Выбрать главу

– W którym jesteś miesiącu? – spytała i pogładziła siostrę po brzuchu.

– Urodzę w kwietniu – odparła Margrethe i uśmiechnęła się przepraszająco. – Wiem, że nie powinnam tak szybko po bliźniętach, ale stało się. Tym razem jednak zamówiłam tylko jedno – dodała.

Mali tylko skinęła, stawiając na półmisku roladę, kiełbasę i galaretkę.

– Nie podoba ci się to? – spytała Margrethe nieśmiało.

– Ależ skąd – odparła Mali i objęła siostrę. – Nic bardziej mnie nie cieszy, gdy widzę ciebie i Bengta takich szczęśliwych, nie myśl, że jest inaczej. Tylko trochę się martwię o twoje zdrowie. Ostatnio miałaś taki ciężki poród.

– To prawda, ale jestem młoda i silna – zapewniła Margrethe i uścisnęła Mali. – Czuję się dobrze. Oboje bardzo się cieszymy, Bengt i ja. Dzieci są błogosławieństwem.

Zgoda, pomyślała Mali, jeśli tylko nie wyczerpią wszystkich sil witalnych matki. Nic jednak na to nie wskazywało, kiedy przyglądała się Margrethe. Siostra wyglądała promiennie, miała rumiane policzki i była szczęśliwa. W blasku świec jej włosy lśniły, a oczy błyszczały. Należy chyba do tych, które i to zniosą, pomyślała Mali i przyjaźnie poklepała Margrethe po brzuchu.

– Jesteście beznadziejni, ty i Bengt – uśmiechnęła się.

Margrethe roześmiała się. Wzrokiem poszukała męża, który siedział z bliźniaczkami. Mali aż ścisnęło w dołku, kiedy zobaczyła, jak jej oczy zalśniły z miłości na widok Bengta.

– Jak można być innym przy takim mężczyźnie – szepnęła żartobliwie Mali do ucha, wzięła od niej półmisek i zaniosła na stół.

Pogoda nie zmieniała się. Zresztą przepowiedział to Olaus Innstad już drugiego dnia świąt. Znał wiele różnych znaków, z których potrafił odczytać pogodę. Podobnie jak inni chłopi. Zależni od pogody z czasem uczyli sieją przepowiadać, jedni lepiej i trafniej niż inni.

Olaus Innstad należał do najlepszych w tym względzie. Szczególnie uważnie obserwował księżyc i potrafił wiele z niego odczytać. Kiedy gospodarze z Innstad odprowadzali swych gości po udanym przyjęciu, Olaus zerknął w górę na ciemne zimowe niebo, na którym ponad górami Stortind widniał czysty żółtobiały rogalik księżyca, jak gdyby i on został umyty na święta.

– Spójrzcie tam – rzekł starzec i popatrzył w niebo, mrużąc oczy. – Księżyc jest zapalony od wschodu i przez czternaście dni będzie ładna pogoda.

– Skąd wiesz? – spytała Mali, która stała obok i również spojrzała w górę.

– Słyszałem kiedyś od ludzi, a i sam przez lata sprawdziłem. To, gdzie najpierw zobaczymy na niebie księżyc w pełni lub po nowiu, mówi nam, z której strony będzie nadchodzić pogoda przez najbliższe dwa tygodnie. Teraz widzisz cieniutki rogalik nad górami, „zapalony od wschodu", jak by powiedzieli starzy ludzie. To oznacza ładną pogodę, jaką mamy teraz. Gdybyśmy ujrzeli go na północy, byłoby zimno. Bardzo zimno o tej porze roku – dodał. – Pogoda nadejdzie z tej strony, gdzie księżyc jest zapalony, i na ogół utrzymuje się przez dwa tygodnie – powtórzył.

– Żeby tylko nie było burzy – szepnęła ze strachem Hall-dis, która przysłuchiwała się rozmowie. – Nie lubię burzy w lecie, ale zimą jest ponoć jeszcze gorzej. Słyszałam, że burza w zimie jest bardziej niebezpieczna.

– Nie wiem – odparł Olaus zamyślony. – Pewnie to dlatego, że zimą jest ciemniej i ostre światło błyskawicy i grzmoty burzy przewalającej się między górami nad fiordem wydają się straszniejsze. Ale teraz nam nie grozi.

Chyba tylko nieliczni lubią burzę, pomyślała Mali. Nie chodzi o to, że ludzie boją się samej burzy, ale obawiają się o swoje domy. Jeśli uderzy piorun i spowoduje pożar, są właściwie bezsilni. Nic nie zdziałają za pomocą kilku wiader wody, nawet jeśli znajdzie się wielu chętnych do pomocy.

– Przyjedź kiedyś do Stornes z Olausem – powiedziała Mali do Margrethe, kiedy obejmowała siostrę na pożegnanie. – Przejrzymy ubranka, które nam zostały.

– Jeśli tym razem będziesz miała dziewczynkę, pożyczę ci trochę rzeczy, żebyś ją mogła stroić – roześmiała się Margrethe. – Nawet jeśli ja też urodzę dziewczynkę. Jak wiesz, mamy teraz dwie!

Za wcześnie, pomyślała Mali znowu, kiedy klacz ruszyła do domu w ten cichy zimowy wieczór. Margrethe nie powinna znowu rodzić dziecka w tak krótkim czasie po bliźniaczkach. Bywa, że niektóre kobiety rodzą co roku, ale takie porody wyczerpują, wyniszczają nawet młode, silne dziewczęta. A kiedy człowiek jest osłabiony, może wdać się gruźlica. Choroba atakuje, gdy organizm nie ma siły się bronić, niezależnie od tego, czy jest stary, czy młody. Mali zadrżała i lepiej okryła skórami siebie i Siverta. Chłopiec zasnął przytulony do niej, najedzony, zarumieniony i zadowolony.

Mali denerwowała się przed spotkaniem z rodzicami Havarda. Obawiała się, że nie byli zachwyceni przeprowadzką syna do Stornes. Właściwie nie samą przeprowadzką, pomyślała, wszystko zależy od tego, co im powiedział o umowie, jaką z nim zawarła. Jeśli gospodarze z Gjelstad sądzili, że ślub najmłodszego syna jest tylko kwestią czasu, to tak czy owak mogli być zadowoleni. Trudno by mu było trafić na większy i wspanialszy dwór, chociaż ojciec wolałby pewnie, żeby wdową była inna kobieta.

Temat pojawił się już przy kawie i to za sprawą Beret.

– Jesteśmy tacy zadowoleni z Havarda – zaczęła. – Dobrze jest mieć przyjaciół, na których można liczyć w nieszczęściu. Gdyby nie wasz syn, który zgodził się przyjść nam z pomocą…

– Tak, ten chłopak potrafi pomóc przy tym i owym -przyznał Oddleiv Gjelstad i uśmiechnął się szeroko. – Prowadzenie gospodarstwa wyssał z mlekiem matki, a resztę odziedziczył po swoim ojcu – dodał ze złośliwym uśmiechem, sprośny i grubiański jak zwykle.

– Że ty zawsze musisz zachowywać się tak beznadziejnie – zauważył Havard i spojrzał na ojca. – Mówiłem wam, że tylko pracuję w Stornes, nic poza tym. Jeszcze nie wiem, jak długo tam zostanę, więc nie gadaj bzdur i nie rozpuszczaj plotek o czymś, co nie istnieje – dodał wzburzony.

Jak zwykle pani Gjelstad wtrąciła się szybko do dyskusji i sprowadziła rozmowę na inny temat, więc nie poruszano więcej kwestii pobytu Havarda w Stornes. Jednak kiedy Mali wychodziła za potrzebą, spotkała w korytarzu gospodarza.

– Wreszcie pozbyłaś się starego, jak tego chciałaś – syknął i spojrzał na nią. – Poza tym dziwi mnie, że znowu jesteś w ciąży, tak rzadko wpuszczałaś go do łóżka. W każdym razie bez walki – dodał z wymownym grymasem.

– To nie twoja sprawa – warknęła Mali, przerażona, że może Johan jednak mu coś wygadał. Nigdy przecież sam by tego nie zgadł, pomyślała i poczuła pulsujący szum w uszach.

– A właśnie, że moja, bo teraz upatrzyłaś sobie mojego syna. Czego od niego chcesz, wdowo ze Stornes? Jeżeli tylko chłopa ci trzeba, to musisz wiedzieć, że mój syn jest na to o wiele za dobry. Ale Stornes to nie najgorsze gospodarstwo, a skądże, więc jeśli dowiem się, że Havard znalazł sobie inną kobietę, to…

– Havard i ja mamy umowę – przerwała mu Mali. – Jeśli chcesz wiedzieć, co zawiera, spytaj po prostu swego syna, o ile w ogóle będzie chciał z tobą o tym rozmawiać. Jednak bardzo w to wątpię – skwitowała.

– Jesteś równie zarozumiała jak kiedyś – zauważył gospodarz z Gjelstad. – Równie pewna tego, że możesz zwabić każdego i robić, co zechcesz. Ale musisz wiedzieć, Mali, że nikt nie będzie się bawił kosztem mojego syna!

– Nigdy się nikim nie bawiłam – odparła Mali spokojnie. – To ty prowadzisz tę grę, zapomniałeś? Zapomniałeś o Kristine? Nie wiem, ile jest jeszcze takich dziewcząt, które wziąłeś siłą, ale i ze mną próbowałeś. Tylko ci nie wyszło, pamiętasz? I dlatego mnie tak nienawidzisz, bo nie dostałeś, czego chciałeś. Jeszcze jedno ci powiem: to, czego się dopuszczasz, to nie zabawa, ale po prostu gwałt. Bierzesz, co chcesz, ponieważ masz władzę. Gdybym sądziła, że twój syn odziedziczył po tobie cokolwiek, nigdy bym go nie wpuściła do Stornes!