nieco niepewnym wzrokiem. Kiedy tamten próbował do niego zagadać, szybko chował się za spódnicę matki. Havard nie nalegał, dał mu czas na oswojenie się. Mali zdumiewało, jak dobrze H3vard wydaje się rozumieć chłopca, on, który nigdy nie miał dzieci.

– Co on tu będzie robił? – spytał Sivert pewnego wieczoru, kiedy Mali kładła go spać i skończyła śpiewać kołysankę.

– Będzie nam pomagał. Teraz, kiedy nie ma taty, będziemy potrzebowali w gospodarstwie mężczyzny, który wszystkiego dopilnuje.

Sivert wsunął kciuk do buzi i przez chwilę nic nie mówił.

– Czy nie podoba ci się, że Havard będzie z nami? – spytała Mali, czując, jak ogarnia ją niepewność.

– Nie znam go – odparł krótko Sivert.

– W takim razie musisz się z nim poznać – stwierdziła z uśmiechem. – Havard jest sympatycznym człowiekiem. Widywałeś go już przedtem na Boże Narodzenie i na innych przyjęciach.

Sivert nie odpowiedział. Przytulił się do koniuszka kołdry i zamknął oczy.

– Będę potrzebował pomocy przy rąbaniu drzewa -rzekł Havard następnego dnia po posiłku o trzeciej. – Myślę, że mógłbyś ze mną pójść, Sivert. Chyba wiesz, gdzie jest siekiera i piła?

Sivert skinął głową i spojrzał na Havarda poważnym wzrokiem.

– Jasne, że wiem – odparł jak dorosły. – Wiem, gdzie jest wszystko w Stornes.

– Właśnie tak myślałem – powiedział Havard i potargał Siverta po włosach. – No to pójdziesz ze mną?

Sivert na moment zawahał się, ale zaraz się zgodził.

– Chyba powinienem – stwierdził, jakby to był jego obowiązek pomóc biedakowi, który o niczym nie wie.

Mali stała w oknie i patrzyła za nimi, jak idą przez dziedziniec do drewutni. Wiele zależy od tej chwili, pomyślała z niepokojem. Jeżeli Sivert nie przekona się do Havarda, jeżeli jeszcze bardziej się zamknie w sobie, ona nie będzie w stanie na to patrzeć. Ponieważ Sivert jest najważniejszy, nic tego nie zmieni.

Nie było ich godzinę; wrócili z zaczerwienionymi policzkami i zimnymi rękami. Oczy Siverta błyszczały, a w jego wzroku pojawiło się coś nowego, gdy patrzył na Havarda. Mali zastanawiała się, o czym ci dwaj rozmawiali, ale nie spytała. Po tej wyprawie Sivert wrócił odmieniony. Znowu buzia mu się nie zamykała, musiał tyle Havardowi pokazać, tyle mu wytłumaczyć, bo przecież się na tym znał. Nie odstępował gościa na krok, ani w domu, ani na podwórzu. Mali zauważyła, że Havard poświęca jej synowi dużo czasu. Serce rozpływało się jej z radości, gdy Shert schodził na posiłki, depcząc Havardowi po piętach, zarumieniony z wrażenia i rozgadany. Znowu miał apetyt.

– Havard powiedział, że Sima jest najpiękniejszym koniem, jakiego widział – zawołał z dumą Sivert. – Prawda, Havard?

Owo „prawda, Havard?" stało się jego utartym zwrotem. Jednak Havard nie ulegał chłopcu we wszystkim. Często tłumaczył mu, że nie ma czasu na to, co ten chciałby robić, i że nie wszędzie może z nim pójść. Oczywiście, jest już dużym chłopcem, ale żeby brać udział w niektórych pracach, musi jeszcze urosnąć, wyjaśniał. Sivert godził się z tym, ponieważ nie odbierał tego jako odmowy. Już samo to, że Havard poświęcał mu czas i zabiera! go z sobą tu i ówdzie, było jak marzenie dla chłopca, który miesiącami bywał odtrącany przez Johana.

Mali martwiło nieco jedynie to, że Sivert zacznie traktować Havarda jak ojca i zbytnio się do niego przywiąże. Bała się, czym to się może skończyć, jeśli Havard któregoś dnia zechce opuścić Stornes.

Jednak po co martwić się na zapas, myślała. Nie chciała zaprzątać sobie głowy kłopotami, tylko cieszyć się, że Sivert powoli na powrót staje się sobą, jest otwarty, radosny i pełen życia.

Mali zebrała służące i parobków i oznajmiła im decyzję, którą podjęły razem z Beret. Zauważyła, że Gudmund od razu trochę się zachmurzył, liczył pewnie, że otrzyma lepszą pozycję we dworze. Jednak nic nie powiedział. Pewnie również zdaje sobie sprawę, że w tej kolejce czeka jeszcze wielu przed nim, pomyślała Mali. Kiedy Havard pojawił się w domu, wszystko ułożyło się lepiej, niż przypuszczała. Chłopak był łagodny i niekonfliktowy, ostrożny w okazywaniu, że to on jest teraz gospodarzem w Stornes, a taki szczodry w pochwały, że wszyscy go lubili i zaakceptowali. Poza tym często sam brał się za pracę i się nie oszczędzał. Mali zauważyła, że parobcy bardzo to u niego cenili. Nie upłynęło wiele czasu, a owinął ich sobie wokół palca, tak jak Siverta. Służące uśmiechały się z wdzięcznością, kiedy je chwa lił, że dobrze gotują i o niego dbają. Wraz z przybyciem Havarda zapanowała we dworze tak ciepła i serdeczna atmosfera, że Mali była wprost zdumiona, że w Stornes może być tak miło. Pewnie to nie tylko jego zasługa, pomyślała, ale w dużym stopniu jemu zawdzięczają tę odmianę.

Nawet Beret wydawała się doceniać nowego gospodarza. Od czasu, gdy umarł Johan, najchętniej przebywała w samotności, jednak od kiedy w domu pojawił się Havard, znowu zaczęła przychodzić na kawę. Wciągał ją w rozmowę, wypytywał o dawne obyczaje i również ona przy nim łagodniała.

– Mali opowiadała mi, jaka pani jest zdolna i mądra i jak wiele się od pani nauczyła – zagadnął kiedyś Beret przy wieczornej kawie.

Sivert jak zwykle wdrapał mu się na kolana. Beret spłoniła się i zerknęła na Mali.