Выбрать главу

Wyjęła spinki z włosów, znalazła grzebień i zaczęła rozczesywać złociste kosmyki. Potem odłożyła grzebień i czubkami palców masowała skórę głowy. W skroniach łomotał nieznośny ból. Odrzuciła włosy do tyłu i podeszła do łóżka po koszulę.

– Nie wiem, czy o tym myślałeś, ale Eli wychodzi jutro za mąż – zaczęła, odwrócona do Johana plecami. – Pojedziesz ze mną do Buvika?

– Nie zamierzasz chyba iść na wesele dzień po tym, jak ojciec został złożony do grobu?

Poczuła na sobie jego spojrzenie.

– To nie wypada – dodał.

Nie wypada tak samo jak wzięcie jej siłą w dniu śmierci Siverta, pomyślała ze złością, ale nie powiedziała tego na głos.

– Gdyby to było wesele kogoś innego, nie poszłabym – rzekła. – Ale to moja siostra bierze ślub. Nie wydaje mi się, bym uczyniła coś złego, gdybym tam poszła na krótko. Życie musi się toczyć dalej. I nie sądzę, by twój ojciec miał coś przeciwko temu – dodała. – Zawsze patrzył na wszystko realnie i nie pamiętam, by kiedykolwiek zrobił coś dla ludzkiej opinii. Robił to, co sam uważał za słuszne.

Przez chwilę Johan leżał w milczeniu, obserwując w półmroku, jak Mali zdejmuje bieliznę i wkłada koszulę.

– Jeżeli przyjdziesz tu do mnie na chwilę, to może pojadę z tobą jutro – odezwał się nagle.

– Co powiedziałeś? – spytała tak cicho, że ledwie ją było słychać. – Myślisz, że jedna przysługa jest warta drugiej? Chyba nie wiesz, co mówisz!

Szybko wślizgnęła się do swojego łóżka i nakryła kołdrą aż na głowę, trzęsąc się i szczękając zębami ze złości.

– Chcę, żebyś tu do mnie przyszła – powtórzył Johan stanowczo.

– Nie – odpowiedziała Mali zimno. – Będziesz musiał tu przyjść i mnie wynieść, a nie uda ci się tego zrobić bezszelestnie, obiecuję ci. Jeżeli zatem nie masz za grosz respektu dla swojego ojca i chcesz wszcząć alarm w całym domu w dniu jego pogrzebu, to chodź tutaj. Tylko najpierw dobrze się zastanów – dodała. – Dobrze się zastanów, Johanie Stornes.

Johan syknął ze złości. Na moment Mali zmartwiała ze strachu, że wstaje, żeby ją wynieść z łóżka, ale po chwili zrobiło się cicho.

– Jesteś piekielną babą, Mali – rzekł. – Myślisz, że możesz rządzić wszystkimi i decydować o wszystkim, jak ci się żywnie spodoba. Ale zapamiętaj sobie: od dziś to ja i tylko ja jestem panem w tym domu. Od tej pory będzie tak, jak ja chcę, rozumiesz?

Mali nie odpowiedziała. Przytuliła się do Małego Siver-ta i wciągnęła zapach swego śpiącego dziecka. Podkradła nieco jego ciepła dla swoich zimnych jak lód, zesztywnia-łych członków.

Tak, dobrze zdawała sobie sprawę, że od tej pory jest tylko jeden pan w Stornes. Nie dwóch, jak było przez ostatnie pięć lat, odkąd tu mieszka. Lepszego z nich odprowadziła dziś do grobu.

ROZDZIAŁ 3

Kwiecień przyszedł wraz ze słońcem i bezchmurnym niebem, czysty niczym cud po długiej, mrocznej zimie. Kapało i ciekło z porośniętych mchem dachów, a jeśli ktoś nie uważał, mógł oberwać w głowę spadającymi płatami śniegu. Znowu okresowe strumyki z szumem rzeźbiły skalne zbocza i pluskały pod grubą warstwą śnieżnej pokrywy, która zaczynała pękać. Słońce przygrzewało przez szyby, a w podwiędłe kwiaty w oknach salonu wstępowało nowe życie.

Wydawało się, jakby wszystko stawało się prostsze wraz ze słońcem i ciepłem. Mali nuciła pod nosem, kiedy zbierała z łóżek koszule nocne, prześcieradła, ręczniki i bieliznę na wielkie pranie i bielenie. Skóry i narzuty służba wyniosła na dwór i rozwiesiła na sznurach; przy trzepaniu wypadało z nich niemało rozmaitego stworzenia. Mali od samego widoku swędziało całe ciało. Dom wymyto od podłogi po dach. Okna, które zaklinowały się podczas mroźnej zimy, ostrożnie wyważono i wpuszczono świeże powietrze. Tak jakby wywietrzono całe zło, które narosło zimą, i wpuszczono nową nadzieję na lepsze czasy.

Pewnego popołudnia Mali nagrzała w pralni wielki żelazny kocioł wody. W czasie zimy pod koniec każdego tygodnia regularnie się myła w misce, czego prawie nikt inny z domowników nie robił. Ale teraz wyciągnęła wielką balię.

Pierwszym, który w niej wylądował, był Mały Sivert. Początkowo przyglądał się sceptycznie połyskującej wodzie, ale kiedy wreszcie do niej wszedł, niemal nie można go było stamtąd wyciągnąć. W końcu Mali musiała go wywabić z kąpieli za pomocą kawałka brązowego cukru. Okręciła chłopca wielkim ręcznikiem i energicznie wytarła do sucha. Zauważyła, że bardzo wyrósł w ciągu zimy. Trzymała teraz długie, krzepkie chłopięce ciało. Przeczesała palcami jego ciemne włosy i nagle zwróciła uwagę na mokre loki opadające na kark. Zrobiło jej się ciężko na sercu. Dokładnie tak samo wyglądały włosy Jo tamtego wieczoru na przystani. Zanurzyła twarz w czuprynie Małego Siverta i poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. Przesunęła wargami po karku chłopca, pokrytym delikatnym puszkiem, i pocałowała go w czubek ucha. Skulił się w jej ramionach i roześmiał.

Tak długo tłumiła myśli o Jo, w każdym razie próbowała. Nic dobrego nie wynikało z ciągłego rozmyślania o nim – czuła się tylko jeszcze bardziej nieszczęśliwa, a przebrnięcie przez każdy dzień i każdą noc stawało się trudniejsze i bardziej bolesne. Życie we dworze nie szczędziło jej zmartwień, codziennie przynosiło nowe kłopoty. Jednak nie zapomniała o Jo. Nigdy go nie zapomni, ale usiłowała zrozumieć, że marzenia o Jo do niczego nie prowadzą. Przeżyła swoje dni pełne szalonego, niepojętego szczęścia. Niczego więcej nie mogła oczekiwać. Poza tym Jo znalazł inną kobietę, tak w każdym razie mówiła jego siostra. Właśnie świadomość tego sprawiała jej za każdym razem największy ból, lecz mimo to nie udawało się jej o tym nie myśleć. Obraz Jo i innej kobiety…

Bezwiednie przytuliła syna do siebie i ujrzała w wyobraźni jego ojca, jego błyszczące szarozielone oczy, uroczy uśmiech, półdługie włosy kręcące się na karku, miękki, ciepły głos. Przypomniała sobie jego ręce i poczuła, jak zrobiło jej się gorąco. Nikt nie znał tak dobrze jej ciała jak jego ręce! Oddała się bez reszty temu mężczyźnie, otworzyła się przed nim bez wahania. Pozwoliła mu ze sobą zrobić wszystko, co chciał, on zaś sprawiał, że była nieprzytomna ze szczęścia. Kiedy Johan jej dotykał, budził w niej tylko odrazę.

– Mama idzie kąpać? – spytał Mały Sivert i spojrzał na nią.

– Tak, mama też się wykąpie – odparła Mali i włożyła malcowi koszulkę. – A teraz cię ubiorę i zaprowadzę do Ane. Ona da ci jeść.

Mali ubrała synka i zaprowadziła do salonu. Oznajmiła dziewczętom, że będzie się kąpała i myła głowę, i że to trochę potrwa.

– Powiedziałam Johanowi, że też będzie się mógł dziś wykąpać. Powinniśmy wszyscy skorzystać, skoro już rozpaliłam i nagrzałam tyle wody. Johan wybrał się do Øra, ale zapowiedział, że wróci przed obiadem. Zawiadomcie go, gdy przyjdzie, że woda jest gotowa.

Mali zamknęła za sobą drzwi do pralni i dolała ciepłej wody do balii. O wylaniu tej, w której się kąpał Mały Sivert, nie było nawet mowy – oznaczałoby to marnotrawstwo zarówno drewna na opał, jak i wody. Obok balii postawiła jednak wiadro czystej, letniej wody do spłukania włosów. Potem rozebrała się.

W pralni było niemal za gorąco. Przez okno grzało słońce, a z dużego paleniska buchał ogień. Mali stała przez chwilę naga i popatrzyła po sobie. Przesunęła dłonie po krągłych, jędrnych piersiach, płaskim brzuchu i miękkich biodrach. Miała dwadzieścia cztery lata, urodziła syna, ale jej ciało nadal pozostało szczupłe i sprężyste. Mijające lata i macierzyństwo dodały jej tylko uroku, zdawała sobie z tego sprawę, mimo że nigdy zbytnio się nad tym nie zastanawiała. Jednak spostrzegła to po spojrzeniach, jakie posyłali jej ludzie na przyjęciach, na które była proszona, i w innych miejscach, gdzie zbierało się dużo osób.