Выбрать главу

– Jak Noe.

– Pamiętasz Biblię, niedowiarku? Zadziwiasz mnie…

Tak samo jak kiedyś jesteśmy z Rudim diametralnie różni. I tak jak kiedyś ogromnie się lubimy. Możemy kłócić się zażarcie, a potem całować na dobranoc. Za każdym razem, kiedy odwiedzam go na jego farmie w Palestynie albo gdy on przyjeżdża do mnie do Belgii, sprzeczamy się na temat Izraela. Ja wprawdzie popieram ten młody kraj, ale nie pochwalam wszystkich jego działań, w przeciwieństwie do Rudiego, który usprawiedliwia każde posunięcie reżymu, nawet to najbardziej wojownicze.

– Ależ Rudi, być po stronie Izraela nie oznacza, że popiera się wszystko, co postanowi Izrael.

Trzeba, zawrzeć pokój z Palestyńczykami. Oni mają takie samo prawo jak ty do tego, żeby tutaj żyć. To jest także ich terytorium. Mieszkali tam, zanim jeszcze powstało państwo Izrael. Już sama historia naszych prześladowań powinna sprawić, żebyśmy przemówili do nich słowami, na które sami czekaliśmy przez wieki.

– Tak, ale nasze bezpieczeństwo…

– Pokój, Rudi, pokój, tego właśnie uczył nas ojciec Pons.

– Nie bądź naiwny, Joseph. Często najlepszym sposobem osiągnięcia pokoju jest wojna.

– Nie zgadzam się z tobą. Im więcej nienawiści narośnie pomiędzy obydwoma obozami, tym trudniej będzie potem zawrzeć pokój.

Przed chwilą, zbliżając się do plantacji drzew oliwnych, przejechaliśmy koło palestyńskiego domu zmiażdżonego przez gąsienice czołgu.

Różne przedmioty leżały porozrzucane w pyle, który wznosił się ku niebu. Dwie bandy dzieciaków biły się zażarcie wśród ruin.

Poprosiłem, żeby zatrzymał jeepa…

– Co tu się dzieje?

– Represje z naszej strony – odpowiedział. Wczoraj jakiś Palestyńczyk dokonał samobójczego ataku. Trzy ofiary. Trzeba było zareagować.

Bez słowa wysiadłem z samochodu i poszedłem po gruzie.

Dwie walczące grupy żydowskich i palestyńskich chłopców rzucały w siebie kamieniami. Ponieważ nie trafiali, jeden chwycił belkę, ruszył na najbliższego przeciwnika i zdzielił go. Odpowiedź nie dała na siebie długo czekać. W kilka sekund chłopaki z obu band okładali się deskami ile sił.

Skoczyłem ku nim, z wrzaskiem.

Czy się przestraszyli? Czy skorzystali z okazji, żeby przerwać walkę? Rozbiegli się w dwie przeciwne strony.

Rudi podszedł do mnie powoli, zdegustowany.

Schylając się, zobaczyłem zgubione przez dzieciaki przedmioty. Podniosłem kipę i palestyńską chustę. Schowałem jedną do prawej kieszeni, drugą do lewej.

– Co robisz? – zapytał Rudi.

– Zakładam kolekcję.

Przekładu dokonałam częściowo w czasie pobytu w Międzynarodowym Ośrodku Pisarzy i Tłumaczy na Rodos we wrześniu 2004 roku.

Barbara Grzegorzewska Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, ul. Kościuszki 37, 30- 105 Kraków. Wydanie I, 2005.

Eric-Emmanuel Schmitt

***